K.N. Haner

Na szczycie


Скачать книгу

jestem Erick, możemy wejść, prawda? – Erick wprosił się, nawet nie czekając na odpowiedź. Wciągnął mnie za sobą. – Okropne mieszkanie! – skomentował fototapetę na ścianie, która mnie też się nie podobała.

      – Sorry, ale kim ty w ogóle jesteś? – zapytał wystraszony, a jednocześnie wkurwiony Jack.

      – Przyjacielem Reb – Erick puścił do mnie oczko.

      – Okej, po co tu przyjechaliście?

      – Podobno twierdzisz, że się pieprzyliście dziś w nocy? – zapytał wprost. Cholera! Jack posłał mi takie spojrzenie, że jeśli mogłoby zabijać, nie miałabym już głowy.

      – Trey już tutaj był, więc po co ten cyrk? – powiedział Jack i schował się za wyspą kuchenną.

      – Trey tu był? – pisnęłam.

      – Tak, wyszedł przed wami.

      – Po co tu był? – spojrzałam na Ericka, a potem na Jacka.

      – Pewnie z tego samego powodu, co wy.

      – Zapytam raz, doszło do czegoś czy nie?! – znowu odezwał się Erick. Jack tylko spojrzał na mnie, a od razu znałam odpowiedź.

      – Ty dupku! Dlaczego mnie okłamałeś?! – wrzasnęłam na niego.

      – To było zabawne, że nic nie pamiętałaś. Taki tam mały żart.

      – No, kurwa, zabawne! Naprawdę! – warknęłam. No wiecie co?

      – Daj spokój, skoro już wiesz, to możecie już iść? Mam trochę pracy… – pokazał na otwarty laptop.

      – Powinnam cię pozwać za coś takiego! Dlaczego zostawiłeś mnie na podłodze?

      – Obrzygałaś mnie! Siebie, mój dywan i podłogę! Ciesz się, że nie wyślę ci rachunku z pralni!

      Erick parsknął śmiechem.

      – Jezu, ale z ciebie palant!

      – A z ciebie zimna, nieczuła zdzira!

      Erick bez zastanowienia przywalił mu prosto w mordę. Jack poleciał na szafkę, zrzucając wazon z kwiatami.

      – Nigdy tak nie mów o kobiecie, skurwielu!

      – Erick! – Złapałam go, by nie posunął się o krok za daleko.

      – Pozwę cię za to, pierdolony dziwaku! – krzyknął Jack, trzymając się za policzek.

      – A pozywaj! Ciekawe, co powiesz policji, jeśli zrobimy badania krwi i wyjdzie, że wczoraj dosypałeś jej czegoś do drinka!

      – Nie udowodnisz mi tego! – spojrzał na mnie nienawistnie. Dosypał mi czegoś? No bez jaj!

      – A zdziwisz się, lalusiu! Wiem, jak działa tabletka gwałtu, znika z organizmu po dwudziestu czterech godzinach, a tyle jeszcze nie minęło, spędziłeś z Reb cały wieczór i są na to świadkowie. Na to, że ją tu przyprowadziłeś, też, bo w budynku są kamery…

      – Reb, to nie tak – Jack spojrzał na mnie.

      – Nie złożysz pozwu, to i ja zapomnę o tej całej sprawie.

      – Przepraszam, myślałem, że to trochę ułatwi, że jesteś chętna, ale się boisz…

      – Dobra, skończ już – powiedział Erick.

      – Przepraszam.

      Nic nie odpowiedziałam. Erick chwycił mnie za rękę, zgarnął z tacy z owocami banana i wyszliśmy.

      – Tak coś czułem, że nic się nie wydarzyło.

      – Nigdy bym się nie domyśliła, gdyby nie ty. Dziękuję. – Przytuliłam go po przyjacielsku i cmoknęłam w policzek.

      – Nie ma za co. Teraz trzeba tylko powiedzieć o tym Sedowi.

