Michael Connelly

Betonowa blondynka


Скачать книгу

A jak poszło w sądzie? W dzisiejszym „Timesie” wszystko wyszło na jaw. Ten Bremmer ma nie byle jakie źródła.

      – W sądzie wszystko w porządku. Chcę cię o coś zapytać. Co robił Pounds po tym, jak wróciłeś wczoraj na komendę?

      – Pounds? Wróciliśmy w tym samym czasie. Czemu pytasz?

      – A kiedy poszedł do domu?

      – Trochę później. Tuż przed twoim przyjściem

      – Czy telefonował ze swojego biura?

      – Chyba tak. Nie zwracałem uwagi, prawdę mówiąc. Dlaczego pytasz? Myślisz, że to on jest informatorem Bremmera?

      – Jeszcze jedno pytanie. Czy zamykał drzwi, kiedy telefonował?

      Pounds miał obsesję: drzwi jego biura były zawsze otwarte, a zasłony na szklanych ściankach działowych – odsunięte. Wszystko po to, żeby widzieć i słyszeć, co robią inni. Jeżeli zamykał drzwi albo zaciągał zasłony, jego współpracownicy wiedzieli, że coś wisi w powietrzu.

      – Teraz, kiedy o to zapytałeś, przypomniałem sobie, że drzwi rzeczywiście były przez jakiś czas zamknięte. Czemu pytasz?

      – Nie martwię się o Bremmera, tylko o Money Chandler. Dzisiaj rano wiedziała, że byłem wczoraj tam, gdzie znaleźliście tę dziewczynę. Tego nie mogła przeczytać w „Timesie”. Ktoś musiał jej powiedzieć.

      Edgar zamilkł na chwilę.

      – Ale czemu Pounds miałby jej mówić?

      – Nie wiem.

      – A może to Bremmer? Mógł jej powiedzieć, a nie napisać o tym w artykule.

      – Bremmer napisał, że chciał poprosić panią mecenas o komentarz, ale nie mógł się z nią skontaktować. To musi być ktoś inny. Przeciek. Prawdopodobnie ta sama osoba rozmawiała z Bremmerem i z Chandler. Ktoś chce mnie upieprzyć.

      Edgar nic nie odpowiedział. Bosch też nie chciał kontynuować tematu.

      – Wracam teraz do sądu.

      – A jak poszło Lloydowi? Słyszałem, że był pierwszym świadkiem.

      – Tak jak się spodziewałem.

      – Cholera. Kto ma być następny?

      – Nie wiem. Na jej liście są Irving i Locke, ten psycholog. Myślę, że wybierze Irvinga, żeby kontynuował to, co zaczął Lloyd.

      – W każdym razie powodzenia. A gdybyś nie miał później co robić, to możesz wpaść tutaj do mnie. Moje spotkanie z mediami trafi do wieczornych wiadomości telewizyjnych. Potem będę tu siedział i odbierał telefony. Przydałaby mi się jakaś pomoc, gdybyś miał ochotę.

      Bosch przypomniał sobie, że umówił się wieczorem z Sylvią. Ale ona to zrozumie.

      – Dobra, będę.

      Popołudniowa sesja upłynęła bez ciekawszych wydarzeń. Bosch zauważył, że strategia Honey Chandler polega na zbudowaniu składającego się z dwóch części pytania, na które przysięgli będą musieli sobie odpowiedzieć: po pierwsze, czy Bosch zabił niewinnego człowieka, i po drugie, czy nadużył przy tym władzy. Honey Chandler podwajała w ten sposób szanse na zwycięstwo. Nawet jeżeli przysięgli uznają, że Norman Church, mąż i ojciec rodziny, był Lalkarzem, wielokrotnym mordercą, będą musieli rozstrzygnąć, czy Bosch postąpił słusznie.

      Zaraz po lunchu Honey Chandler powołała na świadka swoją klientkę, Deborę Church. Zalewając się łzami, wdowa opowiedziała o swoim mężu, który wszystkich uwielbiał: swoje córki, żonę, matkę i teściową. Nie przejawiał żadnych skłonności mizoginistycznych. Nie bił dzieci. Co drugie pytanie wyciągała nową chusteczkę higieniczną z paczki, którą przez cały czas trzymała w rękach.

