Marta W. Staniszewska

Nigdy nie mówię nigdy


Скачать книгу

a wtedy będzie płacz i zgrzytanie zębów – mruknęła Meg, wysączając resztki Millera. Dołączyłam do niej, kończąc swojego. – Obstawiam młodego architekta – sprecyzowała. – Spotykanie się z więcej niż jednym mężczyzną…

      – Mężczyźni to zdobywcy. Myśliwi bez skrupułów – przerwałam jej. – Nie w głowie im miłość, kwiatki i serduszka, kiedy daję im to, czego potrzebują.

      Oni czy ty? – spytało spojrzenie Meg.

      – Czyli co takiego? – dodały usta.

      Popatrzyłam na nią z ukosa, nie dowierzając, że kwestionuje moje podejście. Wstałam z krzesła i podeszłam do szafy, sięgając po wieszak z marynarką.

      – Niezobowiązujący seks, bez konsekwencji i bez problemów, jakie niosą związki. Układ wolny od zmartwień i tłumaczenia się przed kimś z późniejszego powrotu do domu. Miły czas z kobietą nieobciążony pretensjami i żalem. – Wyliczyłam i założyłam czarną marynarkę.

      – I myślisz, że to jest właśnie to, czego mężczyźni szukają w kobiecie? – spytała, a w jej tonie wyczułam, że to pytanie kryje w sobie nie tyle ciekawość, co rzucone mi wyzwanie.

      – Myślę, że to jest to, czego potrzebują – sparowałam, podnosząc rękawicę. – Mężczyźni chcą tego, czego nie mogą mieć. Każdy z nas ma takiego małego kurwika w sobie. To tyczy się również kobiet. Gdy tylko kurwik zdobędzie to, o co zabiegał, szuka nowego obiektu zainteresowania. Ja tylko staram się nie zaspokoić kurwika w stopniu dążącym do znudzenia i odrzucenia.

      – Wiesz, że cię kocham, Sam, ale muszę ci to powiedzieć – zaczęła z powagą. – Oszukujesz. Albo ich albo siebie.

      Zebrałyśmy nasze torebki. Zgasiłam światło i wyszłyśmy na korytarz.

      – A co jest złego w tym, co robię? – spytałam, zamykając drzwi na klucz.

      – Chociażby to, że nie mówisz im, że jest ich dwóch i obaj myślą, że spotykasz się tylko z jednym z nich.

      Zawisłam z dłonią na kluczu w zamku.

      – Nie obiecywałam im wyłączności – odburknęłam, przekręcając klucz do końca i sprawdziłam, czy dobrze zamknęłam drzwi, napierając na klamkę.

      – Ale też nigdy nie zaprzeczasz, kiedy o nią pytają – zjeżyła się Megan.

      Nie skomentowałam tej uwagi. Nie było co kłócić się z prawdą. Przeszłyśmy przez korytarz i dotarłyśmy do wejścia na klatkę schodową, przystanęłam przed ladą portiera, żeby poprawić paseczek sandała.

      – Dobry wieczór, pani Ryder. – Pan Chabbington przywitał mnie jak zwykle z uprzejmym profesjonalnym uśmiechem, przypominającym skrzywienie po cytrynie, kiwając do mnie siwiuteńką gołębią głową. – Dokąd dziś?

      – Jest piątek, więc dziś padło na Morrison’s – odparłam, a pan Chabbington pomarszczonymi palcami wykręcił numer korporacji taksówkowej na telefonie na swojej ladzie. – Taksówka będzie tu za trzy minuty – oznajmił portier.

      Puściłam mu dłonią buziaka w podzięce.

      Pan Chabbington miał chyba z milion lat, ale swoją dobrocią, kulturą osobistą i elegancją bił na głowę większość młodszych mężczyzn. Zawsze, ale dosłownie zawsze, miał na sobie garnitur i idealnie wyprasowaną koszulę. Nawet jeśli nie był akurat w pracy i tylko spotkałam go na zakupach w supermarkecie. Był miły, ale jednocześnie zdystansowany. Idealny portier.

      Zeszłyśmy z Megan w milczeniu po schodach i weszłyśmy na chodnik. Upewniłam się, że pan Chabbington jest na tyle daleko, żeby nie słyszeć tego, co mówię. Na szczęście z racji wieku, już mocno niedomagał na wzroku i słuchu. Nie przeszkadzało mu to jednak sprawnie i z oddaniem pełnić funkcji portiera w naszej kamienicy.

      – Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi, Meg – rzuciłam w jej kierunku. – Przecież ja nie zabraniam im pieprzyć się z innymi.

      Meg odmruknęła pod nosem jakieś przekleństwo i machnęła dłonią na podjeżdżającą taksówkę, dając jej znać, że to po nas jedzie.

      – Złościsz się, bo mam rację – zachichotałam, szturchając ją łokciem. Uśmiechnęła się do mnie smutno.

      – Złoszczę się, bo chciałabym żebyś poznała kogoś, kto o ciebie zadba. Kogoś w kim się zakochasz, a nie tylko będzie ci z nim dobrze w łóżku. Kogoś bliskiego na dobre i na złe.

      – Sama umiem zadbać o siebie wystarczająco dobrze.

      Poza tym mam Charliego.

      – Charlie nie będzie żył wiecznie – rzuciła w odpowiedzi Megan.

      – Charlie nie ma jeszcze siedemdziesiątki. Nie wysyłaj go na tamten świat, gdy tamten świat go jeszcze nie wzywa.

      – Wiesz, że nie o to mi chodzi, Sam, po prostu… – zawahała się. – Rozumiem, że nie chcesz związku, ale może chociaż zdecyduj się na jednego faceta, z którym sypiasz.

      – Nie widzę powodu, dla którego mam się ograniczać do tylko jednego.

      – Ja za to widzę – odparła Meg. – Z takich związków mogą być tylko kłopoty. Poza tym krzywdzisz ich. A już na pewno tego młodego. Jak on ma na imię…

      – Ethan – podpowiedziałam jej. Wiedziałam, do czego zmierza, ale nie podobała mi się konkluzja, jaką miała zaraz wygłosić.

      – Tak, Ethan, on kocha się w tobie po uszy. Nie widziałaś, jak na ciebie patrzy?

      – On wie, że nie mogę mu dać tego, czego oczekuje – powiedziałam. Taksówka podjechała pod krawężnik.

      – To daj mu odejść! Zakończ to i pozwól mu znaleźć sobie kogoś, kto odwzajemni jego uczucia. Powiedz mu prawdę o was i tym, co cię z nim łączy.

      Otworzyłam drzwi taksówki.

      – A tobie co tak nagle na nim zależy? – Wyprostowałam się i złożyłam ramiona na piersi.

      Na twarzy Meg widziałam jedynie troskę.

      – Zależy mi na tobie, Samantho Mimmi Ryder. Chcę, żebyś znalazła szczęście. Czy ty nie chcesz być szczęśliwa?

      – Czy nie bardziej fascynujące jest poszukiwanie szczęścia? – odrzuciłam jej pytanie, choć wiedziałam, że nie poprze mojego stanowiska.

      – Dla mnie najbardziej fascynujące jest dążenie do niego we dwoje – powiedziała.

      – Romantyczka jak zawsze – mruknęłam i wyszczerzyłam się do niej szczerze i serdecznie.

      – Wsiada pani? – spytał taksówkarz, gdy przetrzymywałam otwarte drzwi zbyt długo.

      – Wsiada pani, ble ble – sparodiowałam go, wykrzywiając śmiesznie usta. Chciałam zrobić cokolwiek, co zmieni atmosferę i humor Megan, i chyba mi się udało, bo moja przyjaciółka zachichotała radośnie i usiadła z tyłu.

      Przesunęła się na siedzeniu, a ja dołączyłam do niej. Podczas drogi do baru nie poruszyłyśmy już tematu Ethana. Omijanie tematów i kłamstwa. Tak, w tym byłam ostatnio mistrzynią.

      Meg wiedziała, że zasiała ziarno, które pękło i zaczęło kiełkować. Wkurzało mnie to jak cholera. Może rzeczywiście powinnam powiedzieć Ethanowi, że to, co nas łączy nigdy nie będzie związkiem. Ostatnio zaczął angażować się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Może powinnam dać mu odejść? Tyle że Ethan, był dużo milszym i bardziej opiekuńczym chłopakiem od Nate’a. Dobra, był ode mnie o dziesięć lat młodszy, ale gdy się kochaliśmy, jedyne, o czym