Adina Blady-Szwajgier:
Oddział gruźliczy – kilka pokoików na III piętrze, w których leżały dzieci, dla których nie było już nadziei. Z gruźlicy w tym czasie dzieci nie zdrowiały. Ordynatorem tego oddziału była dr Margolisowa, równie jak Naczelna wierząca, że praca musi być taka jak zawsze, jak przed wojną, że ani na jotę nie wolno odstąpić od świętego schematu pracy lekarza. Rano zabiegi, pobieranie krwi, obchód, wpisywanie zleceń, potem wypełnianie historii chorób, prowadzenie ich na wzór kliniczny, tak aby dokumentacja mogła przetrwać lata. Ani na chwilę nie można było dopuścić myśli, że ta dokumentacja nikomu do niczego się nie przyda – tak jak nie wolno było dopuścić myśli, że można zaniedbać cokolwiek przy chorym dziecku. (…) Już było wiadomo, że coraz mniej jesteśmy zdolni do ratowania życia, a coraz bardziej stajemy się dawcami cichej śmierci. W poszukiwaniu tej łaski cichej śmierci pewnego dnia bezdomny dzieciak w łachmanach rozebrał się do naga przed bramą szpitalną w zimny jesienny dzień i krzyczał głosem rannego psiaka, żeby go zabrać do szpitala, bo jest sam i głodny, i zmarznięty. (…) Co dzień rano obchodziliśmy sale, wciąż jeszcze białe, ale białością, która stała się bladością śmierci. Co rano patrzyliśmy na rozdęte, zniekształcone ciała, na twarze pozbawione wyrazu, i z tym samym przerażeniem odczytywaliśmy wiek stworzeń bez wieku: 4–5–6, czasem 10–12 lat. Patrzyły na nas oczy bez dna, oczy tak strasznie poważne i smutne, jakby cały żal 2000 lat diaspory znalazł w nich wyraz.
Wciąż jednak getto nie odkryło przed lekarzami i ich małymi pacjentami swego najstraszniejszego oblicza: kataklizmu wysiedlenia. Wciąż jeszcze świeciło słońce, a w szpitalnym ogródku chroniła się zieleń, tak rzadka za murami. Doktor Henryk Makower wykładał na kursach medycznych, pełnił też funkcję lekarza Służby Porządkowej.
Skrzyżowanie Siennej i Żelaznej. Na środku Siennej widoczny płot z drutu kolczastego, wyznaczający granice getta.
Fot. ŻIH
Miałem na Siennej sporo pacjentów (…) – notował w swoich wspomnieniach pisanych w ukryciu. – Na Siennej znajdował się również szpital dziecięcy Bersohnów i Baumanów, gdzie co dwa tygodnie odbywały się posiedzenia naukowe. (…) W szpitalu czyściutko, wzorowy porządek, ślicznie. Ale te biedne dzieci! Wymizerowane, wychudzone, albo też z rozdętymi przez obrzęki głodowe twarzami, brzuchami i kończynami (…). Na tarasie prażyło słońce, lekarze i pielęgniarki przychodzili się tu opalać, dookoła była cisza i spokój, i tylko widok na niewielkie murki graniczne wskazywał na czas i miejsce, w którym się znajdowaliśmy. To samo wrażenie spokojnego oddalenia od teraźniejszości, może nawet jeszcze w większym stopniu, sprawiała biblioteka szpitalna, w której odbywały się posiedzenia naukowe. (…) Okna biblioteki wychodziły na ogród, w słoneczną pogodę pasma światła lśniły wśród zieleni.
Wobec skrajnego przepełnienia szpitala wszczęto starania o otwarcie filii i rozładowanie w ten sposób tłoku. Był to okres rozszerzania się epidemii tyfusu. „Do szpitala zaczęło napływać coraz więcej dzieci chorych na tyfus plamisty – relacjonował Henryk Kroszczor. – Ich liczba wzrastała w sposób zastraszający. Toteż w bardzo krótkim czasie zabrakło łóżek i kładziono je po dwoje–troje do jednego łóżka. (…) Niemcy wydali ostry nakaz, aby chorych umieszczać w szpitalu, ale szpital nie był już w stanie więcej ich przyjmować. Wówczas dr Braude-Hellerowa rozpoczęła starania w Gminie żydowskiej o uruchomienie filii szpitala dla dzieci w gmachu szkolnym przy ulicy Leszno 80 róg Żelaznej. W gmachu tym mieściło się schronisko dla uchodźców, które w tym czasie (połowa 1941 r.) zostało zamknięte”. W październiku 1941 roku część szpitala przeniosła się do budynku przy ulicy Żelaznej róg Leszna. Tam ordynatorem oddziału zakaźnego został Henryk Makower (przeżył), oddziałem wewnętrznym kierowała Helena Keilson (przeżyła), oddział niemowlęcy objęła Hanna Hirszfeldowa (przeżyła). W części, która pozostała na Siennej, kierownictwo sprawowała dr Anna Margolisowa.
