Andreas Moritz

Rak to nie choroba a mechanizm uzdrawiania


Скачать книгу

pomiędzy 2003 a 2007 rokiem) w następującej kolejności:

      1. Rak płuc i oskrzeli: 792 495 zgonów.

      2. Rak okrężnicy i odbytu: 268 783 zgony.

      3. Rak piersi: 206 983 zgony.

      4. Rak trzustki: 162 878 zgonów.

      5. Rak prostaty: 144 926 zgonów.

      6. Białaczka: 108 740 zgonów.

      7. Chłoniaki nieziarnicze: 104 407 zgonów.

      8. Rak wątroby i dróg żółciowych: 79 773 zgony.

      9. Rak jajników: 73 638 zgonów.

      10. Rak przełyku: 66 659 zgonów.

      Niezależnie od poziomu twojej wiedzy medycznej wydaje się, że bezpiecznie można powiedzieć, że rak wydaje się zabijać nas w rekordowej liczbie. Jednak pomimo milionów zgonów i bilionów dolarów wydanych na badania, statystyki dotyczące nowotworów nie poprawiają się.

      A problem jest głębszy od zwykłego niezrozumienia przyczyn leżących u źródeł raka czy tego, jak najlepiej go leczyć. Dr Samuel S. Epstein w swojej książce National Cancer Institute and American Cancer Society: Criminal Indifference to Cancer Prevention and Conflicts of Interest („Narodowy Instytut Onkologiczny i Amerykańskie Towarzystwo Onkologiczne. Obojętność na profilaktykę przeciwnowotworową i konflikt interesów”, brak polskiego wydania), jasno demonstruje, że wiele winy za rosnącą obecność nowotworów w amerykańskim społeczeństwie spoczywa na Narodowym Instytucie Onkologicznym (NCI) i Amerykańskim Towarzystwie Onkologicznym (ACS) – dwóch z wielu stowarzyszeń wspieranych przez rząd Stanów Zjednoczonych (i przez to opłacanych przez amerykańskich podatników) i zaangażowanych w walkę z rakiem – które są również przesiąknięte konfliktem interesów i zatrzymują dla siebie najcenniejsze informacje, które naprawdę mogłyby pomóc Amerykanom w profilaktyce i leczeniu raka. Faktycznie mniej więcej połowa zarządu ACS składa się z lekarzy i naukowców blisko związanych z NCI. Wielu z nich jest opłacanych przez obie organizacje.

      Jaki jest rezultat? Federalne pieniądze i fundusze charytatywne wydawane na badania nad rakiem wzrosły 25-krotnie z 220 milionów dolarów w 1971 roku do 4,6 biliona w 2000 roku. Ponadto chociaż przewodniczący NCI Andrew von Eschenbach złożył w 2003 roku obietnicę, że cierpienie i śmierć spowodowane nowotworami zostaną wyeliminowane do 2015 roku, liczba zachorowań na raka zwiększyła się o około 18% i nie ma oznak, że zacznie się zmniejszać.

      W rezultacie rak dotyka blisko 1 na 2 mężczyzn i ponad 1 na 3 kobiety. Mimo to biliony dolarów z podatków i funduszy charytatywnych płyną na badania nad rakiem skupiające się tylko na leczeniu, a prawie nie ma przy tym badań na temat profilaktyki. „Najlepszą obroną jest atak”, jak mówi stare przysłowie, ale konwencjonalna wiedza dotycząca raka mówi nam coś zupełnie przeciwnego.

      Powodem częściowo są ogromne zyski koncernów farmaceutycznych i medycznych osiągane dzięki wyrobieniu postawy opartej raczej na leczeniu niż na prewencji raka oraz brak woli dotarcia do przyczyn nowotworów kryjących się za indywidualnymi wyborami życiowymi. Innymi słowy, podczas gdy jako problemy zostały rozpoznane takie czynniki jak palenie tytoniu i uboga dieta, przyczyny, które mogłyby negatywnie wpływać na określone gałęzie przemysłu, takie jak zanieczyszczenie środowiska przedostające się do produktów konsumpcyjnych i toksyczne terapie medyczne, są ignorowane.

      Gdy farmaceutyki zostają uznane za jedyne odpowiednie opcje leczenia choroby, utrzymywanie pacjentów w złym zdrowiu i zalewanie ich medykamentami staje się coraz bardziej lukratywnym biznesem. W związku z tym nie jest wcale zaskakujące, że alternatywne czy niezaakceptowane sposoby leczenia są systematycznie szkalowane przez przemysł medyczny i instytucje zajmujące się walką z rakiem. Coraz częściej lekarze, którzy bronią naturalnych metod leczenia i wskazują na ważne korzyści z holistycznej profilaktyki nowotworowej, są prześladowani i ostro krytykowani oraz określani mianem znachorów, jeśli nie chcą dostosować się na mocno stronniczych wytycznych NCI i ACS. Ogólnie mówią one o tym, że FDA (Agencja Żywności i Leków) zaaprobowała około 40 farmaceutyków do leczenia raka, ale do tej pory nie uznała nawet jednego nieopatentowanego alternatywnego sposobu leczenia.

