Chris Carter

Galeria umarłych


Скачать книгу

do takich czynów. A w dobie internetu, kiedy coraz więcej serwisów społecznościowych pojawia się jak grzyby po deszczu, obsesja na punkcie jakiejś gwiazdy lub dowolnej innej osoby jest znacznie częstsza.

      – Wspaniale! – wykrzyknęła kapitan. – Dwieście pięćdziesiąt tysięcy podejrzanych na całym świecie. Uwiniecie się w mgnieniu oka. Miała męża? Chłopaka? Kochanka?

      – Nie była mężatką – odpowiedział Carlos. – Zdaniem matki z nikim się obecnie nie spotykała, ale sprawdzimy to dokładnie.

      Barbara wstała i cofnęła się kilka kroków, żeby mieć lepszy widok na tablicę.

      – Piękno jest wokół niej – wyszeptała do siebie. Rozważała teorię, którą wysnuł Garcia.

      – Tak napisał morderca. Co oznacza, że chce nam coś przekazać.

      – Też tak uważam – zgodziła się kapitan. – Tylko dlaczego po łacinie?

      – Nie jesteśmy pewni – odparł Hunter.

      – A podzielicie się przypuszczeniami?

      Robert milczał, ale jego kolega zdecydował się odezwać.

      – To może być wskazówka do tego, skąd pochodzi.

      Przełożona spojrzała na niego, zastanawiając się nad tą teorią.

      – W jakim sensie?

      – Przed chwilą pani powiedziała, że te ćwierć miliona fanów jest rozsianych po całym świecie. Czyli jakiś szaleniec mógł przylecieć z dowolnego zakątka kuli ziemskiej, zamordować ją, a ponieważ ciało znaleziono po kilku dniach, być może sprawca już wrócił do siebie. W takim przypadku raczej nigdy go nie znajdziemy.

      Spojrzenie Barbary stało się bardziej zatroskane.

      – Jest jeszcze mniej pesymistyczny wariant – wtrącił Hunter. – To jest Los Angeles, jedno z najbardziej zdywersyfikowanych etnicznie miast na świecie. Morderca mieszka tutaj, ale nie jest Amerykaninem.

      – Ale nigdzie już się nie mówi po łacinie – skontrowała kapitan Blake. – Zatem co miałoby oznaczać wybranie akurat tego języka? Sprawca jest Włochem? Pochodzi z Ameryki Łacińskiej?

      – To możliwe.

      Barbara przyłożyła dłoń do czoła. Tak, pomyślała. Ból głowy już jest w drodze. Wahała się nad następnym pytaniem, ale ciekawość zwyciężyła.

      – W takim razie po co ta wiadomość? Żeby dać nam wskazówkę, jakiej jest narodowości?

      Obaj detektywi milczeli.

      – No mówcie! – naciskała.

      – Mania wielkości – podsunął Carlos.

      – Słucham? – Przełożona spojrzała na niego.

      – Mania wielkości. Jedna z głównych cech psychopatów. Wydaje im się, że stoją ponad wszystkimi wokół. Są bardziej inteligentni, lepiej wyglądają, są silniejsi, bardziej utalentowani, kreatywni, mądrzejsi i tak dalej. Z tego powodu wielu z nich uważa, że cokolwiek robią… cokolwiek próbują osiągnąć swoimi morderstwami, po prostu nie zostanie zrozumiane przez zwykłych śmiertelników. Nasza inteligencja nie pozwala nam tego ogarnąć. – Zrobił krótką przerwę. – Morderca wiedział, że nikt zdrowy na umyśle nie weźmie miejsca zbrodni za dzieło sztuki, chyba że sam nam to podsunie.

      Garcia wskazał na kilka zdjęć przypiętych do tablicy.

      – Przez te nacięcia na plecach ofiary on nam mówi, że krew na ścianach to nie zwykłe plamy, tylko pociągnięcia pędzlem. Swoją wiadomością może wcale z nas nie drwić. To może być jego podpis na płótnie. Chełpi się. Chwali własne dzieło.

