Marta W. Staniszewska

Nigdy nie mówię nigdy


Скачать книгу

– wypaliłam jak z armaty.

      Henry zakrztusił się drinkiem.

      – Nie, Samantho, wolę kobiety – odparł z powagą, choć rozbawienie tańczyło w jego źrenicach.

      – Nie widziałam cię tu wcześniej – drążyłam. – Czym zajmujesz się na co dzień?

      – Zawsze zadajesz tyle pytań?

      – To zależy, czy coś mnie interesuje, czy jest mi obojętne – odpowiedziałam, a on nachylił się do mnie i odsunął kosmyk włosów z mojego policzka. Oblizał usta tak seksownie, że miałam ochotę spróbować ich smak. Pochylił się jeszcze bliżej.

      – Jak już mówiłem, pracuję w hotelu – mruknął, wciąż patrząc w moje oczy. Jego oddech owiał moją szyję.

      – W którym hotelu? – nie odpuszczałam.

      Zastanowił się przez ułamek sekundy, a gdy otworzył usta, by odpowiedzieć, przy stoliku, niczym dżin z lampy, zmaterializował się wściekły Nate… z dwoma drinkami w dłoni i miną jakby miał zaraz rozbić je komuś na głowie.

      Boże, totalnie zapomniałam o Nathanie! Poczułam, jak zaczynam się lekko pocić. Uniosłam się, aby przesunąć się i ustąpić mu miejsca, ale Henry powstrzymał mnie delikatnie, chwytając mnie za dłoń i przyciągając z powrotem do siebie.

      – Siedź w miejscu, proszę, i nic nie mów – mruknął do mojego ucha tak, że ledwie rozróżniłam dźwięki. – Obiecuję, że zaraz zrozumiesz dlaczego…

      Splótł palce z moimi i położył nasze dłonie na swoim udzie. Chciałam się jakoś niezauważalnie wyplątać, ale nie pozwolił mi zabrać ręki. Co on kombinował?

      – Henry… – wykrztusił Nate i zmierzył sytuację dokładnie. – Dawno cię tu nie widziałem – warknął nieprzyjemnie, zerkając na nasze połączone w wielu miejscach ciała.

      Henry w odpowiedzi przełożył ramię ponad moją głową i położył je na oparciu za moimi plecami, zwiększając tylko liczbę punktów stycznych.

      Podniosłam wolną ręką manhattana za cienką nóżkę i zaczęłam sączyć go małymi łykami, udając, że zainteresowała mnie wisienka na dnie kieliszka i próbując z całych sił zapanować nad drżeniem obu dłoni. Znów ponowiłam chęć wyrwania ręki, ale Henry przytrzymał mnie silniej, rugając mnie krótkim spojrzeniem. Alkohol ukoił ucisk w gardle. Sytuacja stała się zaskakująco niezręczna. Całość trwała może pięć sekund, ale dla mnie ciągnęła się jak wieczność.

      – Cześć, Shepard. Kopę lat – odmruknął jedynie Henry niewzruszony tonem Nathana. – Co słychać u Mandy? Ostatnio, gdy was razem widziałem, planowaliście drugie dziecko.

      – Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, Morrison. Zająłeś moje miejsce, i chyba naprzykrzasz się mojej kobiecie.

      Nathan odstawił na stolik drinki, które niósł w dłoniach, a ja niemal udławiłam się na jego słowa. No i doigrałam się! Otworzyłam szeroko oczy na Meg, a ona tylko uśmiechnęła się, wyszczerzając zęby w złośliwym: a nie mówiłam?

      – Mojej kobiecie? – syknęłam. – Co ja jestem? Trofeum w igrzyskach?

      Nathan, zapatrzony w Henry’ego, chyba nawet nie usłyszał, co powiedziałam.

      I nagle do mnie dotarło. Henry wiedział, że Nathan był tu ze mną i wiedział, kim jest. Choć nadal nie umiałam połączyć faktów i przebiegu zdarzeń, nie wiedziałam, czy bardziej jestem wdzięczna Henry’emu za to, co zrobił, zaskoczona, skąd wiedział, czy może jednak wściekła, że o wszystkim dowiaduję się ostatnia.

