niepodległej już Warszawy wycofał subwencję, co przesądziło sprawę. Z powodu ciężkiej sytuacji finansowej w 1923 roku szpital został zamknięty.
Wkrótce z inicjatywy dr Anny Braude-Hellerowej (1888–1943) i przy wsparciu nestora neurologów polskich Samuela Goldflama wystąpiono z propozycją przejęcia i uruchomienia szpitala przez Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, które działało od 1916 roku. Braude-Hellerowa była nieprzeciętną postacią, cenioną jako znakomita lekarka i powszechnie szanowaną. Studiowała medycynę w Genewie i w Zurychu, potem przeniosła się do Berlina i tam ukończyła specjalizację w pediatrii. Dyplom uzyskała w 1912 roku. Po powrocie do Warszawy podjęła pracę w Szpitalu Starozakonnych na Czystem. W czasie pierwszej wojny światowej pracowała w szpitalu na Siennej jako lekarz miejscowy. Po zamknięciu szpitala zaangażowała się w jego ratowanie. Jeździła do Paryża i Wiednia, by uzyskać od Jointu pomoc finansową. Szeroka akcja społeczna przyniosła rezultaty. Szpital został przebudowany i ponownie go uruchomiono w listopadzie 1930 roku. Wtedy też nadbudowano gmach główny o jeszcze jedno piętro. Od ponownego otwarcia szpitala aż do jego ostatecznej likwidacji w sierpniu 1942 roku lekarzem naczelnym i ordynatorem oddziału niemowlęcego była dr Anna Braude-Hellerowa (zginęła w czasie powstania w getcie w 1943 roku), dyrektorem administracyjnym (intendentem) zaś – Henryk Kroszczor (przeżył). Ordynatorem oddziału wewnętrznego został dr Feliks Sachs (zmarł w 1935 roku), po nim dr Natalia Szpilfogel-Lichtenbaumowa (zginęła), oddziału chirurgicznego – dr Maurycy Saidman (w 1940 roku opuścił Polskę), oddziału gruźliczego – dr Mieczysław Gantz (zmarł w grudniu 1939 roku), po nim tę funkcje przejęła dr Anna Margolisowa (przeżyła), kierownikiem pracowni rentgenowskiej był dr Benjamin Kryński (zginął w obozie zagłady), pracownią analityczną kierowała Tosia Goliborska (przeżyła).
CZASY GETTA
Sienna stanowiła najbardziej wysunięty na południe kraniec getta. W hierarchii gettowych ulic zajmowała wysokie i szczególne miejsce. Stanisław Gombiński, spisujący wspomnienia w pierwszej połowie 1944 roku w ukryciu, w ten sposób to ujął: „Ulice ghetta mają swe kasty i stopnie: Sienna – to Aleje Ujazdowskie, kilka drzew dodaje uroku, ładne domy, czystość. Grzybowska – to plac Teatralny, centrala władz, Leszno – to Marszałkowska z jej ruchem, handlem i gwarem. Reszta ulic nie potrzebuje i nie zezwala na porównanie. Wołyńska i Stawki – to Wołyńska i Stawki. To tylko tyle, to aż tyle. Tu słońce cofa się przerażone (…)”. Inni zwracali uwagę na mieszkańców Siennej, w dużej części należących do wąskiego grona Żydów katolików. Emanuel Ringelblum w grudniu 1940 roku wskazywał na trzy specyficzne rejony: „Arystokraci – Leszno, Elektoralna, Chłodna; mechesi – Sienna; parchy – reszta”. Hersz Wasser w tym samym czasie zanotował w swoim dzienniku identyczne rozróżnienie: „1. Wielka, Sienna – mechesi; 2. Leszno, Solna – elita i prominenci i 3. Zamenhofa, Muranowska – parchy”.
Obrazki z życia Alej Ujazdowskich dzielnicy zamkniętej odnajdujemy w relacjach jej mieszkańców. Latem 1941 roku Sienna wydawała się spokojna i bezpieczna, jakby nie z tego – gettowego – świata. Mary Berg, która mieszkała wówczas przy Siennej 43, obserwowała przez okno, jak „elegancko wyglądająca kobieta (…) spaceruje powoli, starając się dostosować swoje kroki do kroków ukochanego pieska. Wyprowadza go codziennie o tej samej porze”. Ringelblum zapisał inną scenę. Na Siennej „spacerują najelegantsze panie. Otóż ostatnio pokazały się one w wysokich butach z cholewami, podobnie jak mężczyźni. Para takich butów kosztuje co najmniej 450 zł. (…) Wieczorem mogliście tam spotkać wymalowane, eleganckie panie, spokojnie przechadzające się z pieskami, jakby nie było wojny. Nie było tu ciasnoty, rejwachu, nerwowości getta. Słowem, wyspa spokoju i przedwojennego dostatku w getcie”. Doktor Henryk Makower, który mieszkał przy Żelaznej 58, przechodził codziennie przez Sienną, idąc do Szpitala dla Dzieci im. Bersohnów i Baumanów. „Ulica ludzi bogatych, ładna, czysta i spokojna. Wielkie fale ruchu gettowego tu już nie dochodziły. Widziało się tylko tu i ówdzie grupy spacerowiczów, trochę starszych panów i pań, trochę młodzieży. Tu można było spacerować spokojnie”.
