Marta W. Staniszewska

Nigdy nie mówię nigdy


Скачать книгу

na mnie za mój mały zwyczaj, nawet po latach, gdy już dawno nie mieszkaliśmy razem. Usamodzielniłam się w wieku dziewiętnastu lat. Od tamtej pory zarabiałam na siebie i mieszkałam samodzielnie. Od tamtej też pory pracowałam na swoją zawodową opinię.

      Gdy szłam korytarzem po domu rodzinnym, zrzuciłam buty i zawiesiłam kurtkę na haczyku. W moje nozdrza uderzył zapach grillowanego kurczaka.

      Piętnaście lat. Tyle lat minęło, odkąd wyprowadziłam się z domu i zaczęłam pracę w pracowni architektonicznej znajomego Charliego, Davida Hollfielda. Dave, po namowach mojego ojczyma przyjął mnie na stanowisko posłańca, lecz dzięki bystrości i wyjątkowej zdolności do uczenia się, a przede wszystkim obserwowania i wyciągania wniosków, szybko awansowałam na pozycję młodszej recepcjonistki, aby następnie zająć miejsce asystentki Davida. Nie obchodziły mnie plotki chodzące za mną po całej firmie, że dostałam się na to stanowisko dzięki temu, ze wskoczyłam Davidowi do łóżka. Najważniejsze, że ja wiedziałam, jak wiele pracy włożyłam, aby znaleźć się w tym właśnie miejscu i jak wiele poświęciłam. Łóżko i fantastyczny seks przyszły po wszystkim, po awansach, po przyjaźni, po miłości… i były jedynie

      miłym dodatkiem…

      Charlie wyciągał naczynia z szafki, słyszałam, jak talerz uderza o talerz.

      David nauczył mnie wszystkiego, co wiedział o prowadzeniu firmy, odkrył także moją zdolność do projektowania i niezwykłe wyczucie i oryginalność, czym mogę pochwalić się po latach i z czego słyną moje aranżacje. To także on nauczył mnie czerpać radość z seksu i to on był moją piątką na szynach…

      Przyjrzałam się sobie w lustrze wiszącym na ścianie naprzeciw wejścia do kuchni i poprawiłam zmierzwione wieczornym wiatrem włosy.

      To David ukształtował mnie taką, jaka jestem. Ulepił Samanthę Ryder z szarej gliny, którą była. Z bezkształtnej masy wyrzeźbił dzieło, które właśnie patrzyło na mnie z odbicia. Dzieło może niedoskonałe, ale doskonale zdające sobie sprawę ze swoich wad i zalet. Dzieło kompletne. Czy spisał się dobrze, czy źle, to osądzi historia. Gdy kończyłam pracę w jego firmie, żeby założyć własną, odchodziłam bez żalu, zostawiając za sobą przeszłość. Tego właśnie dawno temu nauczył mnie David. Radości z życia i czerpania z niego dużą łyżką. Nawet, po tylu latach, gdy już nie byliśmy razem, a widywaliśmy się tylko sporadycznie i w pośpiechu na kawie lub kolacji, wciąż w myślach dziękowałam mu za to, że kiedyś zjawił się w moim życiu i uratował mnie przed samą sobą.

      – Jesteś! – zawołał Charlie i przywitał mnie radośnie. – Chodź, pomożesz mi wyciągnąć bataty z piekarnika – powiedział, a ja w jego bursztynowych oczach, tak różnych od moich, dostrzegłam ten sam smutek, który czułam wewnątrz. Mama zawsze przyrządzała bataty z kurczakiem, to było jedno z jej popisowych dań. Patrząc na siwiejące włosy Charliego, mojego najlepszego przyjaciela i ojczyma, choć w pełni i totalnie mojego ukochanego taty, miałam wrażenie, że od pogrzebu mamy znacząco się posunął i dorobił kilku głębszych niż przedtem zmarszczek. Odwzajemniłam jego smutny uśmiech i odziana w rękawice schyliłam się do piekarnika po naczynie żaroodporne. Rozumieliśmy się w tej chwili bez słów. Teraz, kiedy zabrakło mamy, choć nie łączyły nas więzy krwi, czułam się jego córką bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

      Rozdział 4

      W nocy nie spałam zbyt dobrze i bynajmniej nie była to wina batatów z kurczakiem Charliego.

