– Ania wyciągnęła telefon, żeby zadzwonić po opiekunkę, ale ona właśnie wyszła z windy i z uśmiechem skierowała się do ich stolika.
– Widzę, że przyszła pora na karmienie. – zaczęła się śmiać – Zje, to się uspokoi.
– Masz rację… – Ania oddała jej syna, który nagle przestał płakać. Do buzi usiłował włożyć całą zaciśniętą piąstkę.
– Mały jest cudowny! – Kasia siadła wygodnie patrząc za odchodzącą opiekunką z jej przyszłym chrześniakiem – Nigdy nie widziałam tak wielkich i cudownie granatowych oczu.
– Wszystkie maluchy mają taki kolor, – przyjaciółka sięgnęła po szklankę z wodą – zresztą zobaczysz, jak będziecie mieli własne dzieci.
– Miejmy nadzieję, że już niedługo. – Grzesiek spojrzał na żonę, widział jak nagle posmutniała.
– Lepiej powiedzcie, co poza usiłowaniem utrzymania wszystkiego w tajemnicy robiliście. Nie pracujesz? – Kasia spojrzała na przyjaciółkę.
– Przez ten czas cała kancelaria była na głowie Michaela. – Anka uścisnęła go za rękę –Większość czasu spędzałam w szpitalu, albo leżałam w domu. Nic mi nie było wolno robić, więc nic nie robiłam, nawet obiady były na jego głowie.
– Robiłem za gosposię – Michael potwierdził skinieniem głowy i napił się szampana.
– Przez te kilka miesięcy nauczył się nieźle gotować, na tyle dobrze, że ja już tego nie robię. – Przyjaciółka dokończyła ze śmiechem.
– Musimy go w takim razie zatrudnić u siebie. Często nie mamy czasu na gotowanie, – Grzesiek spojrzał na kumpla – jeszcze powiedz, że mnie też to kiedyś czeka.
– No a co? Kobiety mają nosić dziecko, przecisnąć potem kilku kilogramowego waszego potomka przed mały otwór i jeszcze o was dbać? Niedoczekanie. – Ania puściła oczko do Kasi, która zaczęła się cicho śmiać.
– Podoba mi się takie rozwiązanie. Będę leżeć, a Grzesiek zostanie nadworną gosposią…
– Przyhamuj kochanie, nie sądzę, żeby dało się to zrobić. Ktoś musi pracować. – Uśmiechnął się pobłażliwie.
– No zobacz, nawet pomarzyć nie wolno. – Kaśka zrobiła zawiedzioną minę.
– Pomarzyć zawsze możesz, tylko, kto by cię od roboty odciągnął, skoro nawet w nocy myślisz, jak rozwiązać kolejną sprawę.
– Miałam to samo, – Ania przerwała im, – ale kiedy ktoś staje się ważniejszy, praca schodzi na drugi plan. Uwierz mi.
– Miejmy nadzieję, że za rok, spotkamy się w powiększonym gronie. – Grzesiek nachylił się i delikatnie musnął Kasię w policzek – Jak znam moją żonę, teraz już nie odpuści.
– Żebyś wiedział! Od dzisiaj zabierzesz się do roboty. – Powiedziała niby szeptem, ale tak, żeby Anka i Michael słyszeli. Po tym stwierdzeniu wszyscy zaczęli się śmiać, a Grzesiek bezradnie rozłożył ręce.
– No i widzicie, co narobiliście? Praca, praca a w domu żona, która będzie mnie ciągnęła do sypialni…
– Nie przesadzaj…
– Teraz jak zobaczyła waszego synka, żyć mi nie da.
– I dobrze, nie będziesz się obijał. – Anka usiłowała zachować powagę, widząc minę Grześka.
– A czy ja się obijam? Kto ci takich głupot nagadał? – Zaczął się śmiać.
– Tak sobie myślę… – Anka zaczęła drążyć temat, ale nie dane było jej dokończyć swojego wywodu.
– Dziewczyny, zejdźcie ze mnie, co? – Grzesiek zrobił nadąsaną minę, widząc, że z nimi nie wygra. – Może pogadamy o czymś innym?
