Aleksandra Marinina

Sprawiedliwy oprawca


Скачать книгу

Źle się pan czuje?

      Podniósł powoli powieki i pokręcił głową.

      – Nic mi nie jest.

      – Wygląda pan na ciężko chorego. Co się dzieje?

      – Przecież powiedziałem, że nic.

      Znowu – po raz kolejny – na nowo! Przed chwilą był całkiem normalnym rozmówcą, nawet zaczął żartować, jeszcze chwila i zacząłby się uśmiechać. I nagle diametralna zmiana. Ręce zacisnął w pięści, aż zbielały mu kostki, gotowe przebić zaraz cienką skórę.

      – Jak pan chce. – Nastia wzruszyła ramionami, odgryzając kawałek eklera. – Będzie pan nadal odgrywał księcia na wygnaniu?

      Saulak małymi łykami popijał pepsi, niewidzące oczy utkwił w rogu sali. Nastia odwróciła się, ale nie zobaczyła nic ciekawego. Nagle przyszło jej na myśl, że zapomniała sprawdzić, co z prześladowcami. Dwa dni pokazały, że Saulak miał rację: wybrała właściwą taktykę. Przeciwnicy nie zastosują radykalnych środków, przynajmniej na razie. Ale nie wiadomo, co się stanie w Moskwie. Dlatego trzeba zachować czujność i kontynuować podjętą grę do zwycięskiego końca, póki Paweł nie znajdzie się u generała Minajewa.

      – Ma pani rację. – Saulak nagle odstawił szklankę i wstał. – Rzeczywiście kiepsko się czuję. Muszę wyjść.

      – Na powietrze?

      – Do toalety. Może pani być spokojna, nigdzie nie ucieknę. Jeżeli długo mnie nie będzie, niech się pani nie martwi, to mi się zdarza.

      – Nie mogę puścić pana samego.

      – Przecież powiedziałem, że nigdzie nie ucieknę.

      – A pańscy prześladowcy? Zapomniał pan, że tu są?

      – Niech ich pani czymś zajmie. Podobno jest pani wielką aktorką.

      Nastia widziała, że Paweł naprawdę źle się czuje. Bez niej stanie się jednak łatwym celem. Co powinna zrobić? Może oczywiście stanąć przy drzwiach do toalety, ale jeżeli tamci mężczyźni zechcą wtargnąć do środka, nie zdoła ich powstrzymać.

      – Niech pan idzie. – Kiwnęła głową, wstając.

      Razem dotarli do wyjścia. Paweł przeciął hol i ruszył w stronę toalety, a Nastia zawróciła i podeszła do stolika, przy którym siedzieli dwaj mężczyźni z szarej wołgi.

      – Chłopcy, pomóżcie mi wygrać tysiąc dolarów – oznajmiła, opadając na wolne krzesło i bez pytania wyciągając papierosa z paczki leżącej na blacie.

      – Co proszę? – Starszy mężczyzna, siedzący wczoraj w samochodzie na miejscu pasażera, uniósł brwi.

      Drugi, młodszy, pstryknął zapalniczką i podsunął jej ogień. Nie spuszczał przy tym wzroku z drzwi, za którymi znikł Saulak.

      – Paszka twierdzi, że widział was wczoraj w Samarze, w dodatku parę razy, i że lecieliście tym samym samolotem co my. A ja mówię, że cierpi na manię prześladowczą. Sami rozumiecie – zniżyła głos i zachichotała głupio – on nie najlepiej się czuje, ma przywidzenia. No więc założyliśmy się o tysiąc dolarów, że was tam nie widział.

      – Oczywiście, że nie widział – szybko powiedział starszy mężczyzna. – Nie byliśmy w Samarze, musiało mu się wydawać.

      – To prawda, jesteśmy miejscowi – przytaknął drugi.

      – No właśnie. Mówię mu, że powinien się leczyć, a on wciąż swoje. Myśli, że chcę go wpakować do psychiatryka. Podejrzewa, że czyham na jego pieniądze. Po co mi one? Mam dość swoich milionów, nie wiem, co z nimi zrobić. A przy okazji, kolego – sięgnęła do torebki, wyjęła portmonetkę i podała młodszemu banknot – idź no i przynieś mi coś do picia. Resztę zatrzymaj za fatygę. Przynieś martini, tylko uważaj, żeby nie było wytrawne, ale bianco. Tylko się nie pomyl, synku.

