dopiero po ślubie, który zwykle następował rok po zaręczynach. Po zawarciu związku młoda para żyła zazwyczaj przy rodzinie męża. Od tej pory to on też zyskiwał nad nią władzę. Miał prawo do rzeczy znalezionych przez swoją żonę, także do zarobków za jej pracę ręczną, wreszcie mógł unieważnić jej śluby. Żonę wobec męża obowiązywało posłuszeństwo. Dopuszczalna była poligamia, żona musiała zatem tolerować konkubiny mieszkające wraz z nią. Tak przynajmniej wynikało z przepisów prawa; w praktyce związki poligamiczne wśród Żydów nie są znane. Z jednym wyjątkiem króla Heroda. To jednak przykład nie całkiem właściwy. Ze żmudnej i drobiazgowej analizy Nikosa Kokkinosa (The Herodian Dynasty) wynika, że Herod najprawdopodobniej w ogóle nie był Żydem, a określenie Idumejczyk w jego przypadku nie wskazywało na członka rodziny, która wcześniej przyjęła judaizm, ale na człowieka pochodzącego z rodu pogańskiego. Poza tym trudno przyjąć, że wielożeństwo Heroda odpowiadało życiu przeciętnego Izraelity.
Jednym z najbardziej uderzających faktów, które pokazywały ograniczenie pozycji kobiety, było to, że do rozwodu prawo miał tylko mąż. „O tym, jak niepewny był los kobiety w rodzinie męża, świadczy to, że mąż mógł się rozwieść z nią, jeśli spowodowała ona »przeszkodę« dla małżeństwa – pisze Ben Witherington III. – Tego przywileju nie miały kobiety. Inaczej niż w przypadku mężczyzny, żeby rozwieść się z kobietą, nie trzeba było uzyskać jej zgody. Powodem mogła być tylko nieczystość (szkoła Szamaja), przypalenie posiłku (szkoła Hillela), a nawet znalezienie sobie lepszej żony (R. Akiba)” (s. 3). Jak widać, najbardziej liberalna i najbardziej tolerancyjna pod względem stosowania prawa szkoła Hillela, której późniejszym przedstawicielem był wielki Akiba (zginął zabity przez żołnierzy Hadriana około 135 r.), była jednocześnie tą szkołą myślenia, która w ogóle nie troszczyła się o bezpieczeństwo i prawa kobiety. Nawet jeśli w praktyce rozwody krytykowano i starano się do nich nie dopuścić, głoszenie zasady, zgodnie z którą jego przeprowadzenie jest wyłączną prerogatywą mężczyzny i zależy od jego widzimisię, musiało oznaczać poważne osłabienie rangi kobiety. W tym kontekście dopiero należy patrzeć na naukę Jezusa o zakazie rozwodów – niezależnie od swego znaczenia teologicznego, jej ostatecznym skutkiem było faktyczne zrównanie kobiety i mężczyzny, który utracił władzę dowolnego pozbywania się niechcianej żony. W sensie społecznym zakaz rozwodów służył kobietom i zapewniał im bezpieczeństwo.
To, że kobiety nie mogły nauczać, było oczywiste; ale nie mogły też, a raczej nie powinny uczyć się Tory. Nie tylko były zwolnione z obowiązku jej nauki, ale w ogóle winny się tego wystrzegać. Cytowany przez Jeremiasa Rabin Eliezer (ok. 90), niestrudzony obrońca starej tradycji, mówi z naciskiem: „Jeśli mężczyzna przekazuje swej córce wiedzę o Prawie, to tak jakby uczył ją rozpusty” (Jerusalem…, s. 373). Te ograniczenia religijne miały też inny wymiar. Kobietom nie wolno było przekraczać ściśle dla nich wytyczonej strefy w obrębie świątyni jerozolimskiej: mogły wchodzić tylko na dziedziniec pogan i dziedziniec kobiet. Ale nawet i to prawo miało swoje ograniczenia. Kobietom nie wolno się było tam pojawiać w okresie miesiączkowania, a także 40 dni po urodzeniu syna i 80 dni po urodzeniu córki. Wynikało to wprost nie z tradycji starszych, ale z samej Księgi Kapłańskiej: „Kobieta, która ma miesiączkę, będzie nieczysta przez siedem dni. Każdy, kto by jej dotknął, będzie nieczysty aż do wieczora. Wszystko, na czym się ona położy lub usiądzie podczas miesiączki, będzie nieczyste” (15, 19-20). Konsekwencją tej regularnej nieczystości kobiet musiało być oczywiście wykluczenie ich ze stanu kapłańskiego. „Cokolwiek można myśleć o przepisach znalezionych w Księdze Kapłańskiej 15, powinno być jasne, że kobieta nie mogła być kapłanką i występować w takiej roli w kulcie; powodem był przepis dotyczący jej nieczystości w okresie miesiączkowania, a nie uprzedzenia rabinów. Kapłan musi być czysty i święty cały czas, tak aby móc składać ofiary (Kpł 21, 22)” – zauważa trafnie Witherington (s. 8). Rabini w tym przypadku są wiernymi przekazicielami tradycji. Nic dziwnego zatem, że brakuje jakichkolwiek przekazów wskazujących na to, że kobiety mogły odczytywać Torę w synagogach. Inaczej niż w przypadku kultów pogańskich, kobiety w judaizmie nie mogły wykonywać żadnych funkcji kultowych. Nie mogły być ani westalkami, ani kapłankami tylu innych bogiń płodności. W sensie formalnym wykluczała je regularna nieczystość; w sensie głębszym ich niemożność bycia kapłankami wynikała z samego rozumienia Boga, z tego, że inaczej niż w przypadku bogiń i bogów pogańskich nie zapładniał on kobiet, nie kierował się upodobaniami seksualnymi. Stosunki Boga i wiernego Żyda nie miały w sobie nic z erotyzmu i pożądania seksualnego. Rozkosz seksualna była dozwolona tylko jako środek służący płodzeniu i rodzeniu się dzieci; nie miała w sobie nic boskiego.