      Miała na sobie tradycyjną czarną suknię wdowy. Bosch pamiętał, jak atrakcyjnie wyglądała w żałobie Sylvia, kiedy widział ją na pogrzebie męża. Debora Church wyglądała przerażająco. Tak jakby podobała jej się ta rola. Wdowa po niewinnie zabitym mężu. Prawdziwa ofiara. Pani mecenas poprowadziła ją świetnie.

      Stworzyły razem dobre widowisko, zbyt dobre, aby mogło być prawdziwe, i Honey Chandler zdawała sobie z tego sprawę. Nie chcąc zostawić Belkowi pytań o ciemniejsze strony ich małżeństwa, postanowiła zadać je sama. Spytała więc, dlaczego, skoro ich związek układał się tak doskonale, Church znalazł się wtedy w mieszkaniu wynajętym pod fałszywym nazwiskiem.

      – Mieliśmy pewne trudności… – wdowa przerwała, żeby wytrzeć oko chusteczką. – Norman był narażony na ogromne stresy. Jego praca wiązała się z wielką odpowiedzialnością. Wynajął to mieszkanie, bo powiedział, że chce być sam, aby móc spokojnie myśleć. Nie wiedziałam, że sprowadził tam tę kobietę. Wydaje mi się, że zrobił to po raz pierwszy. Był taki naiwny. Ona to pewnie zauważyła. Oskubała go z pieniędzy, a potem wydała policji, opowiadając tę idiotyczną historyjkę o Lalkarzu. Chyba liczyła na nagrodę.

      Bosch napisał parę słów w notesie i podsunął go Belkowi. Belk przeczytał szybko i zapisał coś w swoim notatniku.

      – Pani Church, a co może pani powiedzieć na temat znalezionych tam kosmetyków? – spytała Honey Chandler. – Jak pani to wyjaśni?

      – Mogę powiedzieć tylko tyle, że gdyby mój mąż był tym potworem, na pewno bym się zorientowała. Na pewno. Jeżeli były tam jakieś kosmetyki, ktoś musiał je podłożyć. Być może wtedy, kiedy mój mąż już nie żył.

      Bosch miał wrażenie, że czuje, jak po tym oskarżeniu o podłożenie dowodów oczy wszystkich zgromadzonych na sali przewiercają go na wylot.

      Honey Chandler przeszła na bezpieczniejszy grunt i zapytała, jak układały się stosunki Normana Churcha z córkami. Zakończyła typowym wyciskaczem łez.

      – Czy pani mąż kochał swoje córki?

      – O tak, bardzo. – Z oczu pani Church popłynęły łzy, lecz tym razem ich nie wytarła. Pozwoliła przysięgłym obserwować, jak spływają jej po policzkach i podwójnym podbródku.

      Belk dał jej kilka minut, aby doszła do siebie, po czym wstał i zajął miejsce za pulpitem.

      – Wysoki sądzie, tym razem także nie zabiorę wiele czasu. Pani Church, chciałbym coś wyjaśnić. Czy przed chwilą zeznała pani, iż wiedziała o mieszkaniu wynajmowanym przez męża, lecz nie wiedziała, czy sprowadzał tam kobiety?

      – Tak powiedziałam.

      Belk zajrzał do notatnika.

      – Czy tej nocy, kiedy zginął pani mąż, nie powiedziała pani policji, że nie wie nic o żadnym mieszkaniu? Czy nie zaprzeczyła pani, jakoby jej mąż wynajmował jakiekolwiek mieszkanie?

      Debora Church nie odpowiedziała.

      – Mogę poprosić o odtworzenie taśmy z nagraniem pani zeznania, jeżeli to pomoże pani odświeżyć…

      – Tak, zaprzeczyłam. Kłamałam.

      – Kłamała pani? Dlaczego skłamała pani policji?

      – Ponieważ kilka godzin wcześniej policjant zabił mojego męża. Nie mogłam… nie chciałam z nimi rozmawiać.

      – Tamtej nocy powiedziała pani prawdę, pani Church. Nie wiedziała pani o tym mieszkaniu, zgadza się?

      – Nie, to nieprawda. Wiedziałam.

      – Czy mąż powiedział pani o chęci wynajęcia mieszkania?

      – Tak, rozmawialiśmy na ten temat.

      – Czy zgodziła się pani?

      – Tak…