mage target="_blank" rel="nofollow" href="#fb3_img_img_769518be-ae33-5bc5-a3d7-ea07652fb924.jpg" alt="Okładka"/>
Carole Mortimer
Kobieta w złotej masce
Tłumaczenie:
Wanda Jaworska
PROLOG
Palazzo Brizzi
Wenecja, Włochy
1817 r., kwiecień
– Czy wspomniałem już wam, że myślę o oświadczeniu się którejś z córek Westbourne’a?
Lord Dominic Vaughn, hrabia Blackstone, jeden z dwóch dżentelmenów zagadniętych przez goszczącego ich lorda Gabriela Faulknera, uznał, że wpatruje się w niego w sposób mało elegancki, z wyrazem najwyższego niedowierzania. Rzut oka na Nathaniela Thorne’a, hrabiego Osbourne’a, upewnił go, że przyjaciel jest równie mocno zdumiony tą informacją. Znakiem tego był fakt, że ręka, w której trzymał filiżankę z herbatą, zatrzymała się w pół drogi między spodkiem a ustami.
W samej rzeczy, była to jedna z tych chwil, w których miało się wrażenie, że czas się zatrzymał, ustał wszelki ruch, zamilkł wszelki dźwięk, a ziemia przestała się obracać.
Oczywiście tak się nie stało. Nadal było słychać śpiew gondolierów dochodzący z pobliskiego Canale Grande, nawoływania domokrążców pływających wzdłuż kanałów i zachwalających towary, a także radosny śpiew ptaków. Lodowata cisza, która zdawała się zatrzymać czas, panowała tylko w jednym miejscu, gdzie przebywali trzej młodzi arystokraci. Spotkali się na balkonie pałacu i spożywali śniadanie, po którym Blackstone i Osbourne zamierzali wyruszyć w drogę do Anglii.
– Panowie? – Gabriel Faulkner zwrócił się do nich w typowy dla siebie, to znaczy oschły i lekko kpiący sposób, unosząc brwi nad granatowymi jak niebo o północy oczami. Odłożył przy tym list, który właśnie skończył czytać.
Dominic Vaughn pierwszy otrząsnął się ze zdumienia, nie ukrył jednak emocji w głosie, gdy spytał:
– Chyba nie mówisz poważnie, Gabe?
Hrabia znów uniósł brwi, które już zdążył opuścić.
– Tak uważasz? – mruknął.
– Z całą pewnością – włączył się Osbourne, wreszcie dochodząc do siebie. – Przecież sam jesteś Westbourne’em.
– Owszem, od sześciu miesięcy. A teraz oświadczyłem się jednej z córek poprzedniego hrabiego.
– Copelanda? Takie było rodowe nazwisko starego hrabiego Westbourne’a?
– Właśnie. – Skinął wyniośle głową.
– Ale... ale dlaczego chcesz zrobić coś takiego? – Dominic nawet nie starał się ukryć niesmaku, jaki wzbudziła w nim myśl, że jeden z ich grona z własnej woli odda się w małżeńską niewolę.
Trzej przyjaciele byli rówieśnikami, mieli po dwadzieścia osiem lat, z których pięć spędzili na służbie w armii Wellingtona. Poznali się w szkolnych czasach, gdzie zadzierzgnęli więzy przyjaźni, potem walczyli ramię w ramię, dzielili kwaterę, razem jedli i pili, a także, gdy była taka okazja, ruszali na miłosne podboje. Dawno przy tym za życiową dewizę uznali taką oto obrazową metaforę: Gdy ma się do dyspozycji cały kosz, tylko głupiec zadowoli się jednym, choćby i nadzwyczaj soczystym owocem. Dlatego obwieszczenie Gabriela spadło na Blackstone’a i Osbourne’a niczym grom z jasnego nieba. Uznali to za zdradę, za sprzeniewierzenie się tajnemu paktowi trzech przyjaciół.
Westbourne wzruszył szerokimi ramionami, które skrywał elegancki granatowy surdut, po czym oświadczył:
– Wydaje mi się to ze wszech miar właściwym posunięciem.
Właściwe posunięcie! Od kiedyż to lord Gabriel Faulkner w trudzie i znoju rozważał, co jest właściwe, a co nie? Od kiedyż to w swym postępowaniu kierował się troską o to, by być w zgodzie z ogólnie przyjętymi normami? Wykluczony z towarzystwa, przed ośmiu laty jako czarna owca został zmuszony przez rodzinę do wyjazdu na kontynent. Ale co się dziwić, skoro żył według własnych zasad, które nie miały nic wspólnego z powszechnie akceptowaną moralnością.