      Barbara westchnęła. Im dłużej patrzyła na fotografie, tym teoria mordercy-artysty wydawała się mniej szalona. Wiedziała, że gdyby chodziło o absurdalną zbrodnię z namiętności, morderstwo w zemście, nieudany napad, eksplozję agresji albo chory, sadystyczny gwałt, to można by się spodziewać krwi na ścianach, meblach i na podłodze. Ale nie napisu wyciętego na plecach ofiary.

      W milczeniu przeszła wzdłuż tablicy, oglądając każde zdjęcie.

      – Przyczyna zgonu? – zapytała.

      – Prawdopodobnie się wykrwawiła – odparł Carlos. – Ale nie mamy jeszcze wyników autopsji.

      – Czyli dlatego zaklasyfikowałeś zwłoki do sekcji „poziomu zero” – kapitan Blake zwróciła się do Huntera. – Jeśli ten psychol rzeczywiście zrobił to wszystko, tylko żeby stworzyć obrzydliwe dzieło sztuki, to jedno jest pewne: nie wskoczy do samolotu i nie wróci do domu. Jeżeli nasz czubek jest artystą, to wszyscy wiemy, że „prac” będzie więcej, prawda? Będzie robił to dalej, o ile szybko go nie zatrzymamy.

      Zaniepokojone spojrzenia Huntera i pani kapitan się spotkały.

      – To mnie właśnie martwi. Możliwe, że on już to robi.

      Szesnaście

      Nie tylko z powodu zagrożenia skażeniem sekcja zwłok mogła zostać zaklasyfikowana jako „poziom zero”. Istniało jeszcze inne niebezpieczeństwo, którego większość władz na świecie chciałaby uniknąć za wszelką cenę: groźba wybuchu społecznej paniki. Media w Los Angeles z prawie każdej historii starały się zrobić ogromną sensację, dlatego też płaciły za informacje. A płaciły bardzo dobrze. Informatorami stawali się policjanci, strażacy, pracownicy szpitali, agencji rządowych, a także Zakładu Medycyny Sądowej.

      Bez żadnych skrupułów zasiano by panikę insynuacjami o nowym seryjnym mordercy, grasującym w Mieście Aniołów. Największą szansą policji na utrzymanie sprawy pod kontrolą – przynajmniej przez jakiś czas – jest zachowanie w tajemnicy możliwie jak największej ilości informacji.

      W tym mieście brutalne przestępstwa nie należą do rzadkości. Okaleczone i odarte ze skóry zwłoki, pozostawione w sypialni, którą z kolei niemal dosłownie pomalowano krwią, z całą pewnością przyciągnęłyby uwagę i wywołały lawinę pytań, ale wcale niekoniecznie podejrzewano by seryjnego mordercę. Chyba że media dostałyby informacje o napisie wyrytym na plecach ofiary. Każdy reporter w Los Angeles wiedział o seryjnych mordercach jedno: tylko oni bawili się z policją za pomocą zagadek, łamigłówek, rysunków, telefonów, wiadomości i tym podobnych. Z uwagi na ułożenie zwłok jedynie cztery osoby na miejscu zbrodni dowiedziały się o tajemniczej wiadomości: Hunter, Garcia, Kevin White i fotograf Tommy. Do tej listy doszły nazwiska doktor Hove i kapitan Blake. Nikt z tej szóstki nie sprzedałby mediom owej sensacji.

      Komentarz Huntera wywołał zdziwione spojrzenie przełożonej.

      – Przepraszam, co robi? Morduje dalej?

      Robert pokiwał głową i wydrukował ostatnie zdjęcie.

      – Czekaj, pogubiłam się. Jest jeszcze jakieś ciało, o którym nie wiem? – Instynktownie przejrzała wszystkie fotografie na tablicy.

      – Nie mamy takich informacji.

      Kapitan Blake uniosła brwi.

      – Skoro nie znamy żadnych innych ofiar, to skąd twój pomysł? Dlaczego uważasz, że morderca kogoś jeszcze zabił?

      – Nie mam nic konkretnego. Po prostu wszystko na miejscu zbrodni mi sugeruje, że to nie było jego pierwsze morderstwo, ale jest za wcześnie na jakiekolwiek założenia. Mam tylko przeczucie.

      Barbara czekała na coś więcej, ale Hunter milczał.

      – No dobra, to opowiedz o tym przeczuciu – naciskała.

      Robert znał swoją przełożoną dość dobrze, by wiedzieć,