Evan Currie

Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady


Скачать книгу

umiejętności mógł się jednak nauczyć, a Erica aż świerzbiło, żeby mu w tym pomóc.

      – Może – odpowiedział chłopak po dłuższej chwili. – Wiesz, że nie mogłem doczekać się bitwy?

      – Wiem. Co czujesz teraz?

      – Nie wiem. Walka… rani – przyznał Odyseusz. – Rani bardzo mocno. Czy tak samo zraniłem innych?

      W takich chwilach Eric żałował, że jego umysł jest dla chłopaka jak otwarta księga. O wiele łatwiej byłoby skłamać.

      – Tak. Choć może niezupełnie w ten sam sposób, ale zraniłeś – powiedział. – A przynajmniej zranił ich okręt na mój rozkaz.

      – Dlaczego?

      – Oto pytanie, na które żadne człowiek nigdy nie znalazł dobrej odpowiedzi, nie takiej, jakiej byś oczekiwał. Mogę ci wytłumaczyć, dlaczego podjęliśmy wtedy konkretnie takie, a nie inne działania, ale sam znasz powody bardzo dobrze. Chcesz natomiast wiedzieć, dlaczego w ogóle uciekamy się do przemocy, na to jednak nie znam odpowiedzi.

      – A wydawało mi się, że to ja umiem czytać w myślach.

      – I tak jest, ale zadajesz pytania, które wcześniej czy później stawia sobie każdy młody żołnierz.

      – I jakie znajdują odpowiedzi?

      – Każdy dochodzi do własnej, jednak większość sprowadza się mniej więcej do jednej oczywistej kwestii.

      – Czyli jakiej?

      – Walczymy dla ludzi, którzy stoją u naszego boku – odpowiedział Eric bez namysłu. – Za towarzyszy broni, którzy giną obok nas. Naród, ojczyzna, ideały przesuwają się na drugi plan, a czasami nawet spadają na sam dół listy priorytetów. Podczas walki wszystko to się rozmywa, a kiedy zaczynają świstać kule, walczymy za ludzi, którzy są z nami na polu bitwy, umazani błotem i krwią.

      Odyseusz długo się nie odzywał, a potem rozpłynął się w powietrzu. Może wyjaśnienie go zadowoliło, a może chciał je dokładniej przemyśleć.

      Eric miał nadzieję, że byt jest zadowolony.

      ***

      Myśli kłębiły się w głowie admirał Gracen, gdy usiadła w fotelu i zapięła pasy, a statek kurierski opuścił Kuźnię.

      Kiedy minął koronę gwiazdy i skierował się w otwartą przestrzeń układu Ranquil, admirał wspominała, jak przy różnych okazjach Weston doprowadzał ją do ciężkiej migreny.

      – Pani admirał? – odezwał się dowódca statku, komandor Nikala. – Nadeszła automatyczna wiadomość od admirała Tannera. Zaprasza na kolację przed pani powrotem na Ziemię.

      – Proszę odmówić i przekazać, że bardzo żałuję, ale nie mam czasu na zmianę kursu w stronę Ranquil.

      – Admirał chyba to przewidział, pani admirał. Proponuje spotkanie na okręcie flagowym Priminae, najnowszej jednostce klasy Heros, która właśnie opuściła stocznie Kuźni. Mogliby państwo się spotkać w drodze, a okręt odprowadziłby nas do granic układu.

      Gracen zastanowiła się nad zaproszeniem. Wiedziała, że Tanner powinien dowiedzieć się, co zaszło. Komodorowi przyda się pomoc tego mężczyzny w rozwiązaniu problemów związanych z obecnością Odyseusza.

      – Niech będzie, przygotujmy się na spotkanie z Herosem. Zjem kolację z admirałem Tannerem, skoro nalega.

      – Tak jest, ma’am.

      Jedno było pewne, rozmowa przy posiłku na pewno okaże się fascynująca.

      Rozdział 4

      Okręt Sojuszu Ziemskiego „Bellerofont”

      Układ Ranquil

      – Kapitanie, prom komodora właśnie wylądował.

