Michael Connelly

Betonowa blondynka


Скачать книгу

sierżant znalazł ją jakieś cztery godziny temu. Nikt nie widział, żeby ktoś ją tam kładł. Wiesz, kupa ludzi przechodzi tamtędy. No i była przecież zmiana. Posłałem Meehana, żeby pogadał z mundurowymi; nikt nic nie widział, dopóki nie znaleźli kartki.

      – Cholera. Przeczytaj mi ją.

      – Nie mogę. Jest u… Chyba nie będzie zastrzeżona, ale trzeba to zrobić zgodnie z procedurą. Wezmę odbitkę i przywiozę ją na miejsce, dobra?

      Bosch nie odpowiedział.

      – Wiem, co sobie myślisz – rzekł Pounds – ale lepiej nie odkrywać kart, nim sprawdzimy, co tam naprawdę jest. Na razie jeszcze nie ma się czym martwić. Może to jakiś numer tej baby, Chandler. To by do niej nawet pasowało. Ona taka jest, zrobiłaby wszystko, żeby zawiesić na ścianie skalp kolejnego policjanta z Los Angeles. Lubi widzieć w gazecie swoje nazwisko.

      – A dziennikarze? Wiedzą już o tym?

      – Mieliśmy kilka telefonów o znalezieniu ciała. Pewnie złapali wiadomość na częstotliwości koronera, bo my nie rozmawialiśmy o tym przez radio. W każdym razie nikt jeszcze nie wie o kartce ani możliwym związku ze sprawą Lalkarza. Wiedzą tylko tyle, że jest jakieś ciało. Zdaje się, że to dla nich atrakcja – ciało znalezione pod ruinami budynku spalonego w czasie zamieszek. Tak czy inaczej, nie wolno ujawnić, że to może mieć coś wspólnego z Lalkarzem. Chyba że ten, kto napisał list, wysłał też kopie do mediów. Jeżeli tak, to dowiemy się o tym jeszcze dzisiaj.

      – W jaki sposób pogrzebał ją pod podłogą sali bilardowej?

      – Sala bilardowa nie zajmowała całego budynku. Z tyłu było zaplecze wykorzystywane jako magazyn. Zanim przejął to Bing, składowano tam rekwizyty filmowe. Kiedy Bing wziął frontową część, studia filmowe wynajmowały tylko pomieszczenia na zapleczu. Edgar dowiedział się o tym od właściciela. Któreś pomieszczenie musiało należeć do mordercy. Przebił się przez podłogę i tam pogrzebał zwłoki. Wszystko się spaliło w czasie zamieszek, ale ogień nie naruszył podłogi. Ciało tej biednej dziewczyny leżało tam przez cały czas. Edgar mówi, że wygląda jak mumia czy coś takiego.

      Bosch zauważył, że drzwi sali numer cztery otwierają się i wychodzi z niej rodzina Churcha wraz z prawniczką. Szli na lunch. Debora Church i jej dwie nastoletnie córki nie spojrzały na niego, lecz Honey Chandler, znana wśród policjantów i pracowników sądu federalnego jako Money1 Chandler, obrzuciła go morderczym wzrokiem. Miała ciemne oczy, opaloną twarz z wyraźnie zarysowaną linią szczęki i gładkie, złociste włosy. Była atrakcyjną kobietą. Sztywny niebieski kostium dokładnie skrywał jej figurę. Bosch poczuł falę wrogości płynącą od przechodzącej grupy.

      – Bosch, jesteś tam jeszcze? – spytał Pounds.

      – Tak. Wygląda na to, że ogłosili przerwę na lunch.

      – To dobrze. Ruszaj więc na miejsce i tam się spotkamy. Sam nie mogę uwierzyć, że to mówię, ale mam nadzieję, że to następny świrus. Dla ciebie tak byłoby najlepiej.

      – Fakt.

      Odwieszając słuchawkę, Bosch usłyszał głos Poundsa, więc z powrotem podniósł ją do ucha.

      – Jeszcze jedno. Jeżeli pokażą się tam dziennikarze, zostaw ich mnie. Obojętnie, jak to się rozwinie, ty nie powinieneś być formalnie związany z nową sprawą ze względu na proces. Powiedzmy, że wezwaliśmy cię tam jako eksperta.

      – W porządku.

      – No to na razie.

      2

      Bosch wydostał się z centrum, przeciął Wilshire i przejechał przez to, co zostało z parku MacArthura. Znalazł się przy Trzeciej Ulicy. Skręcając na północ z Zachodniej, zauważył zgrupowanie radiowozów, samochodów koronera i wozów ekip technicznych. W oddali wisiał znak HOLLYWOOD – litery ledwie majaczyły w gęstym smogu.