Szpital dla dzieci pozostawał w dawnej siedzibie przy ulicy Siennej do chwili likwidacji małego getta. 10 sierpnia 1942 roku komisarz szpitala przyniósł rozkaz ewakuacji, która miała się odbyć w ciągu 24 godzin, który to termin przedłużono później do 48 godzin. Przenosiny szpitala do budynku na ulicy Żelaznej róg Leszna opisał jego dyrektor administracyjny Henryk Kroszczor: „Część dzieci oddano rodzicom, którzy zaalarmowani wytworzoną sytuacją, zgłosili się po nie. Pozostałe trzeba było przewieźć do filii szpitala na Lesznie. Aby zdobyć transport, chwytałem (dosłownie) wozy na ulicy. Udało się przewieźć wszystkich chorych oraz trochę najniezbędniejszych rzeczy i bielizny. Najcenniejsze aparaty pracowni rentgenowskiej i analitycznej oraz urządzenia sali operacyjnej pozostały na miejscu. Pozostawiono również bibliotekę, zaopatrzoną w najnowsze dzieła oraz posiadającą «białe kruki» z dziedziny medycyny, zwłaszcza pediatrii. 12 VIII 1942 roku w południe zamknąłem bramę szpitala od ulicy Śliskiej. Niewielka garstka pracowników szpitala, wśród których było też trochę członków ich rodzin, przeszła – wielu z nich po raz ostatni – ulicami Twardą, Prostą, Żelazną przez most nad ulicą Chłodną do szpitala na Lesznie”. W opuszczonym budynku przy Siennej 60/Śliskiej 51 umieszczono Klinikę Dziecięcą Uniwersytetu Warszawskiego, przeniesioną przez Niemców z ulicy Litewskiej.
Henryk Kroszczor wraz z rodziną wyszedł z getta w lutym 1943 roku. Przez rok ukrywał się u Marii i Wacława Piotrowskich na ulicy Bagno 3/5. Piotrowski był dawnym ogrodnikiem w szpitalu Bersohnów i Baumanów. Na skutek donosu Kroszczorowie musieli uciekać. Znaleźli dla siebie inne lokum w Warszawie, a nastoletnią córkę Zosię umieścili w Wawrze u pani Tomaszewskiej. Tuż przed wybuchem powstania warszawskiego Zosia wróciła do rodziców. Przeżyli.
SIENNA 16 i 29.
Opracowanie kartograficzne Paweł E. Weszpiński
Wróćmy na Sienną 16. Dużo się tu działo. Rozbrzmiewała muzyka symfoniczna, również ta zakazana w getcie – aryjskich kompozytorów. Młodzież gromadziła się tam na organizowanych przez ORT (Organizacja Rozwoju Twórczości Przemysłowej, Rzemieślniczej i Rolniczej wśród Ludności Żydowskiej) kursach kreślarskich oraz organizowanych przez Judenrat kursach grawerstwa i metaloplastyki. Mieściło się tam jedno z kilkuset istniejących w getcie kół młodzieży, działających w ramach Referatu Pracy Społecznej Młodzieży przy CENTOS (Centrala Związku Towarzystw Opieki nad Sierotami i Dziećmi Opuszczonymi). Jego pracami kierowała Ewa Rechtman, wywieziona do Treblinki latem 1942 roku. Mieścił się tam oddział Ziomkostwa Łódzkiego, które było wpływową organizacją, zważywszy na sporą liczbę uchodźców z Łodzi mieszkających w getcie warszawskim. Od kwietnia 1941 roku na Siennej 16 była otwarta kawiarnia Tatiany Epstein. Grał tam Władysław Szpilman. Kawiarnia ogłosiła konkurs młodych talentów. Nagrodę stanowił tygodniowy kontrakt na występy z dobrą gażą. Jury przyznało nagrody Stanisławie Rapel (taniec), Mary Berg (piosenki jazzowe) i sześcioletniemu uczniowi Szpilmana (gra na fortepianie). Wreszcie – w przedwojennym gmachu Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Pracowników Handlowych i Przemysłowych znalazł swą ostatnią przystań Dom Sierot Janusza Korczaka.
W kamienicy przy Siennej 16, wyróżniającej się rozmiarami i szykiem, na trzecim piętrze, za wielkimi półkoliście sklepionymi oknami, znajdowała się sala balowa, tzw. Wielka Sala. Tam między innymi odbywały się koncerty Żydowskiej Orkiestry Symfonicznej. Istnienie tej orkiestry należy uznać za jeden z fenomenów życia kulturalnego getta.
Wojna i początek okupacji, a następnie utworzenie dzielnicy zamkniętej stanowiły dla profesjonalnych muzyków pochodzenia żydowskiego katastrofę. Wyrzuceni z filharmonii i sal koncertowych, znaleźli się za murami bez środków do życia. Podobnie jak kolegom po aryjskiej stronie Warszawy zostało im granie w kawiarniach, na podwórkach czy wręcz na ulicy. Inicjatywa utworzenia