facet musiał ją uderzyć w oko, chyba było spuchnięte.
Harry skinął głową, ale nic nie powiedział. Patrzenie na tę twarz w pudełku wywoływało niepokój, w pewnym sensie było trudniejsze niż oglądanie prawdziwych zwłok. Nie wiedział, dlaczego tak jest. Edgar przykrył w końcu pudło i ostrożnie odłożył na szafkę.
– Co macie zamiar z tym zrobić?
– Dokładnie jeszcze nie wiadomo. Jeżeli odcisków palców nie będzie w bazie, może w ten sposób ustalimy jej tożsamość. Na uniwersytecie jest jeden antropolog, który we współpracy z koronerem rekonstruuje twarze. Przeważnie wykorzystuje tylko czaszkę. Zaniosę mu odlew i zapytam, czy uda się zrobić z tego całą twarz. Pewnie dołoży jakąś perukę blond albo coś takiego. Można też pomalować gips na naturalny kolor skóry. Nie mam pojęcia, może nic z tego nie wyjdzie, ale zdaje mi się, że warto spróbować.
Edgar zasiadł z powrotem przy komputerze, a Bosch wrócił do archiwów. Otworzył segregator; nie zaczął jednak czytać, tylko przez dłuższą chwilę patrzył na Edgara. Nie był pewien, czy ma podziwiać jego zapał do tej sprawy, czy też nie. Kiedyś byli partnerami, Bosch przez rok uczył go pracy w wydziale zabójstw, lecz trudno było powiedzieć, jaka część tych nauk trafiła do Edgara. Ciągle znikał, żeby obejrzeć jakąś nieruchomość, w czasie lunchu dokonywał transakcji i nie pojawiał się przez dwie godziny. Nie potrafił pojąć, że służba w wydziale zabójstw nie jest pracą, tylko misją. Tak jak morderstwo jest dziełem sztuki dla tego, kto go dokonuje, tak samo śledztwo w sprawie morderstwa jest dziełem sztuki dla tych, którzy wypełniają tę misję. Edgar nie wiedział chyba, że powołanie wybiera człowieka, a nie odwrotnie.
Bosch pamiętał o tym wszystkim i dlatego nie potrafił przyjąć do wiadomości, że Edgar ma jakieś słuszne powody, by z szalonym zapałem rozpracowywać tę sprawę.
– Czemu się tak przyglądasz? – spytał Edgar, nie przerywając pisania.
– Po prostu myślę.
– Nie martw się, Harry. Wszystko będzie dobrze.
Bosch zgasił papierosa w plastikowym kubku z zimną kawą i zapalił następnego.
– Czy ten priorytet, który Pounds nadał sprawie, oznacza, że będą płacić za nadgodziny?
– A jakże – odparł z uśmiechem Edgar. – Masz przed sobą człowieka, który zamierza zgarnąć co nieco z tej puli.
Przynajmniej się do tego przyznał, pomyślał Bosch. Zadowolony, że jego ocena Edgara okazała się słuszna, wrócił do akt i przebiegł palcami po brzegu grubego pliku raportów założonych na trzy pierścienie. Było jedenaście osobnych raportów oznaczonych nazwiskami kolejnych ofiar Lalkarza. Przeglądał jeden po drugim, sprawdzając fotografie z miejsc zbrodni i dane biograficzne kobiet.
Wszystkie pochodziły z tego samego środowiska: były ulicznymi prostytutkami, ekskluzywnymi paniami do towarzystwa, striptizerkami, aktorkami filmów porno, pracującymi również na telefon. Lalkarz swobodnie poruszał się w półświatku miasta. Znajdował ofiary z równą łatwością, z jaką one zanurzały się w nocnym życiu metropolii. „Jest w tym jakaś metoda” – stwierdził wówczas policyjny psycholog.
Ale nigdy nie zdołano ustalić wspólnych cech fizycznych ofiar, jak przypomniał sobie Bosch, patrząc na zmrożone śmiercią twarze na fotografiach. Były wśród nich blondynki i brunetki, kobiety tęgie i wychudzone narkomanki. Sześć białych, dwie Latynoski, dwie Azjatki i jedna Murzynka. Pod tym względem Lalkarz był niewybredny. Jedyną wspólną cechą ofiar było to, że żyły na marginesie, gdzie nie miały wielkiego wyboru i bez wahania szły z nieznajomym. Psycholog powiedział, że kobiety te przypominały zranione ryby wysyłające niewidzialne sygnały, które nieuchronnie musiały przyciągnąć rekina.
