przeciwnika.
Gracen skrzywiła się, ale czuła, że nie ma wyboru. Ziemianie potrzebowali do patrolowania każdego okrętu, a wysłanie do tego zadania również „Enterprise” pozwoli jej zatrzymać w siłach obronnych Układu Słonecznego jednego więcej Herosa. Admirał najchętniej posłałaby na patrole więcej jednostek z ziemskich sił obrony, ale sytuacja polityczna wykluczała taką możliwość.
– Może tak właśnie trzeba będzie zrobić, komodorze, ale… – Gracen urwała, gdy na środku pokładu dostrzegła siedzącą postać.
Proporcje ciała wskazywały, że to dziecko. Miało patykowate i trochę zbyt długie kończyny, tułów praktycznie niknął w zbroi, którą nosiło, a głowa wydawała się nieproporcjonalnie duża.
„Może to złudzenie przez hełm” – pomyślała Gracen, przyglądając się uważnie niesamowitej postaci.
Zbroję tego dzieciaka mógłby nosić starożytny Grek albo Rzymianin. Admirał nieźle znała te okresy historyczne i rozpoznała charakterystyczne elementy, zdawała sobie jednak sprawę, że w obu epokach pojawiało się wiele różnorodnych odmian typowych części pancerza. Na pewno zbroję można by datować na okres przed powstaniem Imperium Romanum. Za to leżąca na podłodze tarcza bez wątpienia była grecka – typowa część uzbrojenia spartańskiego hoplity. W normalnych warunkach nastolatek nie zdołałby jej udźwignąć, a co dopiero użyć w walce.
– Pani admirał – odezwał się Eric, a jego głos wyrwał Gracen z rozmyślań. Zerknęła na mężczyznę. – Proszę pozwolić, że przedstawię Odyseusza. Odyseuszu, to admirał Gracen.
Gracen zwróciła spojrzenie na nastolatka. Zaskoczyło ją, że w chwili nieuwagi postać w zbroi zdążyła nie tylko wstać bezszelestnie, lecz także odwrócić się do przybyłych. Chłopak wyprężył się na baczność i zasalutował w doskonale nowoczesny sposób, a potem uderzył się pięścią w pierś.
– Pani admirał! – Głos miał nieco zbyt wysoki i brzmiała w nim gorliwość godna kadeta świeżo po zakończeniu szkolenia.
– Odyseuszu – odpowiedziała cicho i przyjrzała się uważniej nastolatkowi.
Od razu zauważyła, że jego oczy są bardzo podobne do oczu komodora. Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że rozpoznaje także twarz Westona w rysach Odyseusza. Ale chłopak zdradzał też podobieństwo do podwładnych Erica, zwłaszcza do komandora Michaelsa i… jeśli jej wzrok nie mylił, również… do niej samej.
Zaraz potem uwagę Gracen przyciągnął jeszcze jeden szczegół.
„Cień do powiek? Na dodatek różowy i z brokatem?”
– Lubię różowy – wyjaśnił z powagą chłopak, jakby admirał wypowiedziała myśli na głos.
– No tak… widzę? – Gracen przełknęła nerwowo i zerknęła na Erica, który wzruszył tylko ramionami. – Miło mi cię poznać? Masz na imię Odyseusz, tak?
– Tak jest, pani admirał – potwierdził chłopak. – Jak Odyseusz, król Itaki, który walczył, aby podbić Troję. Sama mnie pani tak nazwała.
– Na to wygląda. – Skinęła głową. – Podoba ci się to imię?
Pytanie chyba zmieszało chłopaka, bo na jego twarzy pojawił się wyraz głębokiego namysłu.
– Nie wiem. Powinno mi się podobać?
– Niektórym ludziom się podoba, niektórym nie – wyjaśnił Eric. – W tym pytaniu nie ma żadnego ukrytego sensu, Odyseuszu, chodziło po prostu o brzmienie tego imienia.
– Och – westchnął chłopak i znowu się zamyślił.
Gracen przyłapała się na refleksji, że nie ma pojęcia, jak radzić sobie w sytuacji, która wydawała się całkowicie nierzeczywista. Mimo wszystko admirał nie potrafiła spojrzeć na tę istotę czy byt z dystansu. Wydawało się niemożliwe, żeby ten chłopak był zarazem… gwiezdnym okrętem.
