patronki nie podlegają negocjacji. Już się przekonał, że każdy był pod czyimś butem – on pod jej, ona pod Żelaznego. Szkoda tylko, że wskutek tej drugiej zależności Langer spędzi resztę życia w więzieniu.
16
Chyłka obserwowała wyraz twarzy klienta, kiedy skończyła nakreślać mu sytuację i oczekiwania ojca. Kamiennolicy Langer ani drgnął.
Od rozprawy dzielił ich już tylko dzień – do tego czasu nie sposób było wymyślić czegokolwiek, by przechylić szalę korzyści na swoją stronę. Nie, kiedy miało się przeciwko sobie trzech adwersarzy: sąd, który widzi jak na dłoni, że oskarżony jest winny; samego oskarżonego, który nie współpracuje; i w końcu płacącego rachunek seniora.
Z sądem być może jakoś by sobie poradziła – nie zwojowałaby cudów, ale przy dobrych wiatrach udałoby się wykazać dostatecznie dużo braków formalnych na etapie dochodzenia lub śledztwa. Pierwsza rozprawa stanęłaby pod znakiem zapytania.
Chyłka robiła, co mogła, by otrzymać zielone światło do działania. Nękała seniora telefonami, starając się przekonać go, że po przesłuchaniu dwóch świadków będzie w stanie zasiać wątpliwości, jeśli nie w umysłach sędziów, to chociaż ławników. Biznesmen nie chciał jednak nawet o tym słyszeć.
Teraz siedziała naprzeciw jego syna, starając się wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Był równie nieprzejednany, jak ojciec. Powiedziała mu wszystko, co miała do przekazania, a potem czekała. Więzień milczał, wpatrując się w nią.
– Sądzisz, że jestem niewinny – odezwał się w końcu Piotr.
Jego słowa zabrzmiały wrogo, jakby miał pretensje, że w ogóle pomyślała o nim w takich kategoriach.
– Jakie to ma znaczenie? – zapytała.
Nie odpowiedział.
– Mam cię bronić wszelkimi dostępnymi metodami i poświęcając temu całą moją uwagę. To nie ma nic wspólnego z tym, czy jesteś winny, czy nie.
– Nie? – zapytał i wziął głęboki oddech.
– Dla ciebie ma?
Odgiął się do tyłu. Chyłka starała się zebrać myśli, by nie stracić tej lichej szansy na zamienienie z nim kilku słów. Najwyraźniej nie był zadowolony z tego, że rozmawiali ze sklepikarzem i Powirską. Postanowiła pociągnąć ten temat.
– Co jadłeś przez te dziesięć dni? – zapytała. – Co piłeś?
Wzruszył ramionami.
– Sprawdziliśmy śmieci – skłamała. – Wychodzi na to, że ostatnio wyrzucałeś do nich między innymi puszki po doktorze Pepperze.
– Nie przypominam sobie.
– Kupowałeś ten napój w sklepie osiedlowym. Ostatni raz dwa tygodnie przed zabójstwem. I nie zrobiłeś tak dużych zapasów, by wyżyć na tym przez ten okres, kiedy rzekomo siedziałeś w mieszkaniu.
Nie odzywał się.
– Ale to nie wszystko, czego się dowiedzieliśmy.
– Doprawdy?
– Powirska i sklepikarz dostarczą kolejnych dowodów.
Zeznania tych osób same w sobie nie stanowiły remedium na problemy Langera, otworzyłyby jednak drogę do przesłuchania całej rzeszy mieszkańców. Gdyby okazało się, że nikt na osiedlu nie widział oskarżonego, Joanna zyskałaby mocną kartę.
– Co zamierzasz? – zapytał Piotr.
– Zrobić to, za co płaci mi twój ojciec.
Więzień przez moment się zastanawiał, jakby rozważał konsekwencje przyjętej linii obrony. Konsekwencje tak daleko idące, że Chyłka nie potrafiła ich dostrzec. Im dłużej milczał, tym większą miała nadzieję, że jego odpowiedź zbliży ją do prawdy.
