znikające guzy są dobrze znane w przypadku raka jąder. Zgodnie z tym, co twierdzi dr Epstein, potwierdzono, że zdarza się, że w czasie operacji jąder chirurg znajduje tylko zabliźnione tkanki w miejscu, gdzie zdiagnozowano duży guz.
Rosnąca liczba dowodów, że nowotwór może zatrzymać się albo nawet odwrócić, nie pozwala tego zaprzeczyć i badacze nie mają lepszego wyboru niż zrewidować swoje pojęcie, czym naprawdę jest rak i jak się rozwija. Jednak uważam, że jeśli nie przekonają się, że rak jest leczniczym mechanizmem kierowanym przez cały organizm, by skorygować istniejący brak równowagi, będą kontynuować poszukiwanie dróg zwalczania raka, zamiast wspierać proces uzdrawiania. To wymaga jednakże zaufania w mądrość ciała i jego naturalne zdolności lecznicze, a nie zakładania z góry, że ciało jest wadliwe czy zepsute.
To odkrycie, że same mutacje komórek nie muszą powodować raka, ale muszą być wspierane przez otaczające je komórki i cały organizm, mówi samo za siebie. Zawsze widziałem w nowotworach przyjaciół ciała asystujących mu w burzliwych czasach. Z pewnością ciało wydaje się traktować raka jako przyjaciela, a nie jak wroga. Jestem przekonany, że powinniśmy robić to samo.
W swoim artykule Kolata pisze o fascynującym stwierdzeniu Thei Tlsty, profesor patologii z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco i jednej z najwybitniejszych badaczek raka. Profesor Tlsty mówi, że komórki nowotworowe i przednowotworowe są tak powszechne, że prawie każdy w średnim lub późniejszym wieku jest nimi obciążony. Zostało to odkryte w trakcie autopsji ludzi, którzy umarli z powodu innych niezwiązanych przyczyn, nie mając pojęcia, że mieli komórki nowotworowe lub przednowotworowe. Nie mieli dużych guzów czy objawów raka. „Naprawdę interesującym pytaniem”, twierdzi dr Tlsty, „nie jest to, dlaczego zapadamy na nowotwór, ale dlaczego nie mamy nowotworu”.
W tym samym kontekście chciałbym zadać to bardzo intrygujące pytanie: Dlaczego niektórzy ludzie czują się chorzy, gdy mają nowotwór, podczas gdy inni, którzy również mają nowotwór, żyją zupełnie normalnym, zdrowym życiem? Później wyjaśnię to kluczowe zagadnienie, w toku tej książki.
Kolata podnosi inny interesujący temat: „Na im wcześniejszym etapie jest komórka na drodze do rozwoju w agresywny nowotwór, jak twierdzą badacze, tym bardziej prawdopodobne jest, że zmieni kurs. Zatem na przykład komórki, które są wczesnymi prekursorami nowotworu szyjki macicy, są skłonne cofnąć się do pierwotnego stanu. W pewnych badaniach odkryto, że 60 procent przednowotworowych komórek szyjki macicy znalezionych w trakcie badań cytologicznych wraca do normalności w ciągu roku, a 90 procent w ciągu trzech lat”. Czy to nie pokazuje innego trendu niż proponowany wcześniej przez teoretyków onkologii?
Oczywiście to napędza pytania, czy faktycznie najlepiej jest pozostawiać większość nowotworów nieleczonymi, żeby mogły albo stać się nieaktywne i nieszkodliwe, albo zniknąć same z siebie. Przez wiele dziesięcioleci lekarze i agencje zdrowia promowali wczesne wykrywanie w całej populacji, ponieważ uważali, że to niezwykle ważne, by wychwycić i leczyć nowotwory na wczesnym etapie. Argumentowali to tym, że to pozwala na lepsze i bardziej skuteczne leczenie. Jednakże, znowu, ich przypuszczenia były błędne.
Kolata tłumaczy dalej, że „dynamika procesu rozwoju nowotworu wydaje się być przyczyną, że badania profilaktyczne raka piersi czy prostaty wykazują dużą liczbę wczesnych nowotworów bez jednego spadku liczby przypadków późniejszych stadiów nowotworu”. Innymi słowy, odkrycie tak wielu nowych nowotworów dzięki nowym i lepszym metodom badań kontrolnych nie zredukowało częstotliwości występowania zaawansowanych nowotworów. To jest oczywiście sprzeczne z przypuszczeniem zakładającym, że wczesne wykrywanie, które zazwyczaj prowadzi do wczesnego leczenia, nie daje żadnych korzyści prewencyjnych czy redukujących częstotliwość występowania długoterminowych nowotworów. To również wskazuje na to, że wiele nowotworów najlepiej pozostawić samym sobie. W przypadku raka piersi istnieją poszlaki, że niektóre rzeczywiście znikają. Badania przesiewowe w kierunku raka piersi i prostaty najwyraźniej zawiodły, jeśli chodzi o redukowanie ich występowania.