      Z klubu Binga zostały trzy osmalone ściany osłaniające stertę poczerniałego gruzu. Dachu nie było. Funkcjonariusze przeciągnęli płachtę z niebieskiego plastiku od tylnej ściany do płotu wzniesionego przed budynkiem. Bosch wiedział, że zrobiono to na życzenie ekipy dochodzeniowej, która chciała pracować w cieniu. Wychylił się przez boczne okienko i spojrzał do góry. Na niebie wisiały ptaki ścierwojady tego miasta: helikoptery mediów.

      Podjechał do krawężnika i zaparkował obok samochodu ze sprzętem, przy którym stało kilku pracowników służb komunalnych miasta. Twarze mieli blade i mocno zaciągali się papierosami. Młoty pneumatyczne leżały rzucone na ziemię obok ciężarówki. Czekali z nadzieją, że ich robota tutaj już się skończyła.

      Z drugiej strony ciężarówki obok niebieskiego vana koronera stał Pounds. Wyglądało na to, że próbuje doprowadzić się do porządku; na jego twarzy Bosch dostrzegł tę samą niezdrową bladość co na obliczach cywilów. Mimo że Pounds był szefem detektywów w Hollywood, a także wydziału zabójstw, sam nigdy nie prowadził śledztwa w sprawie morderstwa. Podobnie jak wielu urzędników policji, wspinał się po szczeblach kariery zawodowej dzięki dobrym wynikom w testach i pewności siebie, a nie doświadczeniu. Przyjemnie było popatrzeć, jak Pounds dostaje porcję tego, z czym prawdziwi gliniarze mają do czynienia każdego dnia.

      Bosch spojrzał na zegarek i wyszedł ze swojej caprice. Za godzinę będzie musiał wrócić do sądu na mowy wstępne.

      – Cześć, Harry – przywitał go Pounds. – Cieszę się, że zdążyłeś.

      – Zawsze z przyjemnością oglądam nowe ciało, poruczniku.

      Bosch rzucił marynarkę na siedzenie samochodu. Z bagażnika wyjął luźną służbową bluzę i włożył ją na koszulę. Wiedział, że będzie mu gorąco, ale nie chciał pokazywać się w sądzie w ubraniu pokrytym brudem i kurzem.

      – Dobry pomysł – stwierdził Pounds. – Szkoda, że nie wziąłem swojej.

      Bosch wiedział, że Pounds nie ma żadnej bluzy, bo wyrusza na miejsce zbrodni tylko wtedy, gdy jest szansa, że przyjedzie telewizja i będzie mógł stanąć przed kamerą i powiedzieć parę słów. Interesowała go tylko telewizja, nie prasa. W rozmowie z dziennikarzem prasowym trzeba umieć sklecić trochę więcej niż dwa sensowne zdania, a to, co powiedziałeś, ukazuje się następnego dnia na papierze i zawsze już będzie cię prześladować. Polityka informacyjna policji opierała się na założeniu, że należy unikać kontaktów z prasą. Telewizja jest bardziej ulotna i dlatego mniej niebezpieczna.

      Bosch ruszył w kierunku grupki ludzi z ekipy dochodzeniowej, pracujących pod osłoną plastiku. Stali obok stosu pokruszonego betonu, wzdłuż rowu wykutego w płycie stanowiącej fundament budynku. Nad ich głowami jeden z helikopterów wykonywał właśnie niski przelot. Faceci z telewizji nie mieli jednak zbyt dużych możliwości filmowania, ponieważ od góry wszystko było zasłonięte. Pewnie przymierzali się do wysłania kamerzystów na ziemię.

      Wewnątrz murów pozostało dużo gruzu – poczerniałe belki z sufitu, kawałki spalonego drewna, popękane betonowe bloki. Pounds dopędził Boscha, razem zaczęli ostrożnie iść w stronę ekipy pod baldachimem z niebieskiego plastiku.

      – Mają zamiar zrównać to wszystko z ziemią i wybudować jeszcze jeden parking – powiedział Pounds. – Oto plon zamieszek. Około tysiąca nowych parkingów. Chcesz teraz zaparkować w centrum, proszę bardzo. Ale jak chcesz kupić butelkę wody mineralnej albo zatankować paliwo, to masz problem. Spalili wszystko, co stało na ich drodze. Jedziesz południową dzielnicą przed Bożym Narodzeniem? Przy każdym skrzyżowaniu znajdziesz skład choinek, wszędzie pełno pustych placów. Nie rozumiem, jak oni mogli spalić własną dzielnicę.

      Bosch