– Michael, jak udaje ci się pogodzić wszystkie obowiązki, bo teraz ich przybyło jak widzę. – Zwrócił się do kumpla, odwracając tym samym uwagę od swojej osoby.
– Nie jest źle. Czasem mały nie daje spać, ale jakoś sobie radzimy. Będzie starszy, będzie lepiej, teraz trzeba się przyzwyczaić, poza tym, czasem w kancelarii prześpię się ze dwie godziny, jak już kawa nie pomaga.
Długo rozmawiali, w końcu rok, to dużo czasu, a jak widać sporo się przez ten czas zmieniło. Kiedy się pożegnali było już dobrze po północy. Zajrzeli jeszcze do pokoju pożegnać się z Jamesem, spał, więc nie chcieli go obudzić.
– Zadzwonię w poniedziałek jak wrócimy z Buska, – Kasia uściskała przyjaciółkę – i jeszcze raz dziękuję, że pomyślałaś o nas. To wiele dla mnie znaczy, naprawdę.
– Mały musi mieć super chrzestnych. – Ania spojrzała poważnie, – poza tym, odnoszę wrażenie, że masz jakiś problem i chciałabym pogadać, ale bez chłopaków.
– Umówimy się, jak wrócimy. – Kaśka szepnęła cicho i jeszcze raz przytuliła Anię.
Grzesiek nacisnął przycisk windy i oparł się o ścianę. Patrzył na nią pożądliwie. Wiedziała, na co ma ochotę, wyciągnął rękę i przyciągnął ją bliżej.
– Chyba bardziej musimy postarać się o takiego małego rozdarciucha. – Spojrzał wymownie.
– Przecież o niczym innym nie mówię od dłuższego czasu, – popchnęła go do windy, której drzwi właśnie się otwarły. Oparł się o szybę, za którą było widać rozświetloną światłami Warszawę. Kasia patrzyła zauroczona na widok za szybą.
– Spójrz, jak pięknie. Większość ludzi śpi, a wydaje się, jakby miasto cały czas żyło.
– Wolę patrzeć na ciebie, – zanurzył dłoń w jej włosach i delikatnie usiłował przyciągnąć ją bliżej.
– Poczekaj wariacie, – zaczęła się śmiać, ale musnęła ustami jego usta – musimy dotrzeć do domu.
– Jesteś okrutna – opuścił ręce, bo drzwi od winy właśnie się otworzyły.
– Jakoś to przeżyjesz… – Przeszła obok, ale ręka mimochodem znalazła się na jego pośladku.
– Chodź szybko do tego piekielnego samochodu… – Grzesiek złapał ją nerwowo za rękę i szybko skierował się na parking przed hotelem – nie ręczę za siebie.
– Ale cię wzięło kochany… – szepnęła, ale wcale się nie opierała. Myślała, jak Grzesiek zareagował na małego Jamesa, widziała jak przyglądał się dziecku, kiedy trzymała go na rękach. Miała nadzieję, że teraz łatwiej będzie przeprowadzić plan, jaki ułożyły razem z Agnieszką.
– Wiesz, tak się zastanawiam, – powiedział cicho, – kto kogo będzie teraz ciągnął do łóżka…
Spojrzała spod półprzymkniętych powiek i wygodniej usiadła w fotelu, sukienka podwinęła się ukazując więcej, ale niczego nie poprawiała. Widziała rosnące pożądanie w jego oczach i to się jej podobało.
– Pospiesz się… – powiedziała zmysłowo i przesunęła mu dłonią po udzie. Czuła jak zadrżał pod dotykiem ręki.
– Przestań… nie mogę się skupić. – Głos miał zachrypnięty.
– Sam zacząłeś… – kontynuowała wędrówkę ręką po udzie – a teraz każesz przestać…
– Skarbie, proszę… – chwycił jej dłoń i przyciągnął do ust. W tym czasie dojechali do domu, Grzesiek wysiadł i otworzył drzwi pomagając jej wysiąść.
– Teraz pokażę ci mała zołzo, jak to jest, kiedy ktoś się nad tobą