tytuł magistra inżyniera mechanika, prawda?
– Więc co robił w tym mieszkaniu? – rzucił ze złością Lloyd. – Skąd się wzięły kosmetyki ofiar? Dlaczego…
– Proszę odpowiadać, panie poruczniku, a nie zadawać pytania – wpadł mu w słowo sędzia Keyes. – Nie jest pan u siebie w pracy.
– Przepraszam, wysoki sądzie. Tak, był inżynierem. Nie pamiętam już w jakiej dziedzinie.
– Niezapytany wspomniał pan przed chwilą o kosmetykach – podjęła Honey Chandler. – Co pan miał na myśli?
– Kosmetyki, które znaleźliśmy w mieszkaniu, gdzie Church został zabity. Kosmetyki te należały do dziewięciu spośród jego ofiar. Znaleźliśmy je w szafce w łazience. To był dowód wskazujący na niego jako sprawcę tych dziewięciu morderstw. I to przekonujący dowód.
– Kto znalazł te kosmetyki?
– Harry Bosch.
– Wtedy gdy zabił pana Churcha i był sam w jego mieszkaniu?
– Czy to jest pytanie?
– Nie, panie poruczniku. Cofam te słowa.
Przerwała, aby dać przysięgłym czas na przemyślenie tego, co powiedziała. Przebiegła palcami przez swój żółty notatnik.
– Panie poruczniku, proszę nam opowiedzieć, co się stało tamtej nocy.
Lloyd powtórzył całą historię tak, jak została opowiedziana dziesiątki razy – w telewizji, w prasie, w książce Bremmera. O północy, kiedy grupa B kończyła zmianę, zadzwonił telefon. Ostatni tej nocy. Odebrał go Bosch. Uliczna prostytutka Dixie McQueen powiedziała, że przed chwilą wymknęła się Lalkarzowi. Bosch poszedł sam, bo inni skończyli już pracę. Myślał, że to jeszcze jeden fałszywy trop. Kobieta wsiadła do jego samochodu na rogu Hollywood i Western. Poprowadziła go do Silverlake. Przy Hyperion przekonała Boscha, że rzeczywiście uciekła Lalkarzowi. Pokazała oświetlone okna mieszkania nad garażem. Bosch poszedł sam. Kilkanaście sekund później zastrzelił Normana Churcha.
– Otworzył drzwi kopnięciem? – spytała Chandler.
– Obawiał się, że tamten sprowadził do mieszkania następną ofiarę.
– Czy krzyknął, że jest z policji?
– Tak.
– Skąd pan wie?
– Tak powiedział.
– Czy ktoś to słyszał?
– Nie.
– A pani McQueen, ta prostytutka?
– Również nie słyszała. Bosch zostawił ją na ulicy w samochodzie na wypadek, gdyby coś się stało.
– Twierdzi pan więc, że detektyw Bosch bał się, iż w środku może być kolejna ofiara, i że pan Church mimo ostrzeżenia wykonał ruch w kierunku poduszki.
– Tak – potwierdził niechętnie Lloyd.
– Poruczniku Lloyd, jak widzę, pan także nosi perukę.
Z tyłu odezwały się stłumione śmiechy. Bosch odwrócił się i zauważył, że grupa dziennikarzy ciągle się powiększa. Na galerii dostrzegł Bremmera.
– Tak – odparł Lloyd. Jego twarz przybrała czerwony kolor, taki sam jak nos.
– Czy kiedykolwiek wkłada pan perukę pod poduszkę? Czy tak się robi?
– Nie.
– To wszystko, wysoki sądzie.
Sędzia spojrzał na ścienny zegar, a potem na Belka.
– Jak pan uważa, panie Belk? Robimy przerwę na lunch, żeby później panu nie przerywać?
– Mam tylko jedno pytanie do świadka.
– A, jeżeli tak, to proszę bardzo.
Belk wziął notes i podszedł do pulpitu. Pochylił się nad mikrofonem.
– Poruczniku Lloyd, zna pan zapewne tę sprawę bardzo dobrze. Czy jest pan zupełnie pewien, że Norman Church był Lalkarzem? Czy może ma pan jakieś wątpliwości?
