ogromną wiedzą i doświadczeniem, które to usprawiedliwiały. Gaja natomiast stanowiła… no cóż, siłę natury, której imię nosiła. Albo tylko ją udawała. Eric nie wiedział i w zasadzie mało go to obchodziło. Żaden z bytów, które spotkał, nie był tak młody jak Odyseusz, nie wyglądał i nie zachowywał się tak niewinnie.
Eric nie miał pojęcia, jak postępować z tym dzieckiem na okręcie, zwłaszcza z dzieckiem, które było w bardzo realnym wymiarze samym okrętem.
„Zapowiada się długa dyskusja”.
Brzęczyk u drzwi zasygnalizował, że ktoś przyszedł. Weston obrócił się i zobaczył w progu admirał. Wyprostował się na baczność i odruchowo zasalutował, gdy stanęła w pomieszczeniu. Na okamgnienie zatrzymała wzrok na Westonie, a potem przeniosła spojrzenie na unoszącego się niedaleko „Odyseusza”.
– Spocznij – rozkazała. – I miejmy już to z głowy, dobrze? Nie ściągnął mnie pan tutaj, żeby przekazać jakąś dobrą wiadomość, więc przejdźmy od razu do tej złej.
Eric uświadomił sobie, że jego myśli musiały się odbijać na twarzy, ponieważ Gracen skrzywiła się, zanim wypowiedział choć słowo. Westchnęła ciężko i uniosła rękę, aby mu przerwać, mimo że właśnie nabrał tchu przed rozpoczęciem wyjaśnień.
– Niech to, komodorze, pewnie będę musiała skorzystać z pańskich wyjątkowych umiejętności, żeby się z tego wyplątać, co?
– Pani admirał… – Weston przechylił głowę. – Obawiam się, że wszystko zaczęło się podczas mojej drugiej misji na Ranquil. Pewien aspekt tej misji nie pojawił się w raportach. Pominąłem kilka szczegółów na temat systemu Priminae nazywanego… Centralą.
– Pan… – Gracen urwała i odchyliła się nieco, jakby nie była pewna, czy dobrze usłyszała. – Pominął pan kilka szczegółów? Komodorze, będzie lepiej, jeżeli natychmiast się pan wytłumaczy. Takie słowa można uznać za przyznanie się do zaniedbania obowiązków.
Eric westchnął.
– Wiem. Wtedy mi się wydawało, że nie mam w tej sprawie wyboru. Jednak, jak to bywa z tajemnicami, utrzymywanie tej sprawy w sekrecie zemściło się na mnie w trójnasób i znacznie szybciej, niż mogłem przewidzieć. Podczas inwazji… spotkałem ziemską wersję Centrali.
– Stop.
Głos Gracen zabrzmiał ostro, gdy uniosła rękę i posłała Westonowi gniewne spojrzenie. Zaczerpnęła głęboko tchu, po czym powoli opuściła dłoń.
– Mam przeczucie, że o tym powinnam dowiedzieć się więcej. O czym pan mówi, do cholery?
– Centrala nie jest systemem komputerowym, pani admirał – wyjaśnił Eric. – Przynajmniej nie w tradycyjnym rozumieniu tych słów. Nie bardziej niż pani i ja. Nie mam pojęcia, czym naprawdę jest Centrala, i wątpię, żeby Priminae wiedzieli więcej ode mnie. Z pewnością jest inteligentna i nie tylko. Dawno temu ludzie nazwaliby taki byt bogiem, sam jednak nie mam zamiaru tego robić. Ziemska wersja przedstawiła się jako Gaja. Sama może pani sobie wyrobić opinię.
Gracen przysunęła sobie krzesło na maleńkich kółkach i opadła na nie sztywno, po czym ukryła twarz w dłoniach.
– Komodorze, jeżeli potrzebuje pan urlopu, są łatwiejsze sposoby, żeby o niego poprosić.
Weston uśmiechnął się lekko.
– Szkoda, że to nie takie proste. Właśnie dlatego nie umieściłem tych informacji w raportach z misji. Nie miałem żadnych dowodów i nie chciałem trafić pod opiekę psychiatrów.
Admirał skrzywiła się przy ostatnich słowach.
– Szlag.
– Pani admirał?