Co gorsza, w duchu uważała, że „Odyseusz” to najpotężniejszy okręt w historii obu cywilizacji, z których jedna podbijała kosmos, zanim druga w ogóle zaczęła zapisywać swoje dzieje. Na dodatek okręt ten stanowił w Galaktyce symbol ludzkiej potęgi.
A jednak wzmiankowany okręt wydawał się szczerze zmieszany, bo nie wiedział, czy jego imię mu się podoba, czy nie.
„Ta sytuacja jest tak niewiarygodna, że nawet nie wiem, od czego zacząć”.
Gracen zmusiła się do opanowania myśli, wolała bowiem nie zdradzać swojego oszołomienia i zdumienia. Zamierzała zostawić to sobie na potem, gdy znajdzie się w prywatnej kwaterze, najlepiej z butelką ginu jako wsparciem dla rozmyślań o niemożliwościach. Na razie jednak nie życzyła sobie wystawiać się na pośmiewisko.
– Myślę… – Chłopiec zwrócił na Gracen zaskakująco głębokie spojrzenie, podkreślone brokatowym cieniem. – Myślę, że podoba mi się to imię. To dobrze, prawda?
Gracen zauważyła, że chłopak zerknął na Erica z miną trochę niepewną, ale pełną ufności.
– Tak, zgadzam się, że to dobrze. – Weston uśmiechnął się lekko. – Imiona mogą mieć wpływ na nasze życie… albo nie mieć żadnego wpływu.
– Dziwne. – Chłopiec zmarszczył brwi. – Skoro czasami są ważne, dlaczego nie zawsze?
– Bo ludzie są dziwni, Odyseuszu – odpowiedziała Gracen, zanim zdążyła to przemyśleć. – Niektórzy pozwalają, aby imię ich opisywało. Inni wolą uczynkami nadać znaczenie własnemu imieniu. Wszyscy podchodzimy do życia w bardzo różny sposób, dlatego nie spodziewaj się, że jedna osoba zareaguje tak samo, jak inna.
Odyseusz wyglądał na szczerze zaniepokojonego tymi słowami.
– Wydaje mi się, że to… niedobrze. Matematyka opisuje wszechświat, prawda?
– Na to wygląda – potwierdził Eric.
Matematyka nie była specjalnością Gracen, ale trochę się na niej znała ze względu na piastowane stanowisko. Wiedziała także, że Weston potrafi w pamięci wykonywać obliczenia kursu szybciej niż jakikolwiek komputer, choć oczywiście nie tak precyzyjnie. Jako pilot myśliwca wykorzystywał ten talent w walce.
Często zmieniał kurs we właściwą stronę, gdy komputer dopiero wyświetlał dokładne parametry potrzebne do wydostania się z trudnej sytuacji, dzięki czemu zyskiwał dwie lub trzy sekundy przewagi. Sekundy, które w walce decydowały o życiu lub śmierci.
Jednak matematyka, o której mówił Odyseusz, wykraczała daleko poza umiejętności Gracen czy talenty Westona, z czego oboje doskonale zdawali sobie sprawę.
– Na matematyce można polegać, ale na ludziach nie można? – Odyseusz znowu zmarszczył brwi. – Ale przecież ludźmi tak naprawdę też rządzi matematyka… Nie rozumiem.
Gracen już miała odpowiedzieć, ale Weston dotknął jej ramienia. Kiedy się na niego obejrzała, skinął głową i admirał pozwoliła się odprowadzić nieco dalej od Odyseusza.
– Każda rozmowa z nim wcześniej czy później kończy się w ten sposób – wyjaśnił cicho Eric. – Odyseusz uczy się bardzo szybko, ale doświadcza i poznaje wszechświat z wielu perspektyw, które dla nas są niedostępne. Każda kamera na pokładzie to jego oczy. Wydaje się, że komputery pokładowe to jego umysł, ale… nie jestem pewien. Wiemy, kiedy przejmuje komputery, bo programy zabezpieczeń wykrywają, gdy otwiera albo uruchamia różne pliki, jednak na pewno posiada też własny umysł.
– Czyli może też patrzeć przez skanery okrętu? – admirał również ściszyła głos.
– Tak.