Aleksander Sowa

Góra Bogów Śmierci


Скачать книгу

świece. Gdy niebo przebarwia się na purpurowo, obozowisko mają gotowe.

      – Będzie wiało dziś w nocy – zapowiada Franek.

      – Bredzisz. Lepiej pomóż, bo może być chłodno – rzuca Kazik, łamiąc gałęzie.

      Władeczek spogląda na kijek wbity w świeżą ziemię i wzrusza ramionami. „Niech będzie” – myśli, zabierając się do układania kamiennego kręgu z paleniskiem w środku.

      – A tutaj go wywołamy – mówi do Franka.

      – Czemu chcesz tak daleko od ognia, i to za kamieniami?

      – Nie będzie nas gryzł dym, a jasno i tak będzie – Kazik najwyraźniej na wszystko ma odpowiedź. – Za kamieniami nie będzie wiało. Nie zdmuchnie nam lampy.

      Dokładnie to zaplanował, ale też okłamał przyjaciół.

      Przez jego grzech dwaj z nich przed chwilą ostatni raz patrzyli na słońce. Tymczasem ognisko, rozpalone przez najmłodszego, płonie, trzaskając szczapkami pełnymi żywicy.

      – Uuu! – niesie się po dolinach. – Uuu! – coś złowieszczo dudni obok.

      – Co to? – Władeczek się kuli. – Słyszeliście?

      – No pewnie. To tylko sowa – uspokaja Kazik. – Boisz się, durniu, zwykłego ptaka?

      – Nie takiego zwykłego. Dziadek opowiadał, że sowy czują śmierć.

      – To tylko ptaki. Puknij się w łeb, głupku.

      Tablicę ouija układają na stosie płaskich kamieni, wychodzi z tego całkiem udany stolik. Franio chwali się talerzykiem z wyszczerbioną krawędzią, zwędzonym ze stołówki.

      – Uuuu! – wyje puszczyk siedzący przy pniu świerka. – Uuuu!

      Chłopcom po kręgosłupach przebiega dreszcz. Ptak wypatruje ciem wokół ogniska, oni zaś myślą, że są gotowi. Ale na to, co wkrótce ich spotka, nie sposób się przygotować.

      Kazik dorzuca gałęzi do ognia. Wolałby, aby ogień się palił, kiedy skończą. Tym bardziej że żaden z nich nie ma pojęcia, jak długo to potrwa. Są zdenerwowani, lecz tego nie okazują. Cholerny puszczyk ciągle rozdziera dziób.

      – No, chłopaki – rzuca Kazik. – Już.

      – Północ minęła?

      – Minęła – pokazuje zegarek. – Siedem minut temu. Możemy zaczynać.

      – Sekundnik ci nie chodzi – zauważa jeden z kumpli nie bez satysfakcji, bo chłopak zwykł przy każdej okazji chwalić się prezentem od bogatego ojca. – Może nie nakręciłeś?

      – O, cholera, rzeczywiście. Nieważne. Wskazuje siedem po, czyli jest już jutro.

      Odmawiają na klęczkach modlitwę. Kilkanaście kroków za nimi ognisko trzeszczy, trawiąc drewno. Rozpalają lampę i siadają. Ciepły blask oświetla ich twarze. Palce opierają na brzegu talerzyka, stopy na ziemi.

      – My, zebrani tutaj – zaczyna Kazik – przywołujemy ducha.

      Usta pozostałych wykrzywiają się w uśmiechu, ale poważnieją pod karcącym spojrzeniem mistrza ceremonii. Przestrzegł ich wcześniej: w książce wyraźnie napisano, że należy traktować tę sprawę poważnie.

      – My, zebrani tutaj, przywołujemy ducha. Duchu – szepcze Kazik – jeśli jesteś w pobliżu, przybądź!

      „Ciekawe, cholerny ptak ucichł. Może odleciał do swoich spraw?” – zastanawia się Władeczek. Otacza ich cisza nocnego lasu, słychać tylko żerujące zwierzęta. Świerkowe gałązki się nie poruszają, w dali słabo migoczą światła rozrzuconych z rzadka wsi i miasteczek.

