jedno z pytań, które zawsze zadaję palaczom na początku konsultacji: „Czy chcesz rzucić palenie?”. Z pewnego punktu widzenia to głupie pytanie. Wszyscy palacze (nawet członkowie FOREST-u [Freedom Organisation for the Right to Enjoy Smoking Tobacco]) pragnęliby rzucić palenie. Spytajmy najbardziej zatwardziałego palacza: „Gdybyś mógł się cofnąć do czasów, w których nie byłeś jeszcze uzależniony, i gdybyś wiedział to, co wiesz teraz, czy zacząłbyś palić?” – odpowie: „W żadnym razie!”.
Spytajmy palacza, który nie wierzy w szkodliwość nałogu, stać go na papierosy i nie martwi się społecznym napiętnowaniem (niewielu takich zostało w dzisiejszych czasach): „Czy zachęcałbyś swoje dzieci do palenia?” – odpowie: „W żadnym razie!”.
Każdy palacz czuje, że znalazł się we władzy jakichś złych mocy. We wczesnych stadiach myśli się: „Rzucę palenie, ale nie dziś, tylko od jutra”. W końcu przychodzi dzień, kiedy gotowi jesteśmy uznać, że brakuje nam charakteru albo też – że papierosy mają w sobie coś, bez czego życie traci dla nas sens.
Jak już powiedziałem, wyjaśnień wymaga nie fakt, że łatwo jest rzucić palenie, ale zupełnie inny – że bywa tak trudno. Naprawdę najtrudniej jest zrozumieć, dlaczego w ogóle ktokolwiek pali i dlaczego w pewnym momencie paliło ponad 60% ludzkości.
Trwanie przemysłu tytoniowego to niepojęta zagadka. Jedynym wyjaśnieniem byłoby to, że zaspokaja on potrzeby tych, którzy i tak już palą. Mimo to każdy z nich żałuje, że w ogóle zaczynał, każdy mówi o stracie zdrowia i pieniędzy. Trudno nam uwierzyć, że palenie nie sprawia im przyjemności. Papierosy od dzieciństwa kojarzą nam się z dorosłością i gotowi jesteśmy dołożyć starań, by zrobić z siebie niewolników. Resztę życia spędzamy, tłumacząc własnym dzieciom, że lepiej trzymać się z dala od papierosów, no i podejmując kolejne próby wyrwania się z nałogu. A ponadto – płacąc. Ktoś, kto wypala jedną paczkę dziennie, w ciągu całego życia zapłaci za papierosy średnio 50 000 funtów. Co kupujemy sobie za te pieniądze? Może byłoby dla nas lepiej po prostu wyrzucać je przez okno. Służą nam bowiem do tego, żeby systematycznie wprowadzać do płuc rakotwórczą, smolistą substancję, niszczyć układ krążenia i zatruwać cały organizm. Każdego dnia pozbawiamy go tlenu, więc jesteśmy coraz bardziej ospali i coraz słabsi. Skazujemy się na życie z nieświeżym oddechem, żółtymi zębami, w ubraniach przesiąkniętych dymem, wśród obrzydliwych popielniczek i zatęchłego tytoniowego smrodu. Takie jest życie niewolnika. Połowę naszego czasu spędzamy w miejscach, w których palenie nie jest dozwolone (w kościołach, szpitalach, szkołach, środkach komunikacji, teatrach itd.,) ale gdy tylko próbujemy skończyć z paleniem, czujemy, że zabrakło nam czegoś najważniejszego. Druga połowa życia upływa nam tam, gdzie wolno palić, choć wolelibyśmy, żeby i tam ktoś tego zabronił. Cóż to za absurdalna przyjemność, która wychodzi ci uszami, kiedy możesz ją mieć, a pragniesz jej tylko wtedy, gdy jest niedostępna. Żyjąc w ten sposób, godzimy się na to, by otoczenie traktowało nas jak trędowatych, ale co gorsza – prowadząc takie życie, każdy inteligentny człowiek zaczyna tracić szacunek dla samego siebie. Palacz gardzi sam sobą. Zawsze, gdy patrzy na ostrzegawczy nadruk, który minister zdrowia umieścił na paczkach papierosów, za każdym razem, kiedy łapie go kaszel albo ból w klatce piersiowej, zawsze kiedy media świętują Dzień bez Palenia, przy każdej podwyżce cen papierosów, każdym artykule o raku płuc, na widok reklam pastylek na nieświeży oddech, i zawsze, kiedy znajdzie się w towarzystwie niepalących. I cóż zyskuje, godząc się na te wszystkie poświęcenia? Nic, absolutnie nic. Przyjemność? Odprężenie? Szczęście? Energię? Oparcie? Wszystko to iluzje, chyba że lubisz nosić za ciasne buty, by doznawać chwili szczęścia, kiedy je wreszcie zdejmiesz.
Muszę to jeszcze raz powtórzyć: nie w tym rzecz, żeby sobie wyjaśnić, dlaczego trudno jest rzucić palenie, ale w tym, żeby zrozumieć, dlaczego w ogóle palimy.