      A wiec ona istniała i miała na imię Mandy… Jedno imię, które przesądziło sprawę. A do tego dzieci? Siedziałam i bez słowa patrzyłam na dalszy rozwój wydarzeń. Już nie próbowałam wyrwać dłoni. Oparłam się o podłokietnik kanapy, a Henry przysunął się do mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w nie bez protestu. Muzyka w mojej głowie ucichła i mogłam słyszeć już tylko bicie własnego serca i głos Henry’ego, który patrząc pewnie w oczy Nate’a, z bezczelnym uśmiechem podsunął nasze dłonie bliżej swojego rozporka, ale na tyle daleko, żeby nie wprawić mnie w zbędne zakłopotanie. Ja jednak nie miałam zamiaru zwracać najmniejszej uwagi na Nathana i podjęłam grę Henry’ego. Położyłam rękę na jego jeansach, masując jego udo wolno w górę i dół, sącząc przy tym frywolnie drinka. Kącik ust Henry’ego drgał mimowolnie, ale nie zająknął się, gdy gładząc mój bark delikatnym muśnięciem powiedział:

      – Nie wiedziałem, że Samantha to twoja kobieta. – Popatrzył teraz na mnie pytająco i uśmiechnął się leciutko, gdy położył palce na mój kark, a potem wsunął je w moje włosy i zaczął bawić się kosmykiem. Włoski na całym ciele stanęły mi na baczność. – Czy Nate to twój mężczyzna, Samantho? – spytał, a jego przeszywający wzrok powiedział mi, że dobrze znał odpowiedź na swoje pytanie. Był w tym niesłychanie bezczelny, ale i zabawny w pewnym sensie.

      – Nie. Znamy się od paru tygodni, ale nie jesteśmy razem – odpowiedziałam, nie mogąc oderwać oczu od jego idealnych ust, które znów oblizał wolno.

      Henry nie czekał, aż powiem coś więcej, tylko pochylił się do mnie i pocałował mnie tymi swoimi pięknymi wargami tak, że zabrakło mi powietrza w płucach i mało nie upuściłam drinka. Klub zawirował. To zdecydowanie nie był pocałunek geja. Zatonęłam w tym pocałunku, w jego ciele, w jego zapachu, chciałam więcej, mocniej, dalej.

      Nagle oderwał swoje usta, pociągnięty przez Nathana za poły kurtki i leniwie wstał z miejsca.

      Meg patrzyła na nas jak na dziwadła cyrkowe, a Lucy uśmiechała się do siebie.

      – Widzisz, Shepard… – skierował teraz uwagę na zaskoczonego Nathana, który spiął się i skrzywił, jakby wiedział, co Henry zaraz powie. – Samantha jest tu dziś ze mną, tak więc spadaj – rzucił sucho.

      Nie zaprzeczyłam. Nie umiałam. Chciałam, żeby Nate spadał! Wciąż czułam wilgoć warg Henry’ego, słodki smak jego pocałunku zmieszanego z whisky. Pocałunku, który odebrał mi zmysły, poza tymi, którymi odbierałam jego całego. Chciałam, żeby pocałował mnie ponownie.

      Ludzie wokół zaczęli szeptać i odwracać głowy w naszym kierunku. Dwóch ochroniarzy stojących daleko pod ścianą ruszyło w tę stronę.

      Nate popatrzył na Henry’ego, następnie na mnie i zmarszczył czoło.

      – Dziwka – wykrztusił z siebie i chwilę później leżał na posadzce klubu, krwawiąc z nosa, a dwie chwile potem był wynoszony przez ochronę za ręce i nogi. Ledwo zarejestrowałam fakt, kiedy to Henry trafił pięścią prosto w szczękę Sheparda, a drugim ciosem w nos powalił go ostatecznie. Następnie usiadł obok mnie z gracją i wychylił swoje whisky.

      – Zabierzcie te zwłoki – polecił ochronie, która pojawiła się przy stoliku maksymalnie w sekundę od uderzenia.

      Siedziałam z rozdziawioną buzią, nie wiedząc, co powiedzieć. Czy nikt oprócz mnie nie zauważył, że Henry właśnie rozkwasił kolesiowi nos w środku lokalu i że to nie on został wyniesiony bezwładny jak wór z kartoflami, a jego ofiara? Co prawda Nathan Shepard i jego nos w tej chwili obchodzili mnie mniej niż dalsze losy mojej zeszłorocznej choinki, co nie zmieniało faktu, że w tym obrazku coś było nie do końca w porządku.

      Henry wyprostował poły swojej kurtki. Przeczesał palcami włosy i kiwnął na kelnerkę, a ta posłusznie przydreptała z kolejną porcją whisky.

      – Czy ty przypadkiem właśnie nie zrobiłeś Nate’owi z nosa marmolady? – zdziwiłam się.

      – Nazwał