Lekkomyślność płci
Z punktu widzenia dyskusji nad rolą Marii Magdaleny szczególnie ważna zdaje się kwestia uprawnień do składania świadectwa przez kobiety. Otóż w tradycji żydowskiej jednoznacznie im tego prawa odmawiano. Jeremias: „Kobieta nie miała prawa występować jako świadek, ponieważ z Księgi Rodzaju 18, 15 wywnioskowano, że jest kłamcą. Jej świadectwo dopuszczano tylko w kilku zupełnie wyjątkowych przypadkach, w takich samych jak świadectwo pogańskiego niewolnika” (Jerusalem…, s. 374). We wspomnianym fragmencie Księgi Rodzaju przytoczona jest reakcja Sary na słowa Abrahama, że urodzi dziecko. Na początku, gdy słyszy obietnicę, Sara się śmieje, bo nie miała już miesiączki. Pan to widzi i podtrzymuje, a nawet wzmacnia obietnicę. Śmiech Sary staje się niemal wyzwaniem. Ta, widząc reakcję Pana, przestraszyła się i „wyparła się: »Nie śmiałam się«. Bóg jednak powiedział: »Przeciwnie, śmiałaś się«”. Od tego momentu symbolicznie kobiety uważa się za niewiarygodne; ich świadectwo traci na znaczeniu.
To samo zauważa szwedzki komentator Samuel Byrskog, który pisze: „Starożytne pisma żydowskie, ogólnie mówiąc, pokazują niską ocenę kobiet jako wiarygodnych świadków” (s. 73). Podobnie Witherington. Chociaż nie jest prawdą, że „większość rabinów uważała kobiety za z natury kłamliwe”, to „można spokojnie stwierdzić, że niska ocena kobiet była powszechna przed, podczas i po erze Jezusa” (s. 9). Słusznie. Tylko czy słowa obu badaczy, a szczególnie Byrskoga, oddają wystarczająco trafnie stopień braku wiarygodności kobiet w oczach im współczesnych? Warto przyjrzeć się temu, co napisał na ten temat najlepszy pewnie świadek epoki, mianowicie Józef Flawiusz. Stwierdza on, komentując odnośne fragmenty Księgi Powtórzonego Prawa: „Od kobiet nie wolno przyjmować żadnych zeznań ze względu na lekkomyślność właściwą ich płci; również niewolnicy nie mogą być świadkami ze względu na miernotę ich dusz, gdyż prawdopodobne jest, że przez chciwość lub trwogę zeznawaliby fałszywie” (Antiquitates, 4, 219). Kobiety zatem zostają wykluczone jako potencjalni świadkowie; zostają wykluczone jako takie, bo przemawia przeciw nim „lekkomyślność właściwa ich płci”. Ta lekkomyślność jest stawiana przez starożytnego autora na równi z miernotą dusz niewolników. Otóż nie dopuszcza się do zeznań niewolników, bowiem można przewidzieć, że mówiliby nie to, co widzieli i słyszeli, nie to, co odpowiada rzeczywistości, ale ze względu na swój stan zależności i poddania kierowaliby się bądź chciwością – chęcią zysku za złożone nieprawdziwe zeznanie, bądź trwogą – strachem, że zeznając prawdę, narażą się na szykany ze strony choćby swego pana. To kolejne potwierdzenie, jak podobnie podchodzono do kobiet i niewolników – w obu przypadkach uważano, że ze względu na biologiczną płeć lub naturalną sytuację poddaństwa osoby te nie są zdolne do bezstronnego przekazu.
Krew nie czyni skażoną
Z tego wszystkiego, co do tej pory napisałem na temat roli kobiet w judaizmie, wynika jedno: ich towarzyszenie Jezusowi, ba, występowanie w roli uczennic i tych, które pojmują posłanie Pana, musiało dla postronnych obserwatorów stanowić prawdziwy szok. Wskazał na to dawno już Martin Hengel: „Nawet fakt, że kobiety należały do szerszego kręgu wokół Jezusa, jest całkowicie nie do pogodzenia z rozumieniem Go jako nauczyciela na podobieństwo rabinów, lecz zgadza się logicznie