      – Duchu! Wzywamy cię!

      Chłopak na chwilę zawiesza głos. Patrzą na siebie. Krąg światła lampy migocze na ich jasnych twarzach. Widzą, że każdy ma pietra, ale nic się nie dzieje.

      – Duchu! Wzywamy cię! Przybądź!

      – Może źle to robimy? – Franek chyba już się zniechęcił.

      – Wszystko jest tak, jak było w książce. Nie wiem, dlaczego duch nie przychodzi.

      – Może trzeba go wywołać po imieniu?

      – Zamknij się!

      – Robi się zimno – wtrąca Władek.

      I nagle wstrząsa nim dreszcz. Pozostała trójka natychmiast to czuje. Przerażeni, spoglądają na kolegę. Tymczasem wokół nich robi się jeszcze ciszej. Lampka naftowa skwierczy, w ogniu pali się ćma. Czują, jak przestrzeń gęstnieje, cichnie, czeka niczym zwierzę gotowe do skoku.

      7

      Patrząc na dziewczynę, Jakub myśli, że kiedyś bardzo lubił swoje zajęcie. Ta praca ma przecież dobre strony. Tyle że już na początku tak zwanej kariery stanął na rozdrożu: niewytłumaczalna duchowość przeciwko nauce. Jednego z drugim nie sposób pogodzić. Jako nauczyciel akademicki, doktor nauk społecznych, pozostawał wierny wiedzy. A jednocześnie po drugiej stronie barykady spotykał się z tym wszystkim, co tłumaczyć miał Bóg.

      – Wspomniałaś o krzyżu? – spogląda Pauli w oczy. – Co miałaś na myśli?

      – A jesteś wierzący?

      Mężczyzna się uśmiecha. Pytanie retoryczne… Dziewczyna ma prawo pytać, choć dawno go nie pytano o coś równie oczywistego. Tak, wierzy, w Kościół na pewno, ale czy w Boga?

      – Owszem. Nie wyobrażam sobie życia bez wiary – odpowiada. – A ty?

      – Wierzę – mówi Paulina. – Nie jestem szczególnie religijna, mimo to chodzę do kościoła. W takich miejscach nie można inaczej, ja jednak wierzę dla siebie.

      – Rozumiem.

      – I w krzyż w Kamienicy też wierzę.

      – W co? – pyta Jakub, jakby nic o tym nie wiedział.

      – Myślałam, że słyszałeś: we wsi pod Paczkowem na krzyżu pojawił się krwawy napis. Sensacja na całą Polskę. Byłam tam po tym, jak go zauważono. Obok stało kilka zniczy, teraz są setki. Mówią, że to znak.

      – Znak?

      – No wiesz, od Boga. Objawienie, jak Fatima czy Medziugorie. Dlatego coraz więcej tam ludzi. I jeszcze ta stodoła.

      – Wierzysz w to?

      – Przyjrzałam się, wygląda jak krew.

      Ileż razy widział podobne przypadki! Na początku chciał wierzyć. Starał się łączyć religię z nauką, ale zrozumiał, że to nie ma sensu. Przekroczywszy trzydziestkę, poddał się fali, która poniosła go na obszary, gdzie Bóg nie miał już nic do powiedzenia.

      – Twój ojciec myśli, że ktoś z przyjezdnych podpalił tę szopę?

      – Nie o to chodzi. W pogorzelisku znaleziono jego teścia.

      – Co?

      – W pożarze zginął mój dziadek. – Paula unika wzroku Jakuba. – Ojciec mamy.

      – I mówisz to tak po prostu, bez emocji?

      – Zwariowałeś? Pewnie, że mi smutno, ale nie utrzymywaliśmy kontaktu.

      – Dlaczego?

      – Nie wiem – dziewczyna wzrusza ramionami. – To zawsze był temat tabu.

      – A próbowałaś o tym rozmawiać?

      – No pewnie. Mama się rozpłakała. Nie pytałam więcej. Dużo o tym myślałam, potem się przyzwyczaiłam. Najgorzej było podczas wigilii – wzdycha. – Myślę, że mama wstydziła się swojego ojca.

      8

      Pierwszego