Joakim Zander

Szpieg z Bejrutu


Скачать книгу

do takich rzeczy jak wiatr, łodzie i ptaki morskie.  T o  był jego świat, a nie praca w urzędzie. Pod koniec prawie ją znienawidził.

      Gabriella kiwa głową.

      – Widziałam twoją babcię. Wyglądało na to, że czuje się dobrze, tak jak ty. Oczywiście, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Chyba nad sobą panuje?

      Klara potwierdza skinieniem głowy.

      – Oboje wiedzieli o wszystkim od wiosny. Babcia jest w żałobie, ale myślę, że i jej śmierć dziadka przyniosła ulgę.

      – Oboje wiedzieli, że twój dziadek ma raka. Mimo to nic ci nie powiedzieli?

      Klara znowu potwierdza skinieniem głowy. Płatki śniegu topią się jej na policzkach i po nich spływają.

      – Tak, oboje przez cały czas wiedzieli, że dziadka nie da się uratować – odpowiada ledwo słyszalnym szeptem. – A mimo to… Zresztą sama wiesz.

      I znowu patrzy na Gabriellę.

      – Nie chcieli przysparzać mi zmartwień. Chyba doszli do wniosku, że sobie z tym nie poradzę. Pewnie mieli rację. Sama wiesz, że latem… zanim to wszystko się wydarzyło… nie czułam się najlepiej.

      Klara kręci głową. Gabriella gładzi ją po czarnych włosach.

      – Ładnie ci w tym nowym uczesaniu – szepcze. – Gdybym to ja się tak krótko obcięła, wyglądałabym jak stara panna. Ty wyglądasz świetnie, jak gwiazdka na niebie albo Natalie Portman.

      Przez chwilę stoją w milczeniu. W końcu odwracają się w stronę ogrodzenia, szarych pól, zimnych drzew i tego, co poniżej – odległego, niewidocznego z kościelnego wzgórza morza. W końcu Klara odwraca się do swojej najlepszej przyjaciółki, kładzie głowę na jej ramieniu i przyciska nos do jej chłodnej skóry poniżej nosa.

      – Teraz czuję się lepiej – szepcze. – Mimo śmierci dziadka i smutku czuję się lepiej niż przez wiele ostatnich lat. Za to latem… myślałam, że zupełnie się załamię.

      – Ale jakoś sobie poradziłaś – mówi Gabriella, pochylając głowę w jej stronę.

      – Tylko dzięki tobie. To ty wystąpiłaś na konferencji prasowej, to ty rozmawiałaś z dziennikarzami i to na tobie skupiła się uwaga mediów.

      – Daj spokój – odpowiada Gabriella, wzruszając ramionami. – Wiesz, co ci powiem? To było fajne.

      Zerka na Klarę i kontynuuje.

      – Czy wolno tak w ogóle powiedzieć? Przecież to, co się wydarzyło, było okropne. Zamieszki na przedmieściach, Rosjanie i policja bezpieczeństwa, która o wszystkim wiedziała, a mimo to nie zareagowała. Wszystko to było naprawdę straszne. Będę jednak szczera: fakt, że ujawniłam całe to bagno, opowiedziałam o wszystkich szczegółach, wywołałam powszechne oburzenie i zrobiłam to w słusznej sprawie, sprawił mi naprawdę dużą przyjemność.

      Klara uśmiecha się i patrzy Gabrielli w oczy.

      – Wiem, że tak było. Zawsze wiedziałam, że będziesz w tym dobra i że co jakiś czas skupisz na sobie powszechną uwagę, ty moja drama queen2.

      Gabriella daje jej lekkiego kuksańca.

      – Przed chwilą mi dziękowałaś, a teraz się mnie czepiasz?

      – Za każdym razem to ty mnie ratujesz – odpowiada cichym głosem Klara. – Wkraczasz, naprawiasz i zajmujesz się tym co trzeba.

      Gabriella obrzuca ją szybkim spojrzeniem, ale równie szybko odwraca głowę i patrzy na pola. W jej zachowaniu jest coś, co wzbudza podejrzenia Klary. To nie ta sama, pewna siebie Gabi, którą zna od lat. Gabriella mruczy coś pod nosem, ale jej słowa zagłusza wiatr.

      – Co mówisz? – pyta Klara.