      – Paszka to pani mąż? – od niechcenia zapytał starszy.

      – Na głowę upadłeś? – prychnęła Nastia.

      Odpowiedź była niewyszukana, ale w tej sytuacji jedynie słuszna. Ani tak, ani nie, myśl sobie, co chcesz.

      – Od dawna jest taki podejrzliwy?

      – Diabli go wiedzą. – Machnęła wymownie ręką. – Nie widziałam go dwa lata, odsiadywał wyrok. Dopiero wczoraj wyszedł. Słuchaj, ojczulku, twój synuś to miły chłopak. Wychowany, kulturalny. Chętnie bym się z nim zabawiła. Ile ma lat?

      – Dwadzieścia sześć.

      – U-u-u – wycedziła z rozczarowaniem. – Za stary dla mnie. Sądziłam, że ma najwyżej dwadzieścia. Starsi mnie nie interesują.

      – A pani ile ma? – Rozmówca nie potrafił powściągnąć uśmiechu.

      – Sporo, ojczulku. Prawie tyle co ty. Ty zaś chyba dobiegasz czterdziestki, hę? No więc ja jestem w tym samym wieku.

      „Synek” wrócił i postawił przed nią kieliszek martini. Nastia upiła łyk i zrobiła zadowoloną minę.

      – Tego mi było trzeba. Dziękuję, kochanie. A zatem liczę na was, chłopcy. Jeżeli Paszka znowu zacznie przynudzać, podejdę z nim do was, a wy potwierdzicie, że mu się przywidziało, zgoda? Bo mam już wyżej uszu tej jego manii prześladowczej.

      – Jasne. – Obaj skinęli głowami. – Potwierdzimy, niech się pani nie martwi.

      Paweł wciąż nie wracał i Nastia zaczęła się denerwować. Nie miała już powodu, by siedzieć przy ich stoliku, ale póki z nią rozmawiali, miała przynajmniej pewność, że nie rzucą się na jego poszukiwania.

      – Słuchaj, przyjacielu – zwróciła się do „synka”. – Ile ty właściwie masz lat? Naprawdę dwadzieścia sześć?

      Chłopak wbił w nią zdumiony wzrok, potem spojrzał na swojego kompana.

      – Pani powiedziała, że jej się bardzo podobasz, tylko nie odpowiada jej twój wiek.

      – Nawiasem mówiąc, na imię mi Anastazja – wtrąciła Nastia. – A ty, kochanie? Może się poznamy z racji takiej okazji.

      – Jakiej okazji? – zapytał tamten tępo.

      – Okazji zakładu o tysiąc dolarów. No więc jak masz na imię?

      – Sierioża – po krótkim wahaniu odparł zmieszany. – A on się nazywa Kola.

      – O niego nie pytałam – oznajmiła Nastia łagodnie. – Czemu się pchasz przed starszych, synku? On jest już duży, sam się przedstawi, gdy zechce albo gdy go zapytam.

      A jednak wciągnęła ich w rozmowę, udając wulgarną, podchmieloną i nieco zwariowaną babę, głaskała Sieriożę po ręce i mrugała sprośnie do Nikołaja, sięgała po papierosy z ich paczki, odliczając w myślach minuty. Gdzie jest Paweł? Dlaczego tak długo go nie ma?

      Wyczuła, że rozmówcy otrząsnęli się z pierwszego zaskoczenia, odzyskali równowagę i próbują się teraz dowiedzieć, kim ona jest. Podsuwała im nieprawdziwe informacje, robiła, co mogła, żeby zamącić im w głowie, nie pozwalając przerwać rozmowy, by nie odkryli prawdziwego celu jej obecności przy stoliku. Wreszcie w drzwiach pojawił się Paweł.

      – O! – Natychmiast oderwała palce od dłoni Sierioży. – Jest Paszka. No to na razie, chłopcy. Miło było was poznać.

      Paweł wyglądał strasznie. Poruszał się chyba nadludzkim wysiłkiem.

      – Z tobą chyba całkiem kiepsko? – zapytała z niepokojem.

      Kiwnął głową.

      – Wychodzimy?

      – Tak