Agnieszka Krawczyk

Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności


Скачать книгу

przechodząc po prostu przez zaplecze do sadu znajdującego się tyłach sklepu.

      – Nad czym pani tak duma, Agato? – odezwał się doktor Wilk, który po wykonaniu wszystkich obowiązków wpadł po nowy kryminał.

      – Nad tym, jak nam dobrze idzie – szczerze odpowiedziała Agata.

      – Niech pani splunie przez lewe ramię i odpuka w niemalowane drewno – szybko powiedział doktor. – Szczęście się spłoszy, kiedy będzie pani o nim głośno mówić.

      – Tylko że to prawda, doktorze. Nie twierdzę, że herbaciarnia przynosi jakieś krociowe zyski, co to, to nie, ale wystarcza na nasze utrzymanie i o to mi chodzi. Nie jestem zachłanna, zadowalam się tym, co mam.

      – Żeby wszyscy tak myśleli, pani Agato, świat byłby rajską dziedziną ułudy, jak mawiał wieszcz Mickiewicz. Niestety, chciwość to drugie imię zbyt wielu osób. Na przykład naszej pani burmistrzowej…

      – Widzę, że interes się jej rozwija. Właśnie otworzyła to swoje Margot Spa – powiedziała Agata, stawiając przed doktorem filiżankę z herbatą z bzu i deser „Trzy Koty”.

      – Słyszałem dzisiaj różne pogłoski – zaczął weterynarz, dosypując sobie hojnie cukru do napoju. – Miałem sporo wizyt w różnych gospodarstwach i wszyscy pytają mnie o jedno: o ciepłe źródła burmistrzowej. Plotki są już zupełnie fantastyczne, bo ludzie mówią nawet o aquaparku. Gdzie w takiej mieścinie dałoby się postawić aquapark i kto by z tego korzystał? Czyste szaleństwo.

      – No to czym się pan martwi? – nie rozumiała Agata.

      – Tym, że w każdej plotce jest ziarno prawdy. Już od dawna słyszę o tych źródłach. Trzmielowa chciała kiedyś odkupić ziemię od Julii i budować termy. Julia oczywiście się nie zgodziła, ale coś mi się wydaje, że temat powrócił.

      – Jak to: powrócił? – zdumiała się Agata. – Pani Kovacs zgodziła się na sprzedaż domu?

      Doktor zamachał rękami z przerażeniem.

      – Absolutnie nie. Słyszałem jednak pogłoski, że Trzmielowej udało się wykupić teren przylegający do waszych działek, ten w kierunku lasu, aż do strumienia. Boję się, że będzie chciała powiększyć teren i zacznie was namawiać na sprzedaż gruntów.

      – To prawda – włączyła się niespodziewanie Monika. – Mama też o czymś takim wspominała. Trzmielowie namówili wreszcie starego Sobieraja na sprzedaż ziemi przy potoku i na pewno na tym nie poprzestaną, będą chcieli kupić więcej.

      – Nie zgodzimy się na sprzedaż – stwierdziła kategorycznie Agata. – To jest nasz dom i my się stąd nie wyniesiemy za żadne pieniądze. Nie sądzę też, żeby Julia się na to zdecydowała.

      – Oczywiście. I macie rację. Ja tylko spodziewam się po tej babie wszystkiego najgorszego. Może wam zacząć utrudniać życie, żebyście same się zdecydowały na sprzedaż. Nie wiem… Kontrole na was zacznie nasyłać, utrudniać działalność. Ciężko powiedzieć, co ona może wymyślić.

      – Na razie nic się takiego nie dzieje – Agata lekceważąco zmarszczyła nos, ale po plecach przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.

      – I oby tak pozostało – uspokoił ją doktor. – Nie chciałem pani denerwować, po prostu dzielę się swoimi obawami. Niepokoi mnie ten zakup działki Sobieraja. Stary bardzo długo nie chciał sprzedać, twierdził, że trzyma to dla dzieci.

      – No, ale jego dzieci są już dawno za granicą i chyba nie zamierzają tu wrócić – dodała Monika, a doktor skinął głową.

      – Właśnie. Widać, stary się poddał, nie zależy mu już na tej ziemi. Trzmielowie pokonali wielką przeszkodę, która dzieliła ich od ukochanego pomysłu, czyli wybudowania tutaj term.