Po odziedziczeniu szacownego tytułu jako nowy hrabia Westbourne wprawdzie nie uległ cudownej duchowej przemianie, skoro jednak patrzył teraz na rzeczywistość z całkiem innego miejsca, z pozycji kogoś, kto ma tytuł, majątek i władzę, siłą rzeczy zmienił się jego punkt widzenia, co pociągnęło za sobą określone konsekwencje. Uznał mianowicie, że towarzystwo londyńskie – a zwłaszcza matki pragnące wydać za mąż swoje córki – z otwartymi ramionami przyjmie z powrotem skandalistę do swego grona.
A nawet jeśli tak się nie stanie, to...
– Oczywiście żartujesz, Gabrielu. – Osbourne wciąż miał na to nadzieję.
– Nie, nie, w żadnym razie – stanowczym tonem oznajmił Westbourne. – To, że niespodziewanie odziedziczyłem tytuł i majątek pociągnęło za sobą różne konsekwencje, w tym i to, że przyszłość trzech córek Copelanda zawisła na mojej łasce i niełasce. – Na jego wargach zagościł drwiący uśmieszek. – Z całą pewnością Copeland liczył na to, że nim uda się na łono Abrahama, zdąży wydać swoje córki szczęśliwie za mąż. Ale cóż, nie zdążył, i tym sposobem trzy młode damy znalazły się pod moją opieką.
– Chcesz powiedzieć, że od pół roku jesteś opiekunem trzech smarkatych panienek i nawet nie pisnąłeś słowa? – Osbourne wypowiedział te słowa takim tonem, jakby nie wierzył własnym uszom, a gdy Westbourne skinął chłodno głową, dodał drwiąco: – To tak, jakby zostawić lisowi otwarte drzwi do kurnika, prawda?
Rzeczywiście, przyznał w duchu Dominic. Sława Gabriela jako uwodziciela była legendarna, podobnie jak bezwzględność, gdy kładł kres związkowi, który go znudził.
– Dlaczego dotąd trzymałeś to w tajemnicy? – spytał.
– Wspominam teraz. – Westbourne wzruszył ramionami.
– Niewiarygodne... – cicho skomentował Osbourne.
Na co Gabriel najpierw uśmiechnął się cierpko, bez cienia radości, po czym odparł:
– Tak samo niewiarygodne jak tytuł, który odziedziczyłem. – Nigdy by do tego nie doszło, gdyby w czasie wojny z Napoleonem nie zginęli dwaj bratankowie Copelanda, jego naturalni sukcesorzy, ponieważ hrabia miał tylko córki. Jednak zrządzeniem losu tytuł i majątek odziedziczył okryty niesławą daleki krewny, w istocie dziesiąta woda po kisielu, ktoś kompletnie obcy zarówno staremu hrabiemu, jak i jego rodzinie. – Oczywiście fakt, że jestem opiekunem tych młodych dam, niejednemu może wydawać się... dość niecodzienny. Sam przyznaję, że nie jest to zwyczajna sytuacja, dlatego zleciłem mojemu prawnikowi, żeby w imieniu nowego hrabiego Westbourne’a złożył propozycję małżeństwa.
– Której córce? – Dominic usiłował sobie przypomnieć, czy miał okazję poznać panny Copeland podczas ostatnich dwóch sezonów, kiedy po wojennych przygodach znów zaczął bywać w towarzystwie. I bardzo się zaniepokoił. Owszem, nie uczestniczył regularnie w życiu towarzyskim, zjawiał się tylko na wybranych rautach, przyjęciach czy balach, ale jednak się zjawiał, więc mało prawdopodobne, by nie miał okazji poznać panien Copeland. Lecz żadnej z nich nie zapamiętał. Wniosek nasuwał się jeden: żadna z tych młodych dam nie okazała się na tyle atrakcyjna, by warto było ją zapamiętać.
Westbourne skrzywił się, po czym wyjawił:
– Nigdy nie spotkałem żadnej z panien Copeland, więc nie uznałem za konieczne określać swoich preferencji.
– Niemożliwe! – wykrzyknął Dominic. – Gabrielu, nie powiesz chyba, że oferta małżeństwa była skierowana nie do wybranej przez ciebie, ale do którejkolwiek z córek Copelanda?
– Właśnie tak zrobiłem – odparł z chłodnym uśmiechem.
– A niech to! – Osbourne był równie zszokowany jak Dominic. – Dlaczego podejmujesz takie ryzyko? A jeśli dadzą ci za żonę najbrzydszą z sióstr, grubą i kostropatą? Nikt inny jej nie zechce, więc