      Gdy przyjrzymy się faktom, staje się jasne, że jedynymi ludźmi rzeczywiście czerpiącymi korzyści z obecnego stosunku do raka są ludzie zajmujący się profesjonalnie medycyną i lobbyści będący u władzy, a nie ich pacjenci. Jako były dyrektor NCI, dr Samuel Broder przyznał w 1998 roku w wywiadzie dla Washington Post: „NCI stał się rządowym koncernem farmaceutycznym”. W rzeczywistości to amerykańscy podatnicy fundują drogie badania kliniczne leków, które w końcu są im sprzedawane po przesadnie wysokich cenach. Czy to przez błędnie wybrane priorytety odnośnie do finansowana, selektywne zaniedbywanie nowych badań czy alternatywnych metod leczenia, czy jawne wypieranie faktów pacjenci z nowotworem nie są chronieni przez te instytucje, które zostały do tego stworzone.

      Koniec końców przez kilka ostatnich dekad, bardziej niż w jakimkolwiek innym okresie w historii, w naszym społeczeństwie rozpowszechnił się tak wyolbrzymiony lęk przed rakiem, że nie jest zaskakujące, iż większość pacjentów chorujących na raka robi po prostu to, co każą im lekarze: przyjmuje coraz więcej farmaceutyków i poddaje się toksycznym zabiegom na swoją przerażającą chorobę. Jednak przez ignorowanie niedrogiej i toksycznej tylko w minimalnym stopniu profilaktyki na rzecz drogich i ekstremalnie toksycznych terapii, rzekomo obiektywne agencje jak NCI spotęgowały problem, który pomyliły z rozwiązaniem. W rezultacie liczba diagnoz przypadków nowotworów ciągle wzrasta. Nie licząc zdiagnozowanych przypadków raka, dziesiątki tysięcy gorzej sytuowanych ludzi cierpi na raka, ale nigdy nie zostali zdiagnozowani, ponieważ nie stać ich na ubezpieczenie czy wizyty u lekarza.

      Nie trzeba mówić, że słowa same w sobie mają ogromną moc i rak nie jest wyjątkiem. W wielu przypadkach nowotwór jest nie tylko słowem, ale też stwierdzeniem odnoszącym się do odbiegającego od normy czy niezwykłego zachowania komórek ciała. Wystarczy wspomnieć o raku, żeby od razu przywołać na myśl obrazy cierpienia i bólu. Gdy to słowo do kogoś przylgnie, może ciągle wywoływać osłabiający strach i stres w jego psychice.

      W innym kontekście rak odnosi się do znaku gwiezdnego, jest po prostu nazwą jednego ze znaków zodiaku (astrologia). Czy gdy ktoś zapyta cię o datę urodzenia i stwierdzi że jesteś Rakiem, będziesz drżeć ze strachu przed nadciągającą śmiercią? Taka reakcja jest nieprawdopodobna, ponieważ twoja interpretacja bycia spod znaku Raka nie implikuje, że masz raka, chorobę. Jednak jeśli twój lekarz wezwie cię do gabinetu i powie ci, że masz raka, prawdopodobnie będziesz zszokowany, sparaliżowany, odrętwiały, pozbawiony nadziei lub będziesz czuł to wszystko naraz. Słowo rak ma potencjał do odgrywania bardzo niepokojącej i wnoszącej niepewność roli w twoim życiu, być zdolne do dostarczenia wyroku śmierci i, jak odkryjesz w tej książce, wykonania go – często po prostu ze względu na to, jaką rolę to zestawienie trzech liter odgrywa w naszym ogarniętym przerażeniem społeczeństwie.

      Chociaż bycie pacjentem z rakiem wydaje się zaczynać od zdiagnozowania nowotworu, jego przyczyny mogły być obecne wiele lat wcześniej, nim pacjent poczuł się chory. W ciągu krótkiej chwili słowo rak może wywrócić czyjeś życie do góry nogami.

      Kto lub co na tym świecie przyznało temu prostemu słowu czy stwierdzeniu tak wielką moc, która może zadecydować o życiu i śmierci? Czy rzeczywiście ma tę moc? Czy nasze kolektywne, społeczne przekonanie, że rak jest morderczą chorobą, razem z generującą traumę, agresywną terapią podążającą za diagnozą, rzeczywiście są głównymi winowajcami obecnej dramatycznej eskalacji nowotworów na półkuli północnej? Możesz odpowiedzieć, że taka myśl jest zbyt naciągana. Jednakże w tej książce postaram się podać przekonywujące argumenty,