      – Ale czy to w ogóle ma sens? – zamyśliła się Agata. – Zmysłowo to urocze miasteczko, ale nie przyjeżdża tu aż tylu turystów, żeby można było utrzymać tak kosztowną inwestycję. Termy są w Białce, w Szaflarach czy w Bukowinie – to są miejsca z potencjałem, dużą bazą noclegową, wyciągami narciarskimi, mnóstwem atrakcji. A tutaj? Kilka domów wypoczynkowych, właściwie sama agroturystyka. Może to jakieś mrzonki?

      – Mama mówi, że burmistrz mógłby na to pozyskać dużą dotację – powiedziała w zamyśleniu Monika. – Ponoć termy są obecnie bardzo modne, państwo stawia na takie źródła energii.

      Agata przygryzła wargi. Skoro w grę wchodziły jakieś zewnętrzne możliwości finansowania, sytuacja robiła się groźniejsza. A jeżeli oni będą forsować pogląd, że to się robi dla miasta, na jego korzyść i po prostu nas stąd wyrzucą? – zamyśliła się. Tak się przecież dzieje w „stanach wyższej konieczności”, gdy na przykład trzeba zbudować drogę. Wysiedla się mieszkańców za odszkodowaniem i tyle. No, ale geotermia to przecież nie autostrada, nie jest konieczna do życia.

      Cała ta sprawa bardzo zmartwiła dziewczynę.

      Najpierw przyjazd Magdy, a teraz to – pomyślała. – Może rzeczywiście niepotrzebnie powiedziałam na głos, że dobrze nam idzie.

      Odgoniła jednak te czarne myśli. Dobrze, że doktor jej o tym powiedział, bo najgorzej żyć w nieświadomości, że dzieje się coś złego. Co ma być, to będzie, ona jednak się przygotuje, może na wszelki wypadek poradzi się adwokata przy okazji rozprawy o spadek.

      Wilkowi zrobiło się przykro, że ją zasmucił, próbował więc zmienić temat.

      – A jak tam moje kryminały? Szukam znowu czegoś na wieczór. Może być coś w scenerii archeologicznej, pani Agato. Morderstwo w Mezopotamii bardzo mi się podobało. Szczerze! Upał, gryzą muchy i w dodatku ktoś ginie, zabity w bardzo sprytny sposób. Wszystko prawie jak u nas, tylko na razie bez morderstwa.

      – Nie bardzo znam się na kryminałach Christie, w tym lepsza jest Daniela – powiedziała Agata, wchodząc do kiosku i rozglądając się po regałach. – Ale chyba mam coś dla pana, przynajmniej tytuł brzmi dosyć orientalnie: Śmierć na Nilu.

      – Znakomicie. Spodziewam się dobrej zabawy i mam nadzieję, że nikogo nie pożre krokodyl. Pani Agato, proszę się nie martwić tym, co pani nagadałem. To takie niepokoje starego człowieka, który dobrze wam życzy.

      – Wiem, doktorze, i jestem panu bardzo wdzięczna za ostrzeżenie. Przemyślę to sobie i na wszelki wypadek poradzę się prawnika.

      – Znakomita myśl – pochwalił ją weterynarz, dopijając herbatę. – A gdzie jest ta wasza menażeria? Od rana nie widziałem kociaków.

      – Nie lubią takiego upału. Śpią na tarasie. Zdaje się, że Julia posadziła im tam kocimiętkę, uwielbiają wylegiwanie się w donicach i na kanapach – powiedziała Agata z uśmiechem.

      – Szczęśliwe stworzenia. W następnym wcieleniu zdecydowanie będę kotem – powiedział doktor i, skinąwszy wszystkim głową na pożegnanie, ruszył do furtki.

      6

      Magda zjawiła się pod wieczór, gdy właściwie miały już zamykać herbaciarnię. Życie w Zmysłowie zamierało około siódmej wieczorem, gdy ostatni spóźnieni spacerowicze wracali do domu. Monika szła do siebie dużo wcześniej, a Agata i Daniela porządkowały jeszcze ogródek, myły stoły i wynosiły filiżanki na zaplecze. Potem zwykle zamykały furtkę, stawiały na stołach grube perłowe świece, pachnące pudrem i wanilią, i długo rozmawiały o różnych sprawach. Tosia czasami zasypiała na kanapce stojącej przy kontuarze, a koty chodziły po ogródku dostojnym krokiem, prychając ostrzegawczo, gdy w trawach przemknął cień jakiegoś zwierzątka.

      – Ładnie tu macie – stwierdziła, opierając się