Zapewne odpowiesz: „Wszystko jasne, kto raz zacznie, przyzwyczaja się, a potem jest trudno przestać”. Ale dlaczego jest tak trudno i dlaczego jednak próbujemy? Palacze spędzają życie na poszukiwaniu odpowiedzi.
Niektórzy z nich uważają, że wszystkiemu winny jest głód nikotynowy. Lecz w rzeczywistości objawy odstawienia są tak słabe (por. rozdz. 6), że większość palaczy żyje i umiera bez świadomości swojego fizycznego uzależnienia.
Inni twierdzą, że papierosy dają im przyjemność. Nieprawda. Są niesmaczne i wstrętne. Zapytajmy nałogowego palacza, czy gdyby zabrakło jego ulubionej marki, przestałby palić, czy też przerzuciłby się na inną, której przedtem nie cenił. Z braku tytoniu dobry byłby kawałek starego sznurka. Przyjemność nie ma z tym nic wspólnego. Co do mnie, lubię homary, ale nie do tego stopnia, żebym musiał zawsze wozić ze sobą dwadzieścia sztuk. Jest wiele rzeczy, które lubimy, ale to nie znaczy, że ich brak nas unieszczęśliwia.
Niejeden doszukuje się głębokich motywów psychologicznych, teoretyzując na przykład o pragnieniu powrotu do matczynej piersi. Ale jest akurat odwrotnie, jeśli wziąć pod uwagę banalne powody, dla których sięgnęliśmy po pierwszego papierosa – chcieliśmy przecież pokazać, jacy jesteśmy dorośli. Gdybyśmy mieli pokazać się publicznie ze smoczkiem w buzi, umarlibyśmy ze wstydu.
Ten i ów przypisuje paleniu przeciwny sens, uważa je za symboliczną demonstrację siły, wyższości. Kolejne wyjaśnienie pozbawione podstaw. Z papierosem wetkniętym w ucho wyglądaliby głupio. Tym głupsze jest trzymanie go w ustach i wdychanie dymu pełnego rakotwórczych substancji.
Jeszcze inni mówią, że trzymanie papierosa pozwala zająć czymś ręce. Gdyby tak było, nie musieliby go zapalać.
„Dla zaspokojenia potrzeb oralnych”. Tylko po co ogień?
„Lubię tę chwilę, kiedy dym dociera do płuc”. To uczucie, to właśnie szok wywołany niedotlenieniem.
Wielu sądzi, że palenie zabija nudę. To także bzdura. Nuda to stan umysłu. Papieros sam w sobie nie jest niczym ciekawym.
Przez trzydzieści trzy lata paliłem dlatego, że mnie to odprężało, dodawało odwagi i pewności siebie. Wiedziałem, że palenie mnie zabija i kosztuje fortunę. Dlaczego nie poszedłem do lekarza po alternatywny środek na uspokojenie, który przywróciłby mi odwagę i pewność siebie? Nie poszedłem, bo wiedziałem, że coś takiego by się znalazło. Nie paliłem dla odwagi i pewności siebie, to był pretekst.
Niektórzy twierdzą, że palą tylko dlatego, bo mają palących przyjaciół. Czy naprawdę są takimi głupcami? Niech więc modlą się, żeby ich przyjaciele nie zaczęli leczyć migreny przez ucinanie głów.
Większość palaczy, którzy się nad tym zastanawiają, dochodzi w końcu do wniosku, że palenie jest nawykiem. Niewiele to wyjaśnia, ale po wykluczeniu wszystkich rozsądnych motywów pozostaje tylko ta wymówka. Niestety, jest ona równie bezsensowna, jak te pozostałe. Ciągle zmieniamy zwyczaje, nawet te przyjemne. Narzucony nam sposób myślenia sprawił, że uznaliśmy palenie za nawyk, a nawyków niełatwo się pozbyć. Ale czy rzeczywiście tak trudno pozbyć się nawyków? W Wielkiej Brytanii jeździ się lewą stroną jezdni. Gdy jednak prowadzimy auto na kontynencie lub w Stanach, porzucamy ten nawyk bez żadnego kłopotu. To bzdura, że trudno wyzbyć się nawyku. W rzeczywistości każdego dnia nabieramy nowych nawyków i porzucamy stare.
Dlaczego więc wydaje się nam, że tak trudno porzucić przyzwyczajenie do trucizny, która kosztuje fortunę i pozostawia niesmak, wyzbyć się przyzwyczajenia, którego w dodatku wcale nie pragniemy podtrzymywać – podczas gdy jedyne, co trzeba zrobić, to przestać coś robić? Odpowiedź brzmi, że to „coś”, co robimy, wcale nie jest nawykiem: JEST UZALEŻNIENIEM OD NIKOTYNY! Dlatego wydaje się nam, że tak trudno się „wyrzec”. Być może wydaje ci się, że to dobre wyjaśnienie, dlaczego naprawdę jest trudno „wyrzec się” palenia? Rzeczywiście tłumaczy ono, dlaczego większość palaczy zauważa, że trudno im się „wyrzec”. Dlatego, że nie rozumieją, jak działa uzależnienie od narkotyku. Palacze są pewni,