– Nie, żadnych… nie mam żadnych wątpliwości.
Kiedy przysięgli zniknęli za drzwiami, Bosch pochylił się do ucha Belka i wyszeptał głośno:
– Co to miało znaczyć? Ona rozrywa go na strzępy, a ty zadajesz tylko jedno pytanie? A wszystkie inne dowody przeciwko Churchowi?
Belk podniósł rękę i powiedział spokojnie:
– Ty będziesz o tym mówił. To twoja sprawa, Harry. Tylko ty możesz ją wygrać.
6
Jadłodajnia Pod Siódemką została zamknięta w czasie recesji, teraz był tu tylko bar szybkiej obsługi, w którym podawano pizzę i sałatki. Klientelę stanowili pracownicy biur z centrum administracyjnego miasta. Harry Bosch pamiętał dawną jadłodajnię, w pobliżu Centrum Parkera był to jedyny lokal, w którym lubił jadać. Za barem Pod Siódemką nie przepadał, podczas przerwy wsiadł więc do samochodu i pojechał do centrum handlowego, żeby zjeść u Gorky’ego. Była to rosyjska restauracja, przez cały dzień podawano tam śniadania; Bosch zamówił jaja na bekonie z ziemniakami i usiadł przy stoliku, na którym ktoś zostawił „Timesa”.
Artykuł o betonowej blondynce podpisany był nazwiskiem Bremmera. Cytaty z mów wstępnych adwokatów przeplatały się w nim z fragmentami relacji o znalezieniu ciała i możliwym związku tej sprawy z procesem sądowym. Bremmer donosił również, że ze źródeł policyjnych dowiedział się, iż detektyw Harry Bosch otrzymał kartkę od kogoś, kto podaje się za prawdziwego Lalkarza.
W komendzie Hollywood musiał być przeciek. Kartkę znaleziono w dyżurce; każdy mundurowy policjant mógł się o niej dowiedzieć i powiedzieć Bremmerowi. Warto było mieć Bremmera po swojej stronie. Bosch też kiedyś ujawnił mu zastrzeżone informacje i Bremmer odwdzięczył się całkiem przyzwoicie.
Powołując się na niewymienionego z nazwiska informatora, autor pisał, że policja nie stwierdziła jeszcze, czy kartka jest wiarygodnym dowodem ani czy znalezione w betonie ciało ma związek z zakończoną cztery lata temu sprawą Lalkarza.
Boscha zainteresowała zawarta w artykule krótka historia budynku klubu bilardowego Binga. Został on spalony drugiego dnia zamieszek; nikogo nie aresztowano. Ekipa dochodzeniowa badająca okoliczności spalenia budynku stwierdziła, że pomieszczeń magazynowych nie dzieliły ściany nośne, co oznaczało, że próba powstrzymania ognia była jak próba utrzymania wody w pojemniku z papieru toaletowego. Od momentu podpalenia do rozprzestrzenienia się ognia upłynęło zaledwie osiemnaście minut. Większość pomieszczeń wynajmowali filmowcy, w związku z czym zginęło kilka cennych rekwizytów – spłonęły albo zostały ukradzione. Z budynku nie pozostało prawie nic. Ustalono, że pożar rozpoczął się w sali bilardowej. Ktoś podpalił jeden ze stołów.
Bosch odłożył gazetę. Rozmyślał o zeznaniu Lloyda. Przyszły mu na myśl słowa Belka, że wszystko zależy od niego samego. Money Chandler też pewnie o tym wie. Przyczai się, poczeka i tak go przyciśnie, że przepytanie Lloyda wyda się wówczas niewinną igraszką. Z niechęcią musiał przyznać, iż czuje obawę przed jej umiejętnościami i bezwzględnością.
Coś mu się przypomniało; wyszedł na zewnątrz, żeby zadzwonić. Zdziwił się, że Edgar jest w biurze, a nie na lunchu.
– Udało się ustalić tożsamość ofiary? – spytał.
– Niestety, porównywanie odcisków palców nic nie daje. Nie mamy jej w aktach,