Кэрол Мортимер

Kobieta w złotej masce


Скачать книгу

zginęła tragicznie z rąk zazdrosnego kochanka.

      – Mogą dać ci tę, która odziedziczyła urodę po ojcu – sarkastycznie skomentował Dominic.

      Copeland, który zmarł w wieku sześćdziesięciu paru lat, był niskim, tęgim mężczyzną pozbawionym uroku, nic więc dziwnego, że kobieta tak piękna jak Harriet Copeland porzuciła go dla młodszego i bardziej urodziwego.

      – Co będzie, jeśli pozostanę przy swojej decyzji? Lub inaczej: po co przy niej trwam? – Westbourne rozsiadł się wygodnie, a ciemne kręcone włosy, z tyłu sięgające karku, opadły mu na czoło. – Hrabia Westbourne powinien spłodzić dziedzica, legalnego męskiego potomka, a do tego celu potrzebuje żony. Wszystko jedno jakiej, byle płodnej. Sądzę, że któraś z sióstr Copeland, niezależnie od swego wyglądu, może dać mi tego dziedzica, nieprawdaż? – Wzruszył ramionami.

      – Chodzi mi o to – upierał się przy swoim Osbourne – że może być brzydka, gruba i kostropata. – Wizerunek nieszczęsnej panny Copeland też pozostał bez zmian. – I co wtedy? Jestem przekonany, że w takim przypadku nie zdołasz stanąć na wysokości zadania, innymi słowy, nie spłodzisz dziedzica. Już sobie wyobrażam tę noc poślubną... – Osbourne skrzywił się z niesmakiem.

      – Co na to powiesz, Gabe? – rzucił rozbawiony Dominic.

      – A to, że nie ma już znaczenia, czy sprawdzę się w małżeńskim łożu. – Westbourne ponownie przeczytał krótki list. – Panowie, moja reputacja znów mnie dosięgła. Lub też wyprzedziła, przepłynęła Kanał, nim ja zdążyłem to uczynić. – Głos hrabiego przybrał stalowe brzmienie.

      – Wyjaśnij to, Gabrielu – poprosił Dominic po chwili ciszy.

      Oczy Westbourne’a błysnęły złowrogo, zaraz się jednak opanował.

      – Mój prawnik właśnie mnie poinformował – postukał palcem w list – że wszystkie trzy siostry Copeland, nawet ta gruba, brzydka i kostropata – uśmiechnął się lekko do Nathaniela – odrzuciły ofertę małżeństwa złożoną przez otoczonego złą sławą lorda Gabriela Faulknera, skandalistę o zszarganej reputacji.

      – No tak... – Dominic znał przyjaciela wystarczająco długo, by wiedzieć, że tylko pozoruje spokój. Pod fasadą obojętności kryła się skumulowana złość.

      Potwierdziły to następne słowa hrabiego, które można by w pewnym sensie odczytać jako akt wypowiedzenia wojny:

      – W tej sytuacji, panowie, wkrótce po was udam się do Anglii.

      – Weneckie damy będą niepocieszone – zauważył sucho Osbourne.

      – Być może – zgodził się Gabriel – ale nadszedł już czas, by nowy hrabia Westbourne zajął należne mu miejsce w londyńskiej socjecie.

      – Wspaniale! – entuzjastycznie poparł tę decyzje Osbourne.

      – Znakomite posunięcie – podobnie zareagował Dominic. – W takim razie coś ci chcę zaproponować. Ponieważ londyńska rezydencja Westbourne’ów od lat stoi pusta, więc musi przypominać mauzoleum. W takim razie może po powrocie wolałbyś zatrzymać się u mnie, w Blackstone House? Przy okazji chętnie bym poznał twoją opinię o zmianach, które zleciłem poczynić U Nicka w czasie mojej nieobecności. – Miał na myśli klub hazardowy, który przed miesiącem wygrał w karty od Nicholasa Browna, poprzedniego właściciela.

      – Dominicu... – Gabriel zmarszczył brwi. – Powinienem był dopilnować, żebyś nie wdawał się w żadne interesy z Brownem.

      To ostrzeżenie nie było już potrzebne, choć jeszcze niedawno miałoby znaczenie. Dominic doskonale wiedział, że Nicholas Brown, nieślubny syn członka Izby Lordów i prostytutki, miał liczne powiązania z londyńskim światem przestępczym i z całą pewnością do dżentelmenów się nie zaliczał. Dlatego teraz powiedział po prostu:

      – Masz rację, Gabe.