– Ona była biała, prawda? – spytał Bosch.
Edgar przestał pisać.
– Aha, tak przynajmniej twierdzi koroner.
– Już zrobili sekcję? Kto?
– Nie, autopsja ma być jutro albo pojutrze, ale Corazón zdążyła zobaczyć ciało, kiedy je przynieśliśmy. Powiedziała, że nieboszczka była biała. Dlaczego pytasz?
– Tak tylko. Blondynka?
– No, w chwili śmierci była blondynką. Tlenione włosy. Jeżeli chcesz zapytać, czy sprawdziłem, ile blond kociaków zniknęło cztery lata temu, to się odpieprz. Mogę wyrabiać nadgodziny, ale taka informacja ograniczyłaby liczbę tych kobiet do trzech albo czterech setek. Nie mam zamiaru bawić się tym, dopóki nie ustalimy jej nazwiska na podstawie odcisków.
– Jasne, chciałbym tylko…
– Chciałbyś coś wiedzieć. Wszyscy chcemy. Ale na to trzeba czasu, kolego.
Edgar wrócił do pisania. Harry zaczął ponownie przeglądać akta. Nie mógł jednak przestać myśleć o twarzy w tekturowym pudełku. Nie znali jej imienia, nie wiedzieli, co robiła. Ale jakiś rys gipsowej rzeźby mówił mu, że pasuje do ofiar Lalkarza. Była w jej twarzy jakaś twardość, która nie pochodziła od tworzywa. Ta kobieta żyła na marginesie.
– Znaleźliście coś jeszcze w betonie?
Edgar przerwał pisanie, westchnął głośno i potrząsnął głową.
– Co masz na myśli? Jakieś pudełko od papierosów?
– Przy innych Lalkarz zostawiał torebki. Odcinał paski, żeby mieć czym dusić ofiary, ale w pobliżu ciał znajdowaliśmy torebki i ubrania. Brakowało tylko kosmetyków. Zawsze zabierał kosmetyki.
– Tym razem niczego takiego nie było. Przynajmniej nie w betonie. Pounds zostawił tam jednego mundurowego, kiedy skończyli przeszukiwać teren, ale i on nic nie znalazł. Jakieś rzeczy mogły zostać w pomieszczeniu, które morderca wynajmował, i pójść z dymem w czasie pożaru. Albo ktoś mógł je ukraść. Harry, myślisz, że to naśladowca Lalkarza?
– Tak myślę.
– Ja też.
Bosch skinął głową i przeprosił Edgara za to, że ciągle mu przerywa. Zajął się raportami. Po kilku minutach Edgar wyjął formularz z drukarki, wsunął go do nowej teczki i włożył do szafki. Potem jak co dzień zadzwonił do żony; trzymając słuchawkę jedną ręką, drugą ustawiał na blacie różne biurowe drobiazgi. Powiedział, że w drodze do domu musi się na chwilę zatrzymać. Słuchając ich rozmowy, Bosch pomyślał o Sylvii Moore i o drobnych rytuałach domowego ogniska, jakie zdążyli razem wypracować.
– Wychodzę, Harry – powiedział Edgar, odkładając słuchawkę.
Bosch skinął głową.
– A ty co robisz?
– Przeglądam stare akta, żeby wiedzieć, jak zeznawać w sądzie.
Skłamał. Nie potrzebował odświeżać wspomnień o Lalkarzu.
– Mam nadzieję, że rozerwiesz Money Chandler na strzępy.
– Raczej na odwrót. Ona jest dobra.
– No to idę. Cześć.
– Pamiętaj, żeby do mnie zadzwonić, jak tylko będziesz miał nazwisko.
Po wyjściu Edgara spojrzał na zegarek. Była piąta. Włączył telewizor stojący na szafce obok pudełka z odciskiem twarzy. Czekając na wiadomość o znalezionych rano zwłokach kobiety, podniósł słuchawkę i zadzwonił do Sylvii.
– Nie uda mi się przyjechać dziś wieczorem.
– Co się stało, Harry? Jak było w sądzie?
– Nie chodzi o proces. Mamy nową sprawę.