Z dobrych powodów szpital Johnsa Hopkinsa oferuje mężczyznom z małymi guzami prostaty opcję aktywnego obserwowania, zamiast usuwania czy niszczenia prostaty. W rzadkich przypadkach, gdy nowotwór rośnie, ciągle można go usunąć. Jednak przerażająca diagnoza raka prostaty zniechęca wielu mężczyzn do obrania strategii czekania i zobaczenia, co się zdarzy. „Większość mężczyzn chce to wyciąć”, mówi dr Epstein z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Przypisuję winę za tę niefortunną sytuację dziesięcioleciom podsycania strachu przez lekarzy i obsesji szybkiego naprawiania wśród pacjentów.
Dodam tylko, że wysokie dawki promieniowania jonizującego emitowane przez urządzenia do badań, takie jak tomograf komputerowy (CT) czy mammograf itd. rzeczywiście przyczyniły się do zwiększenia częstotliwości występowania różnych rodzajów nowotworów. Nowotwory związane z ekspozycją na takie promieniowanie obejmują białaczkę, szpiczaka mnogiego, raka piersi, raka płuc i raka skóry (patrz: rozdział piąty, podrozdział Promieniowanie jonizujące).
W kanadyjskich badaniach badacze przyjrzeli się zachowaniu małych nowotworów nerek (rak nerkowokomórkowy), które należą do nowotworów, które, jak pokazują raporty badań, czasami się cofają, nawet gdy są bardzo zaawansowane. W trakcie badań prowadzonych w podwójnie ślepej próbie pod przewodnictwem dr. Martina Gleave’a z Departamentu Nauk Urologicznych Szpitala Generalnego w Vancouver (New England Journal of Medicine; 338:1265-1271, 30 kwietnia 1998 r.) porównano leczenie lekiem immunomodulacyjnym interferon gamma 1b z placebo u pacjentów z rakiem nerek, który rozprzestrzenił się po ich ciele.
Niezależnie od braku badań, które kontrolowałyby efekt placebo, interleukina 2 i interferon stały się głównym komponentem większości strategii immunoterapeutycznych w przypadku dającego przerzuty nowotworu nerkowokomórkowego. Badania miały pokazać, że te immunomodulatory mogą kontrolować lub odwracać te nowotwory nerek, które są bardzo oporne na chemioterapię. Sześć procent osób w obu grupach miało guzy, które zmniejszyły się lub pozostały stabilne, co doprowadziło naukowców do konkluzji, że leczenie nie prowadzi do poprawy. Sześć procent uczestników, którzy jakoś skorzystali z próby, udowodniło, że to, czy byli leczeni środkami farmaceutycznymi czy nie, nie robiło różnicy oprócz tego, że osoby należące do grupy otrzymującej placebo żyły średnio 3,5 miesiąca dłużej niż te, które brały leki.
Dr Gleave stwierdził, że u coraz większej liczby pacjentów poddawanych badaniom USG czy tomografii komputerowej niezwiązanym z rakiem wykrywa się małe guzki na jednej z nerek. Akceptowalną metodą jest usuwanie ich, ale opierając się na swoich odkryciach, dr Gleave zastanawia się, czy to jest rzeczywiście koniecznie.
Zgodnie z artykułem zamieszczonym w The New York Times, uniwersytet, na którym pracuje dr Gleave, uczestniczy w ogólnokrajowych badaniach ludzi z małymi guzami nerek, których celem było odkrycie, co się dzieje, gdy te nowotwory są rutynowo badane, by sprawdzić, czy rosną. Najwyraźniej około 80 procent nie zmienia się lub rzeczywiście zmniejsza w ciągu kolejnych trzech lat.
Wniosek, jaki wyciągnąłem z tych ważnych badań, jest taki, że bardzo się mylimy, jeśli wierzymy, że możemy wywieść w pole swoje ciało. Ciało cofa lub zatrzymuje wzrost guza, jeśli uznaje to za konieczne, nie inaczej. Jeśli zatrujemy, wypalimy albo wytniemy guz, ciało może mieć potrzebę wyhodowania kolejnego, by dokończyć swoją aktywność leczniczą.
Głównym mankamentem w medycznej teorii nowotworów jest założenie, że rak musi zostać ujarzmiony, by móc ocalić życie pacjenta. Do niedawna prawie wszyscy naukowcy podzielali opinię, że jeśli rak nie będzie leczony i powstrzymany, jego przeznaczeniem będzie rosnąć, rozsiewać się, a w końcu zabić. Ewidentnie tak nie jest. Miliony ludzi żyją z wszelkimi rodzajami nowotworów bez problemu, a nawet nie wiedząc o nich, jak pokazują prace dr Tlsty i wielu innych czołowych naukowców.
Prawda