      – Tak... – Westbourne skinął głową. – W takim razie dziękuję ci za zaproszenie do Blackstone House, ale nie zamierzam zostać w mieście. Niezwłocznie udam się do Shoreley Hall.

      Ten fakt, Dominic był tego pewien, nie wróżył nic dobrego trzem siostrom Copeland.

      ROZDZIAŁ PIERWSZY

      Klub gier hazardowych U Nicka

      Londyn, Anglia

      Caro sunęła na palcach przez scenę, aż wreszcie usadowiła się na pokrytym czerwonym aksamitem szezlongu. Sprawdziła, czy złocona i wysadzana szlachetnymi kamieniami maska, która zasłaniała twarz od brwi po usta, jest właściwie umocowana, po czym ułożyła długie hebanowe loki peruki, by spływały na plecy i piersi ukryte pod złota suknią. W ten sposób była całkowicie zasłonięta, od czubka głowy aż do stóp.

      Usłyszała szmer podniecenia dochodzący zza kurtyny zawieszonej przed niewielkim podium. Wiedziała, że mężczyźni goszczący w klubie niecierpliwie oczekują momentu, gdy zasłona się rozsunie i zacznie się występ.

      Serce mocniej zabiło, krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach, gdy rozległy się dźwięki muzyki rozpoczynającej przedstawienie. Za kurtyną oddzielającą Caro od publiczności zapadła pełna napięcia cisza.

      Dominic na chwilę przystanął przed wejściem do lokalu U Nicka, jednego z najmodniejszych klubów hazardowych Londynu. Zanim jeszcze przed miesiącem został jego właścicielem, lubił tu zaglądać i spotykać się z przyjaciółmi. Można by nawet z pewną przesadą powiedzieć, że był to jego drugi dom.

      Dosłownie przed paroma godzinami wrócił z Wenecji i zależało mu na tym, by jak najszybciej zjawić się w klubie. Gdy podawał kapelusz i pelerynę szatniarzowi, zaintrygowało go, że przy wejściu nie ma młodego osiłka, który pilnował, by nikt niepożądany nie wszedł do środka. Do tego w salach gier, dyskretnie usytuowanych za czerwonymi aksamitnymi kotarami, panowała nienaturalna cisza.

      Do diabła, co tu się dzieje? – zachodził w głowę.

      Nagle rozległ się zmysłowy, kobiecy głos. Dominic przez chwilę słuchał przepięknie wykonywanej pieśni, zaraz jednak się otrząsnął. Przed wyjazdem do Wenecji, gdy tylko przejął klub, nakazał surowo, by od tej pory nie zatrudniano tu żadnych kobiet, w żadnych charakterze.

      Gdy wszedł do głównej sali, od razu zorientował się, jaka była przyczyna dezercji atletycznie zbudowanego portiera, który miał warować przy drzwiach wejściowych. Ben Jackson stał jak zahipnotyzowany wśród tłumu gości wpatrzonych w scenę. Wszyscy widzieli – i słyszeli – tylko jedno.

      Kobieta o zmysłowym uwodzicielskim głosie leżała na ustawionym na scenie szezlongu obitym czerwonym aksamitem. Była drobna i niewysoka, burza hebanowych włosów opadała kaskadą loków na ramiona i szczupłe plecy. Prawie całą twarz zasłaniała wysadzana szlachetnymi kamieniami maska, podobna do tych, które nosi się podczas karnawału w Wenecji, ale widoczne były pełne, kuszące usta i szyja o perłowej bieli. Pieśniarka miała na sobie mieniącą się złotem szatę, która dyskretnie podkreślała ponętne kształty, budząc wyobraźnię i czyniąc jeszcze bardziej pociągającą.

      Owszem, była dokładnie ukryta pod suknią, puklami i maską, a jednak wydała się Dominicowi najbardziej zmysłową i zjawiskową istotą, jaką kiedykolwiek widział.

      Pożądanie widoczne w oczach mężczyzn zgromadzonych przed sceną i rozpłomienione twarze wyraźnie wskazywały, że wszyscy odczuwają to samo co on. Wielu nie potrafiło zapanować nad sapnięciami czy oblizywaniem warg. Bardzo to się nie spodobało Dominicowi. Jego lokal powinien przyciągać gości w inny sposób, ma być wolny od kupczenia erotyką, nie mówiąc już o płatnej miłości. Owszem, bardzo mu się to nie spodobało. A jednak nie mógł oderwać wzroku od sceny.

      Caro