      – On nie chce ze mną gadać – powiedziałam smutno.

      – Będzie musiał. Gówno mnie obchodzi, czego on chce w tym momencie. – Podał mi kask i wsiadłam na motocykl.

      – Jesteś super, Erick.

      – Wiem! – posłał mi psotny uśmiech i wsiadł przede mnie. Wróciliśmy do domu w dwadzieścia minut. Gdy tylko zobaczyłam mustanga na podjeździe, serce podeszło mi do gardła. Sed jest w domu…

      Zatrzymałam się przed drzwiami, nie mając pewności, czy w ogóle chcę tam wchodzić. Erick spojrzał ma mnie i objął delikatnie.

      – No chodź, wszystko będzie dobrze.

      – Myślisz, że Sed mi wybaczy?

      – Nie ma ci czego wybaczać, nie przespałaś się z…

      – Ale się upiłam do nieprzytomności i poszłam do tego mieszkania z własnej woli.

      Boże ale ja jestem głupia. Zawsze ładowałam się w kłopoty, ale to naprawdę mogło się źle skończyć. Gdzie ja miałam głowę, do jasnej cholery?

      – On ci czegoś dosypał, chciał zrobić ci krzywdę, Reb. Faktycznie masz więcej szczęścia niż rozumu, ale Sed musi cię chociaż wysłuchać. – Usiadłam na schodach, by oddalić chwilę, gdy będę musiała tam wejść.

      – Nie uważasz, że to wszystko jest głupie? – zapytałam z żalem.

      – Co?

      – No ten nasz cały związek, chłopaki się śmieją i myślą, że to żart…

      – Simon wam zazdrości, wszyscy zgrywamy takich luzaków, ale każdy z nas marzy, by poznać miłą dziewczynę i się zakochać tak jak Sed.

      – Sed się zakochał?

      Erick spojrzał na mnie i się zaśmiał.

      – Nie widzisz tego?

      – Nie.

      – Zawróciłaś mu w głowie, to nie jest zwykłe zauroczenie. On cię kocha, Reb.

      – Nie sądzę… – skrzywiłam się. To przecież niemożliwe!

      – Znam go od dziecka, wychowywaliśmy się razem, nasi rodzice się znają i uwierz mi, że potrafię rozpoznać jego uczucia. Zanim poznał Karę, był kobieciarzem, nie żałował sobie, korzystał ze sławy. Ona pojawiła się tak nagle, wstrząsnęła jego światem i zakochał się bez pamięci.

      – Jest bardzo wrażliwy.

      – Dokładnie. Kara raniła go i sypała na te rany sól, a on zawsze, zawsze jej wybaczał. Nie masz pojęcia, jakie ona mu numery robiła, jakie okropne rzeczy mówiła. Niszczyła go. Każdego dnia był coraz bardziej nieszczęśliwy, ale tkwił w tym. Nie mam pojęcia dlaczego, bo Kara nawet nie jest dobra w łóżku.

      – Alex powiedział to samo – nie wiem, czemu się roześmiałam.

      – Bo to prawda, to samolubna materialistka. Sed naprawdę cierpiał, nie mogłem na to patrzeć i wiele razy próbowałem mu przemówić do rozumu, by ją zostawił. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że spałem z Karą i nigdy sobie tego nie wybaczę, ale nie cofnę tego, co było. Dzień przed ślubem upiliśmy się na jego kawalerskim, byliśmy w tym klubie, w którym pracowałaś.

      – Tak? – zdziwiłam się.

      – Tak, ale nie ty nas obsługiwałaś, tylko jakaś ruda i blondyna.

      – Sonia i Sylvia – bąknęłam pod nosem.

      – No więc zalaliśmy się w trupa i gdy już wychodziliśmy, Sed cię zobaczył. Tańczyłaś na głównej scenie w stroju anioła czy coś takiego. – Przypomniałam sobie, że faktycznie tak było. Późno w nocy z klubu wyszła banda rozwrzeszczanych