– Masz prawny obowiązek, by nie działać na niekorzyść oskarżonego.
– Nie działam. Senior chce niepoczytalności, a ja nie mam wyboru. Tu nie chodzi o strategię przyjętą w procesie, a o to, że jesteś chory psychicznie. Nie mogę odciągnąć twojego ojca od próby dowiedzenia tego przed sądem, prawda?
– Nie jestem chory.
Tego akurat nie była pewna.
– Nie mnie to oceniać – zauważyła. – Od takich ustaleń są biegli.
– Wykażę przed sądem, że nie cierpię na żadną chorobę psychiczną.
Chyłka milczała.
– Niepoczytalność nie wchodzi w grę – dodał Langer.
– W takim razie dostaniesz dożywocie, bo prócz tego nie mam żadnej linii obrony.
Piotr skinął głową.
– Chyba że twój ojciec kupi sobie biegłych.
Zbył tę uwagę milczeniem. Joanna widziała, że nić porozumienia, jaką udało jej się nawiązać, staje się coraz cieńsza.
– Może chcesz spędzić całe życie w więzieniu?
Nie odpowiadał.
– Może masz tam coś do załatwienia? Chcesz zasadzić się na jakiegoś współwięźnia, który zalazł ci za skórę?
– Nie.
– Pewnie że nie – odparła. – Nie zabijałbyś dwojga ludzi i nie siedział z ich zwłokami. Są łatwiejsze sposoby, by trafić za kratki. W takim razie o co ci chodzi?
Nie liczyła na to, że usłyszy cokolwiek w odpowiedzi. O ile wcześniej udało jej się przykuć uwagę Langera, o tyle teraz widziała, jak jego zainteresowanie znika.
– Przyznasz się do winy? – spróbowała.
– Nie.
– Zeznasz więc, że nie ty zamordowałeś tych ludzi?
– Nie.
– Dlaczego?
– Ponieważ jestem konsekwentny.
Miała nadzieję, że tuż przed rozpoczęciem rozprawy cokolwiek się zmieni. Teraz wiedziała, że niepotrzebnie się łudziła.
Nic w tej sprawie nie miało sensu. Dowody wskazywały, że zabił tych ludzi. Jemu samemu zdawało się w ogóle nie zależeć na tym, by się wybronić, a jednocześnie uparcie nie złożył zeznań, które mogłyby go obciążyć. Jego ojciec robił zaś wszystko, by sprawa zakończyła się jak najszybciej.
Do tego dochodził jeszcze sklepikarz. Gdzie Langer miałby robić zakupy przez te dziesięć dni, jeśli nie w osiedlowym spożywczaku? Niedaleko osiedla były inne sklepy, ale policja przepytała ochroniarzy przy bramie wjazdowej – przez te dni nie widzieli samochodu Langera ani jego samego. Może więc pojechał wcześniej do Makro lub Selgrosa i zaopatrzył się odpowiednio? To oznaczałoby, że zawczasu wszystko zaplanował… a jeśli tak, ofiary powinny być nieprzypadkowe – i tym bardziej nie powinny znajdować się w domu sprawcy. Nawet największy psychopata nie zakładałby, że wytrzyma tak długo z dwoma trupami. Nie miało to żadnego sensu.
– Jeśli zagramy na niepoczytalność, nic nie zdziałam także przy apelacji – sięgnęła po ostatni argument.
Było to działanie wbrew woli seniora, ale niespecjalnie ją to w tej chwili interesowało. Odpowiedzialność dyscyplinarna zeszła na drugi plan – teraz w grę wchodziło jej czyste sumienie.
– Rozumiesz, Langer?
Niemal niezauważalnie kiwnął głową.
– A mnie się wydaje, że nie rozumiesz – odparła. – Odwołanie