      – Dziękuję, poruczniku. – Kapitan Jason Roberts wstał z fotela. – Proszę przejąć mostek.

      – Tak jest, kapitanie – odpowiedział służbiście pierwszy oficer. – Przejmuję mostek.

      Jason opuścił pokład dowodzenia i, korzystając z wind, minął kolejne poziomy okrętu, aby dotrzeć do sekcji zewnętrznej, w której mieściły się lądowiska oraz hangary promów. Nie śpieszył się, ponieważ wiedział, że przetransportowanie promu do wnętrza i wpompowanie powietrza do śluz trochę potrwa.

      Miał nadzieję, że komodor znalazł rozwiązania kilku problemów.

      Krążące wśród załóg plotki zaczynały wymykać się spod kontroli, mimo że były po prostu idiotyczne. Jason zdawał sobie sprawę, że nawet najbardziej nieprawdopodobne pogłoski mogą zakłócić pracę na pokładzie, jeśli tylko wystarczająco wielu ludzi da im wiarę.

      Sam pomysł, że „Odyseusz” jest nawiedzony, wydawał się chyba najbardziej absurdalny i szalony, a Jason od dawna nie słyszał nic bardziej idiotycznego, jednak załoganci nierzadko ulegali różnym kretyńskim przesądom. Do tej pory pamiętał głupków, którzy malowali „ochronne kręgi” w sekcji przechowywania torped impulsowych. Eric nauczył Jasona, że lepiej przymykać oko na nieszkodliwe przesądy, ale bezwzględnie dusić w zarodku te, które mogą sprawić kłopoty.

      „No to dlaczego nie zdusił plotek o tym cholernym duchu?”

      Drzwi windy otworzyły się, gdy stanęła na poziomie lądowiska, i kapitan Roberts od razu dostrzegł prom, który został już przymocowany i przygotowany do przeniesienia na stanowisko najbardziej odległe od galerii widokowej. Jason usiadł i czekał, aż tunel zostanie podłączony i komodor Weston będzie mógł wysiąść.

      Po kilku minutach śluza powietrzna się otworzyła i wyszedł z niej komodor wraz z załogą promu i pasażerami.

      – Komodorze. – Roberts wstał na powitanie zwierzchnika. – Witam na pokładzie „Bellerofonta”.

      – Cieszę się, że tu jestem, kapitanie – odpowiedział Eric Weston z powagą, ale zaraz się uśmiechnął. – Domyślam się, że „Bell” jest znowu na chodzie?

      – Naprawy zostały zakończone. Jesteśmy gotowi do odlotu.

      – Doskonale. – Weston rozejrzał się szybko, a potem skinieniem głowy wskazał wyjście. – Proszę mnie oprowadzić, kapitanie. Musimy porozmawiać.

      Słowa komodora wzbudziły czujność kapitana.

      „Cholera jasna, o czym mamy tak pilnie rozmawiać?”

      Weston wyprowadził go z sali widokowej, ale nie skierował się do windy, tylko ruszył dalej po wewnętrznym pierścieniu łączącym hangary promów i myśliwców. Nie była to najbardziej ustronna część okrętu, ale jako jedna z niewielu zapewniała względną dyskrecję.

      – To nie będzie łatwa rozmowa, prawda? – zapytał Roberts sztywno.

      – Trudniejsza, niż się panu wydaje, kapitanie. – Weston uśmiechnął się ze znużeniem. – Kapitanie… Jason. Na jakiś czas przejmiesz dowództwo nad grupą zadaniową.

      – Komodorze? – Roberts popatrzył na niego przenikliwie. – Czy admirał pana…?

      Wiedział o wizycie Gracen, ale do głowy mu nie przyszło, że Weston wpadł w tak poważne kłopoty.

      – Nie, nie, kapitanie, nie zostałem zwolniony – zaśmiał się Eric.

      – No to co się dzieje, sir?

      – „Odyseusz” musi przejść bardzo szczegółowe przeglądy techniczne – odparł Weston. – Nie mogę wyjaśnić dlaczego, ale wiąże się to