Michael Connelly

Betonowa blondynka


Скачать книгу

      THE CONCRETE BLONDE

      Copyright © 1994 by Michael Connelly

      All rights reserved.

      Copyright © 2019 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

      Copyright © 2019 for the Polish translation by Amber Sp. z o.o.

      under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga.

      Wykorzystanie przekładu za zgodą Wydawnictwa Amber Sp. z o.o.

      Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz

      Redakcja: Mariusz Kulan

      Korekta: Aneta Iwan

      ISBN: 978-83-8110-839-3

      Książka ta nie jest oparta na faktach. Wszystkie zawarte w niej nazwiska, postacie, miejsca oraz wydarzenia są albo wytworem wyobraźni autora, albo po prostu fikcyjne, a jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych osób, żywych bądź martwych, do przedsiębiorstw, wydarzeń oraz miejsc jest czysto przypadkowe.

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

      Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba KsiążkiWięcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

      WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

      ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

      tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

      e-mail: [email protected]

      www.soniadraga.pl

      www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga

      E-wydanie 2019

      Skład wersji elektronicznej:

      konwersja.virtualo.pl

      Susan, Paulowi i Jamiemu,

      Bobowi i Marlen

      Ellen, Jane i Damianowi

      Prolog

      Dom w Silverlake stał w całkowitej ciemności, a jego okna przypominały oczy martwego człowieka. Był to stary budynek z gankiem i dwoma oknami w spadzistym dachu. W środku nie paliło się ani jedno światło, również drzwi wejściowe nie były oświetlone. Dom pogrążony był w złowieszczym mroku, którego nie przenikał nawet blask ulicznych latarni. Bosch wiedział, że gdyby na ganku stał człowiek, nie dostrzegłby go stąd.

      – Jesteś pewna, że to tutaj? – zapytał.

      – Podjedź bliżej, żeby było widać garaż.

      Bosch przycisnął pedał gazu i samochód potoczył się do przodu, omijając podjazd.

      – O, tam – powiedziała.

      Zatrzymał samochód. Za domem znajdował się garaż z mieszkaniem na piętrze. Prowadziły do niego boczne schody oświetlone żarówką nad drzwiami. W obu oknach paliły się światła.

      – Ciekawe, czy go zastaniemy – mruknął Bosch.

      Popatrzyli na garaż. Bosch nie wiedział, co spodziewa się tam zobaczyć. Może niczego się nie spodziewał. Perfumy prostytutki pachniały tak mocno, że zapierało dech, więc otworzył okno. Nie był pewien, czy może jej wierzyć. Jedno tylko wiedział na pewno: nie może sprowadzić pomocy. Nie zabrał służbowego rovera, a w tym samochodzie nie było telefonu.

      – Co chciałbyś… o, jest! – krzyknęła cicho.

      Bosch zauważył cień przesuwający się za mniejszym z okien. To pewnie łazienka, pomyślał.

      – Jest w łazience – powiedziała. – To tam widziałam te wszystkie rzeczy.

      Bosch spojrzał na nią badawczo.

      – Jakie rzeczy?

      – No, zajrzałam do szafki, wiesz, po prostu chciałam się rozejrzeć. Dziewczyna musi uważać. No i zobaczyłam mnóstwo kosmetyków. Mascary, szminki, lusterka i takie różne. Pomyślałam, że to musi być on. Używał tego wszystkiego, żeby je malować, gdy już z nimi skończył – kiedy już nie żyły.

      – Czemu mi tego nie powiedziałaś przez telefon?

      – Nie pytałeś.

      Cień przesunął się za zasłoną drugiego okna. Myśli Boscha pędziły teraz jak szalone. Jego serce zaczęło walić niebezpiecznie mocno.

      – Kiedy stamtąd uciekłaś?

      – Cholera, nie pamiętam. Musiałam dojść do ulicy Franklina, żeby złapać okazję do Zachodzącego Słońca. To mi zajęło jakieś dziesięć minut, więc nie wiem.

      – Przypomnij sobie, to ważne.

      – Nie wiem, ale chyba ponad godzinę temu.

      Cholera, pomyślał Bosch, na pewno zatrzymała się gdzieś, żeby odwalić szybki numer, dopiero później zadzwoniła na policję. Bardzo się przejęła. Teraz może jest tam już następna, a ja tu siedzę na tyłku i się przyglądam.

      Podjechał trochę dalej i zaparkował przed hydrantem. Wyłączył silnik, ale kluczyki zostawił w stacyjce. Wysiadł z samochodu, po czym wsadził głowę przez odsuniętą szybę.

      – Idę. Ty tu zostań. Jak usłyszysz strzały albo jak nie wrócę w ciągu dziesięciu minut, zapukaj do pierwszych lepszych drzwi i sprowadź gliny. Powiedz, że funkcjonariusz potrzebuje pomocy. Na desce rozdzielczej jest zegarek. Pamiętaj, dziesięć minut.

      – Jasne, kochanie, dziesięć minut. Idź i bądź bohaterem. Ale nagroda mi się należy.

      Z wyciągniętym pistoletem pobiegł w kierunku garażu. Schody były stare i zniszczone. Przeskakiwał po trzy naraz, starając się stąpać jak najciszej, a i tak zdawało mu się, że donośnym tupotem obwieszcza całemu światu swoje przybycie. Pistoletem stłukł żarówkę wiszącą bez klosza nad wejściem. Odsunął się w ciemność i oparł o metalową barierkę. Z całej siły uderzył obcasem w drzwi nad klamką.

      Otwarły się z głośnym trzaskiem. Bosch przekroczył próg i znieruchomiał w pozycji bojowej na ugiętych nogach. Od razu spostrzegł mężczyznę stojącego po drugiej stronie pokoju, za łóżkiem. Był nagi i zupełnie pozbawiony owłosienia, nie tylko na głowie, ale i na całym ciele. W jego oczach pojawiła się panika.

      – Policja! Nie ruszać się! – głos Boscha zabrzmiał ostro i zdecydowanie.

      Mężczyzna zamarł, lecz na krótką chwilę. Następnie zaczął się pochylać, jego ręka poruszyła się w kierunku poduszki. Zawisła na moment, ale zaraz podjęła swój powolny ruch. Co on, do cholery, robi? Czas jakby stanął w miejscu. Adrenalina pędząca przez ciało sprawiła, że Bosch widział wszystko wyraźnie jak na filmie puszczonym w zwolnionym tempie. Wiedział, że facet albo sięga po poduszkę, żeby się zakryć, albo…

      Ręka zanurzyła się pod poduszkę.

      – Nie rób tego!

      Dłoń zamknęła się na czymś, co leżało pod poduszką. Mężczyzna ani na moment nie spuścił z niego oczu. Nagle Bosch zdał sobie sprawę, że to, co odczytał w oczach mężczyzny jako strach, wcale nim nie jest. To było coś innego. Złość? Nienawiść? Dłoń wysuwała się już spod poduszki.

      – Nie!!!

      Bosch