Aleksandra Marinina

Sprawiedliwy oprawca


Скачать книгу

wstał i na widok jego kamiennej, surowej twarzy Anton Andriejewicz pomyślał, że Saulak nie zamierza mu odpowiadać. Uznał, że rozmowa skończona.

***

      Generał Minajew nie miał wątpliwości, że w zamachu na Władimira Wasiljewicza Bułatnikowa maczali palce ludzie, w których interesie przeprowadził najbrudniejszą i najokrutniejszą operację. Minajew znał ich nazwiska, prawie dwa lata zajęło mu skompletowanie listy. Teraz, gdy tożsamość i zdjęcie jednego z nich pojawiły się na ekranie telewizora i na stronach gazet, domyślił się, że grupie z kapitałem kryminalnym zrobiło się ciasno. Jej członkowie pragną rozmachu, chcą wypłynąć na szerokie wody. Potrzebują swojego prezydenta, który zadba o wydanie pożądanych dekretów, podpisanie stosownych dokumentów i podjęcie niezbędnych decyzji przez swoich ministrów. Oprócz prezydenta jest jeszcze oczywiście Duma, ale tam udało się już wepchnąć marionetkowych deputowanych, którzy będą wyłazić ze skóry, żeby nie dopuścić do przyjęcia niewygodnych ustaw. Traf chciał, że wybory do Dumy i wybory prezydenckie odbędą się w przeciągu pół roku, dzięki temu grupa łatwiej zrealizuje swój plan.

      Paweł poprosił Minajewa, żeby dał mu trzy dni.

      – Muszę zaleczyć zapalenie wątroby – wyjaśnił. – W przeciwnym razie mogę nagle dostać ataku. Poza tym muszę się wyspać i odzyskać siły.

      Anton Andriejewicz był gotów do ustępstw, chętnie godził się na wszelkie warunki Pawła, byleby tylko ten się nie wycofał. Ale Paweł chyba nie zamierzał zmieniać swojej decyzji.

      Trzy dni później oznajmił:

      – Mogę zaczynać pracę.

      Wyglądał o wiele lepiej niż wtedy, gdy po raz pierwszy znalazł się w domku letniskowym Minajewa. Cera nabrała zdrowego wyglądu, była wprawdzie nieco blada, ale różowa, a nie ziemistoszara. Paweł nie siedział już godzinami w fotelu z zamkniętymi oczami i rękami założonymi na piersiach, tylko przechadzał się po domu i po ogrodzie, zaczął się też gimnastykować. Pewnego dnia Minajew przypadkiem zobaczył, jak trenował za domem, i zdumiał się, że był w stanie zrobić zaledwie pięć pompek, za to ze dwadzieścia minut skakał na skakance, i to tak szybko, że Anton Andriejewicz nie potrafił dostrzec sznura, mimo że wytężał wzrok. Potem się domyślił, że każdemu skokowi towarzyszą dwa obroty skakanką. Takie dwudziestominutowe ćwiczenie wymagało niesłychanej koncentracji i dobrze wytrenowanych nadgarstków.

      W ciągu trzech dni generał znalazł Pawłowi nowe mieszkanie i załatwił dokumenty na nazwisko Aleksandra Władimirowicza Kustowa, a także paszport, z którego wynikało, że wrócił niedawno z Belgii, gdzie spędził dwa lata, pozostając w związku małżeńskim z uroczą Belgijką, ale niezgodność charakterów pokonała w końcu pragnienie prowadzenia dostatniego życia, więc rozstał się z żoną i wrócił do ojczyzny. Dwuletnia nieobecność znakomicie tłumaczyła pewną, by tak rzec, niewiedzę pana Kustowa na temat na przykład ceny żetonu do metra albo miejsca sprzedaży biletów na przejazd środkami naziemnej komunikacji miejskiej. Nic też dziwnego, że po dwuletnim pobycie za granicą nie miał własnego biznesu, a nawet stanowiska w państwowej firmie. Miał wprawdzie jeszcze pieniądze, więc przez pewien czas mógł sobie pozwolić na to, żeby nie pracować.

      Na liście, którą generał Minajew przygotował dla Saulaka, figurowało siedem nazwisk. Godność obecnego kandydata na prezydenta znalazła się na pierwszym miejscu, a Czincowa w ogóle na niej nie było. Anton Andriejewicz wybrał tylko te osoby, które były bezpośrednio zaangażowane w organizowanie transportów broni i narkotyków, osobiście uczestniczyły w podejmowaniu decyzji, przygotowaniu konkretnych operacji i w podziale zysków. Czincow był wówczas drobną płotką, chłopcem na posyłki, wykorzystywanym do prostych rzeczy – wymyślał intrygi i wdrażał je w życie. Wtedy, trzy albo cztery lata temu, kontakt z Bułatnikowem utrzymywali dwaj przywódcy szajki, a miejsce Czincowa w hierarchii, jak powiedzieliby grypserzy, było „koło kibla”. Minajew wiedział, że teraz sytuacja uległa zmianie, Czincow trafił do ekipy kandydata na prezydenta i został jego prawą ręką. Interesował się też Pawłem i próbował wyciągnąć o nim informacje z MWD.