– No cóż… Zapewne nadal by pan milczał, gdyby nie miał dowodów. Domyślam się, że już posiada pan dowód. Czyli prawdopodobnie mówi pan prawdę… A to oznacza, że muszę teraz wymyślić, jak wytłumaczyć to szaleństwo przywódcom Sojuszu. – Westchnęła. – No dobrze, cholera. Niech pan mówi.
– Mam jeszcze jedną z tych inteligencji – odpowiedział Eric. – Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale jest o wiele bardziej chętna do rozmowy niż dwie poprzednie. Nie uda się tego utrzymać w tajemnicy, zbyt wielu ludzi to widziało.
– To?
Eric zerknął przez ramię na swój okręt.
– Może raczej jego – poprawił się niepewnie. – Przedstawił się jako Odyseusz.
Gracen uniosła wzrok na okręt widoczny na tle wirującej plazmy, a potem wytrzeszczyła oczy, gdy dotarło do niej, co przed chwilą powiedział Weston.
– Pański okręt? Ale… jak?
– Chciałbym wiedzieć – przyznał Eric. – Boję się nawet przypuszczać, co to jest i jak do tego doszło. Moi ludzie myślą, że okręt jest nawiedzony… I w zasadzie mają rację.
– Zostawmy na razie dowody, choć później chcę je zobaczyć. Najpierw wolę usłyszeć, co ten… byt robi? – zapytała Gracen z namysłem.
– Na to pytanie też nie potrafię odpowiedzieć – westchnął Weston. – Wiem tylko, że potrafi więcej, niż widziałem, a to, co widziałem, nie wróży nic dobrego.
Gracen popatrzyła na niego bez słowa. Nie musiała nic mówić, Eric wiedział, o co jej chodzi.
– Te byty potrafią czytać w myślach albo robić coś podobnego, więc to bez różnicy. Automatycznie skanują każdy umysł w swoim zasięgu – zaczął wyjaśniać. – Nie kryją się za tym żadne intencje, ani dobre, ani złe, to po prostu odruch bezwarunkowy, jeśli wierzyć Centrali. Jestem też przekonany, że potrafią jakoś zakrzywiać czasoprzestrzeń… Zginąłbym, gdyby nie interwencja Gai podczas upadku „Odysei” na Nowy Jork. Nie mam pojęcia, ani jak to robią, ani właściwie co robią. Centrala i Gaja są… dość małomówne. Zdaje się, że obie wyszalały się dawno temu, więc teraz każda z nich woli wywierać bardziej subtelny wpływ na swój świat.
Zerknął przez ramię na okręt za panoramicznym oknem.
– Jednak Odyseusz… nie. Jest… panem, czy ja wiem, władcą… ale zachowuje się jak kilkunastoletnie dziecko. Ekscytuje się, pragnie przygód, chce walczyć, a przynajmniej ostatnio chciał. Nie jestem pewien, czy spodobał mu się udział w prawdziwej bitwie.
– Dziecko? – powtórzyła Gracen z niedowierzaniem, za które Weston ani trochę jej nie winił. Wszystko, co powiedział, wydawało się pod każdym rozsądnym względem absurdalne.
Jego okręt w zasadzie można by uznać za nastolatka.
Gdyby sprawa nie była tak poważna, Weston uśmiałby się do łez.
Ale teraz nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać.
– No to chyba najlepiej będzie, jeżeli pokaże mi pan… ten swój dowód – powiedziała admirał Gracen po chwili, a potem wstała. – Boże, jeżeli to prawda, samo zagrożenie bezpieczeństwa jest…
– A myśli pani, że dlaczego po drugiej misji ani razu nie pozwoliłem, żeby ten okręt znalazł się w pobliżu pola magnetycznego Ranquil? – Eric obszedł stół w małej sali konferencyjnej i wskazał Gracen drzwi.
– Wszystko pięknie, komodorze – odwarknęła admirał. – Ale wciąż wysyłamy na Ranquil ludzi posiadających ogromną wiedzę albo zajmujących wysoką pozycję. W tym również mnie.
– Do tej pory nie udało mi się wymyślić, jak powiedzieć admirałowi, że nie wolno mu odwiedzić ojczystego świata naszych sojuszników – rzucił Eric. – Na usprawiedliwienie mogę tylko zaznaczyć, że Priminae