Spokój na Siennej bywał zakłócany. W sierpniu 1941 roku zdarzył się wypadek, który pociągnął za sobą jedną ofiarę śmiertelną. Oderwany od ściany kamienicy przy Siennej 24 balkon spadł na chodnik i przygniótł grupę przechodniów. Najprawdopodobniej dom był uszkodzony po wrześniowym oblężeniu Warszawy. „Gazeta Żydowska” z 13 sierpnia 1941 roku pisała:
W pewnej chwili z wysokości II piętra domu nr 24 oderwał się balkon wraz z gzymsem okiennym, przygniatając swym ciężarem cztery przechodzące osoby, a mianowicie: Józefa Jasnego, lat 60, zam. przy ulicy Siennej 18, m. 6, Dra Wiktora Mosera, lat 63, zam. przy ulicy Siennej 30, Helenę Szafran, lat 39, i jej 5-letnią córeczkę, zam. przy ulicy Siennej 21. Szafranowa została tak silnie ugodzona w głowę, iż brocząc krwią, w stanie nieprzytomnym odwieziona została przez Pogotowie Ratunkowe do szpitala chirurgicznego przy ulicy Leszno 1.
Ulica Sienna, jesień 1939.
Fot. Polska Agencja Prasowa (PAP)
Po pięciu dniach gazeta poinformowała o „zgonie ofiary katastrofy budowlanej przy ulicy Siennej”. Helena Szafran zmarła w szpitalu na skutek odniesionych obrażeń. Taka katastrofa budowlana zdarzyć się jednak mogła w każdym mieście, była więc wtedy jeszcze czymś „normalnym”. Na Siennej podobny wypadek odnotowano przed pierwszą wojną światową. Jak podaje Jerzy S. Majewski, w 1910 roku Moszkowi Kopyto spadł na głowę gzyms oderwany od kamienicy pod numerem 34.
Bram do getta strzegły niemiecka żandarmeria, polska policja granatowa i żydowska Służba Porządkowa. Mury biegły wzdłuż linii kamienic, rozdzielały sąsiadujące ze sobą posesje, odcinały chodniki od ulic, przegradzały ulice na pół. Rozbijały dotychczasową topografię miasta. Mur tworzył nowy, obcy i wrogi porządek przestrzeni. Topografia dzielnicy zamkniętej urągała zdrowemu rozsądkowi. Granice getta nie tylko odgradzały, lecz były także kolejną perfidną szykaną, nękającą żydowską społeczność Warszawy. W zamyśle ich twórców trwałe, rozdzielające w sposób ostateczny i nieodwracalny, tak jak życie oddzielone jest od śmierci, podlegały jednak nieustannym niemal zmianom i korektom. Było to kolejną torturą, na jaką skazano jego mieszkańców. Towarzyszył im ciągły lęk, że ten dom, ta ulica czy też ta właśnie strona ulicy zostanie wyłączona z getta. Przeprowadzki wymuszone zmianami granic powodowały nieustanny ruch, przemieszczanie się wraz z dobytkiem z miejsca na miejsce. Dom rodzinny zamieszkany od pokoleń albo z trudem zdobyty dach nad głową, jakiś kąt sublokatorski – wszystko to można było stracić z dnia na dzień. Nie było już nic trwałego, nic stabilnego. Paradoksalnie, to właśnie stan nieustannego zagrożenia i niepewności wydawał się czymś trwałym i pewnym.
Mur getta przecinający Sienną przy Zielnej. Po powstaniu w getcie warszawskim
Fot. Ewald Gnilka, bpk, 30009546
Już niespełna tydzień po zamknięciu getta nastąpiła pierwsza zmiana granic. Wyłączono z getta Hale Rybne przy ulicy Skórzanej 10 (koło placu Żelaznej Bramy). Od listopada 1940 do września 1941 roku zmiany dotyczyły tylko poszczególnych bloków domów lub pojedynczych kamienic. Heinz Auerswald został 15 maja 1941 roku mianowany komisarzem dzielnicy żydowskiej w Warszawie i przejął tym samym cywilny nadzór nad gettem. Nowo mianowany komisarz już w pierwszych kontaktach z Czerniakowem stwierdził, że „plan getta mu się nie podoba”, co stanowiło zapowiedź mających nastąpić jesienią poważnych zmian granic. Chodziło o zmniejszenie obszaru i ściślejszą izolację getta warszawskiego. Nowy system granic miał – według Auerswalda – „całkowicie położyć kres nielegalnemu ruchowi osób i towarów do i z żydowskiej dzielnicy”. Dążenie do hermetycznego zamknięcia getta Auerswald tłumaczył także groźbą epidemii.