      Piątek zleciał mi na kilku spotkaniach, o których zapominałam w momencie ich zakończenia i szybkim numerku w mojej łazience z Ethanem zaraz po spotkaniu zarządu – tak dla rozluźnienia. Mając w pamięci roztargnienie z dnia poprzedniego, wolałam nie zaliczać go przed ważnym zebraniem. Na szczęście dziś temat wyjścia na drinka nie powrócił, ale Ethan nie był do końca sobą. Po wszystkim, analizując jego smutne spojrzenie i przystojną, młodą twarz, miałam wrażenie, że błądził myślami gdzieś daleko.

      Po powrocie do domu wzięłam długą kąpiel i przebrałam się w zbyt krótką, czarną sukienkę z cekinami. Kończyłam malować paznokcie, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. W progu stała wyszykowana od stóp do głów Megan Hayes, a blask jej biżuterii mógłby służyć za sygnalizację miejskiego lotniska. Moja najlepsza przyjaciółka i zarazem powierniczka moich zmartwień i radości. Uściskałam ją najmocniej, jak pozwalał na to rozsadek, aby nie połamać jej żeber. Jej czarne włosy pachniały słodką wanilią. Pocałowała mnie w policzek.

      – Wejdź, kochanie – zachęciłam ją i klepnęłam w tyłek, gdy mijała mnie w swojej najobciślejszej, granatowej sukience z milionem frędzli i koralików. – Muszę jeszcze skończyć makijaż i już wychodzimy.

      Moja kochana Meg. Moja przyjaciółka. Moja honorowa siostra. Wiedziała o mnie wszystko. Dosłownie. Od ulubionego deseru po lęk przed windami.

      Szczególnie interesowało nas jednak nasze życie towarzyskie, bo to ono przysparzało nam całej serii uciech i godzin fascynujących rozmów. Wyjątkowo dobrze poznawała każdy szczegół moich spotkań z Natem i Ethanem i wiedziała, jak wyglądają ciała moich łóżkowych podbojów. Opowiadałam jej nawet o kształcie ich penisów i kolorze włosków łonowych. Ona zresztą również nie szczędziła mi szczegółów z wyglądu genitaliów jej partnerek. Tak, tak, Meg była zwolenniczką muszelek. Miłośniczką poprzecznych szparek, fascynatką kosmatych boberków. Nie przeszkadzało nam to kochać się jak siostry i zachwycać częściami intymnymi naszych kochanków.

      Meg zniknęła w kuchni, by po chwili pojawić się znów z piwem w ręku. Drugie postawiła dla mnie na toaletce, tuż obok kosmetyczki. Przesłałam jej bezgłośnego buziaka, nie przerywając malowania powieki. Rozsiadła się z nogą na nodze na fotelu pod oknem i przechyliła butelkę, opróżniając ją do połowy w jednym łyku.

      – Co u Viktorii? – spytałam ją i najwyraźniej wywołałam drażliwy temat, bo Meg skrzywiła się, jakby jej Miller smakował zepsutym mlekiem.

      – Powiedziałam jej, że to koniec – odparła Meg, a ja spojrzałam na nią ze współczuciem. Wiedziałam, że zaczynała się zakochiwać i to rozstanie musiało ją wiele kosztować.

      – Przykro mi, Meg.

      Megan zastanowiła się chwilę i dodała:

      – Nie ma co płakać nad związkiem, który nigdy nie miał być niczym więcej, oprócz seksu. Viktoria ostrzegała mnie, że nie chce się teraz wiązać. To moja wina, oszukiwałam się – mruknęła. – Wiedziałam, że nikogo nie da się zmusić do miłości.

      – To nie jest twoja wina, kochanie, słyszysz? – podeszłam do niej i ukucnęłam przy jej fotelu. – Viktoria nie była dla ciebie.

      Meg przytuliła mnie i siorbnęła cicho nosem. Podniosłam się i skierowałam do lustra, żeby dokończyć makijaż.

      – To co dziś planujesz? – spytałam, zmieniając temat. – Jakiś szybki seks bez zobowiązań, czy spokojny wieczór w moim towarzystwie.

      – To się jeszcze okaże – odparła. – À propos towarzystwa, myślisz, że Nate będzie w Morrison’s?

      – Nie jestem pewna, nie odzywał się od tygodnia – rzekłam, po czym z głośnym mlaśnięciem rozprowadziłam szminkę po wargach. – Już od jakiegoś czasu zastanawiam się, co ja właściwie z nim robię, ale dziś mam ochotę się troszeczkę zabawić. Muszę zapomnieć. A jeśli go nie będzie, to po wszystkim zadzwonię do Ethana i zaproszę go do siebie na noc.

      Nathan był facetem z którym widywałam się od miesiąca weekendy. Jak się okazało, przy okazji jednej z nielicznych rozmów był jednym z głównych obrońców największego i najbogatszego