      – Nie chcę niczego przed panem ukrywać – powiedział Minajew, trzymając w ręce listę kandydatów do likwidacji. – Mam tutaj listę ludzi, którym najbardziej zależało na śmierci Władimira Wasiljewicza i którzy sprawili, że umilkł na zawsze. Ale wiem też, że oni zainteresowali się panem, Pawle Dmitrijewiczu. Dowiadywali się o pana w MWD, więc nie wykluczam, że wysłali swoich ludzi do Samary, by pana zabili. Musi pan zacząć operację z otwartymi oczami, nie zamierzam nakłaniać pana do gry w ciemno i do niepotrzebnego ryzyka. Żeby wywiązać się z warunków naszej umowy, będzie pan musiał wejść w paszczę wroga, który przez cały próbuje pana dopaść i przed którym ledwie udało mi się pana ocalić w drodze do Moskwy.

      Minajew miał wielką ochotę dodać jeszcze: „Nie powinien się pan koło nich kręcić, Pawle Dmitrijewiczu, ale od czego ma pan grupę? Niech pan znajdzie swoich ludzi i włączy ich do pracy. Ludzie Czincowa znają pana, ale nie ich. Nikt prócz pana nie ma pojęcia o ich istnieniu”. Jednakże Anton Andriejewicz nie powiedział tego na głos. Bał się, że zniszczy operację, którą z takim trudem zaaranżował i której nadał prostą, nic nieznaczącą nazwę Stella. Łacińskie słowo oznaczało gwiazdę, ale nie miało aluzyjnego charakteru. W młodości Minajew został zaproszony na zamknięty pokaz filmów, gdzie zobaczył włoski obraz z życia miejskiej biedoty, drobnych złodziejaszków, chuliganów, sutenerów i prostytutek. Była tam tylko jedna przyzwoita dziewczyna o imieniu Stella. Wydawała się tak niewinna, szczera i bezpretensjonalna na tle owych odszczepieńców, mętów i łajdaków, że Minajew, wtedy jeszcze starszy lejtnant, omal nie wzruszył się do łez, a potem wpadł we wściekłość, gdy filmowy bohater zmuszał biedną Stellę do pracy na ulicy i wydawał zarobione przez nią pieniądze na alkohol. Od tej pory słowo Stella stało się dla Antona Andriejewicza synonimem czegoś czystego, słusznego i sprawiedliwego.

      Saulak wziął listę od generała i szybko ją przejrzał. Były tam nie tylko nazwiska, adresy i telefony, ale też krótkie informacje na temat wykonywanych zajęć oraz sytuacji rodzinnej.

      – Życzy pan sobie, żebym zaczął od kogoś konkretnego, czy mogę działać według własnego uznania? – zapytał.

      – Daję panu wolną rękę. Nie ma znaczenia, kogo pan najpierw wybierze. Ile pieniędzy potrzebuje pan na początek?

      – Nie wiem, nie orientuję się w dzisiejszych cenach. Niech mi pan da tysiąc dolarów, zobaczę, na jak długo wystarczą. Czy może żądam za dużo?

      – Ależ nie – pośpiesznie odparł generał, wyjmując portfel. – To naprawdę niewiele. Zresztą sam pan się przekona.

      W ciągu trzech dni, które Paweł spędził w domku letniskowym, generał Minajew załatwił mu wszystkie niezbędne dokumenty i przez podstawione osoby sprzedał jego samochód, od dwóch lat stojący w strzeżonym garażu. Następnie dołożył parę tysięcy dolarów i kupił Pawłowi nowe auto, znacznie bardziej pasujące do wizerunku mężczyzny, który wrócił z zagranicy i nie musiał pracować. Trzeba przyznać, że poprzedni samochód Saulaka był o wiele lepszy, za jego niepozornym, a nawet wzbudzającym współczucie wyglądem kryła się niesłychana moc i wytrzymałość, niemal wszystkie części pod maską wymieniono i udoskonalono. Zalety auta zostały uwzględnione, rzecz jasna, przy sprzedaży, toteż jego cena okazała się dość wysoka. Teraz zamiast rozwijającego zawrotną prędkość dalekobieżnego żiguli Paweł miał czarnego saaba, ale w ciągu minionych dwóch lat zagraniczne wozy na ulicach stolicy stały się tak popularne, że nowe auto wydawało się równie niepokaźne i nijakie jak stare.

      Paweł pojechał do Moskwy. Minajew odprowadził go do furtki i długo za nim spoglądał, póki szczupła i prosta