      Gabriella odwraca się do niej i uśmiecha, ale tylko ustami, bo oczy pozostają niewzruszone.

      – Powinnyśmy już iść – odpowiada, nie patrząc Klarze w oczy. – Chyba nie chcesz iść na pogrzeb przemoczona do suchej nitki?

      Klara domyśla się, że Gabriella coś ukrywa. Słowa, które wypowiedziała jej przyjaciółka – „Być może to ty będziesz musiała mnie wkrótce ratować” – powoli układają się w pewną całość.

      Czy właśnie tak się wyraziła?

      Zanim jednak zdąży o to spytać, na parking wjeżdża pierwszy samochód. Gabriella patrzy na nią z wymuszonym uśmiechem.

      – Chodźmy już – mówi. – Przyjechałyśmy pogrzebać dziadka.

      Nagle uświadamia sobie, jak źle to zabrzmiało. W jej oczach pojawia się panika.

      – Przepraszam, to było straszne. Nie to miałam na myśli…

      – Zabrzmiało to całkiem konkretnie.

      Klara chichocze i staje w miejscu. Gabriella staje za nią i też się śmieje.

      – Cholera, co za nietakt – szepcze. – Przepraszam, naprawdę mi przykro.

      Ale Klara bierze ją za rękę i opiera głowę na jej ramieniu.

      – Masz rację – stwierdza. – Musimy go pochować.

      5 sierpnia – Bejrut

      Agneta Adelheim zajęta jest swoimi sprawami i dlatego nie ma czasu, żeby bawić się w opiekunkę nowego praktykanta. Żegna się więc i znika na schodach prowadzących do wyjścia. Jacob czuje się pozostawiony samemu sobie, chociaż z drugiej strony odczuwa ulgę.

      Zaczęło się zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażał. Za to mieszkanie jest dla niego prawdziwą niespodzianką. Czegoś takiego się nie spodziewał. Dlatego fakt, że został sam, sprawia mu przyjemność. Otwiera balkonowe drzwi i do mieszkania wpada uliczny gwar z Armenia Street. Widzi, jak Agneta wychodzi z budynku. Odwraca się i macha mu na pożegnanie.

      – Zapomniałam ci powiedzieć, żebyś porozmawiał z sąsiadką z góry! – woła. – Chodzi o generator. Na stole w dużym pokoju leży kartka. W Bejrucie występują ciągłe problemy z dostawą prądu. Jeśli dojdzie do awarii, możesz do niej zadzwonić i poprosić ją o pomoc.

      Po tych słowach Agneta znika mu z oczu. Jacob siada na jednym z plastikowych krzeseł stojących na balkonie i chłonie atmosferę ulicy. Ciepłe powietrze, spaliny samochodowe, gwar ludzkich głosów, kakofonia innych dźwięków… Zostanie tu do Bożego Narodzenia. Będzie mieszkał w tym mieście i w tym mieszkaniu. Mimo to przez krótką chwilę nie odczuwa ani radości, ani satysfakcji, tylko coś w rodzaju braku umocowania. To dziwne uczucie zakrada mu się w głąb umysłu, jakby chciało go wyssać. Z trudem łapie oddech i zamyka oczy.

      Został sam. Czuje się równie samotny jak w dniu, gdy przyjechał do Uppsali. Tak samo czuł się przez pierwsze tygodnie w wynajętym, brudnym mieszkaniu w dzielnicy Rackarberget, gdy rozpoczynał nowe życie.

      Wraca pamięcią do wszystkiego, przez co musiał przejść, żeby się tu znaleźć. W imię czego? Dla tego uczucia pustki i kompletnego braku sensu?

      Wyjmuje z kieszeni telefon i jeszcze raz czyta SMS-a od Simona. Zastanawia się, czy nie powinien mu jednak odpisać. Na przykład: „Tak, kochanie! Kiedy mnie odwiedzisz?”. Chciałby się odprężyć i poddać temu, co mimo wszystko do niego czuje. Może coś z tego będzie? Może wystarczy im eleganckie M3 w dzielnicy Vasastan? Simon mógłby podjąć pracę w domu aukcyjnym Bukowski albo w jakimś muzeum, podczas gdy on zatrudniłby się jako analityk w którejś z agencji PR, a najlepiej w jednym z ministerstw. Zrobiłby szybką karierę, a potem wyjeżdżałby na krótkie delegacje do Brukseli.