piły? – spekulowała.
– Prawie na pewno – potwierdził detektyw. – Z tym że raczej była to ręczna piła, a nie elektryczna, co tym bardziej wymaga dużych umiejętności.
– Dlaczego uważasz, że nie użył elektrycznej?
– W takim przypadku krew tryskałaby we wszystkich kierunkach i zostawiłaby charakterystyczne ślady – maleńkie kropelki, jak podczas deszczu. Technicy dokładnie sprawdzili wszystkie plamy krwi w mieszkaniu i na nic takiego się nie natknęli.
Barbara wsunęła luźny kosmyk włosów za ucho. Hunter wskazał kolejne zdjęcia.
– Nie chcę mówić rzeczy oczywistych, ale morderca odarł ofiarę ze skóry, a to zdecydowanie wymaga szczegółowej wiedzy. W tym wypadku zrobiono to na tyle fachowo, że musiał mieć jakieś doświadczenie.
– Coś takiego niełatwo osiągnąć za pierwszym razem – skomentował Garcia.
Kapitan Blake podrapała się nerwowo po policzku.
– Rozumiem, ale czy sprawca nie mógł zdobyć takiej wiedzy i wprawy w jakiś inny sposób?
– Oczywiście – potwierdził Robert. – Rzeźnik z pewnością by sobie poradził. Lekarz, były lekarz, student medycyny po odbyciu praktyk… – Wzruszył ramionami.
– Nie mówiąc już o prawdziwych psycholach – wtrącił się Carlos. – Takich bez fachowej wiedzy, za to eksperymentujących na zwierzętach.
Barbara otworzyła usta z wrażenia.
– Masz na myśli obdzieranie ich ze skóry?
Detektyw pokiwał głową.
– Skóra niektórych zwierząt, na przykład świń, szczurów, myszy czy królików, jest na tyle podobna do ludzkiej, że mogłaby posłużyć do wprawiania się.
Kapitan się skrzywiła.
– Pomijając, jak chore jest to wszystko, właśnie zaprzeczacie własnym przypuszczeniom. Umiejętności mordercy wcale nie oznaczają, że już wcześniej kogoś zabił. Może być rzeźnikiem, byłym studentem medycyny i tak dalej.
– To prawda – zgodził się Hunter. – Mógł zdobyć takie doświadczenie na różne inne sposoby, jednak na razie rozmawialiśmy tylko o brutalności i jego umiejętnościach. Mamy jeszcze to. – Wskazał palcem na zdjęcie przedstawiające napis na plecach Lindy Parker.
Barbara westchnęła.
– Tak, wiem. Dlatego pytałam was, czy będzie więcej ofiar. Wiadomo, że jeśli jacyś przestępcy pogrywają sobie z policją, to zawsze są to seryjni mordercy.
Stuknęła palcem w jedno ze zdjęć na tablicy.
– Wiadomość, podpis, kod kosmitów czy jakiekolwiek inne cholerstwo, to bez wątpienia jest próba pogrywania z nami i z daleka śmierdzi „seryjnym”. Jednak seria gdzieś się musi zacząć, prawda? – Rozłożyła szeroko ręce, zupełnie jakby chciała nimi objąć tablicę. – Dlaczego w takim razie uważasz, że to nie jest pierwsza ofiara?
– Jak już mówiłem, to tylko przeczucie, jednak jak zacząłem wszystko do siebie dodawać: poziom okrucieństwa, umiejętności mordercy, wiadomość, całe miejsce zbrodni… Po prostu nie wygląda mi to na początek.
– Fantastycznie – odparła przełożona, kręcąc głową. – Za każdym razem, jak masz takie przeczucie, musimy szykować się na burzę gówna. A teraz zapowiada się prawdziwy huragan.
– Jest jeszcze coś – wtrącił Garcia.
Barbara odwróciła się do niego.
– Czy ten koszmar w ogóle się skończy? Co tym razem?
Detektyw skrzywił się do swojego partnera, który właśnie wyjął ostatnie zdjęcie z drukarki, po czym przypiął je do tablicy. Przedstawiało zamrożonego na kość kota Lindy Parker.
Kapitan musiała spojrzeć na fotografię po raz drugi, ale i tak nie ufała swoim oczom.
– Co to… do jasnej cholery… jest?
– To kot ofiary – odpowiedział Carlos. – Znaleźliśmy go w zamrażarce.
Barbara poczuła zimną kulę w żołądku. Zawsze kochała koty. Sama od ośmiu lat miała Sikaja, zielonookiego, rudego samca rasy ragamuffin. Na początku nazywał się Furmuffin, ale po kilku „mokrych wypadkach” postanowiła mu zmienić imię na bardziej pasujące.
– Morderca… – Głos uwiązł jej w gardle. – Zabił kota?
– Zamroził go na śmierć. Na drzwiach zamrażarki były zadrapania oraz sierść i kawałki pazurów.
– Dlaczego? – Popatrzyła kolejno na obu detektywów. – Jaki jest sens w torturowaniu i zabijaniu bezbronnego zwierzątka? To przecież nie pies obronny, którego musiał unieszkodliwić, żeby dostać się do ofiary, prawda?
Czekała na odpowiedź, ale żaden z mężczyzn nie kwapił się do jej udzielenia.
– To nie było retoryczne pytanie – naciskała. W jej głosie zabrzmiał gniew. – Czy którykolwiek z was ma jakąś teorię, dlaczego ten sukinsyn zabił przeklętego kota? – Co prawda zwracała się do obu podwładnych, ale świdrowała wzrokiem Huntera.
Ten wzruszył ramionami.
– Mógł to zrobić po prostu, aby coś udowodnić.
– Co? – Oczy kapitan się rozszerzyły. – Czyli włamanie do domu ofiary, odrąbanie jej stóp i dłoni, odarcie ze skóry i wymalowanie całego pokoju krwią nie wystarczą do udowodnienia tego czegoś? Musiał zamrozić biednego kotka, aby podkreślić to, że jest zdolny do wszystkiego? Kim, do ciężkiej cholery, jest ten gość? Szatanem?
Robert odszedł od tablicy i oparł się o krawędź swojego biurka. Gdy przemówił, w jego głosie słychać było niesamowity spokój.
– Niech pani spojrzy na swoją własną reakcję. Przed chwilą była pani przejęta, ale nie czuła prawdziwego gniewu. Ale kiedy dowiedziała się pani o kocie… – Nie musiał kończyć zdania.
– Nie jest pani osamotniona w swojej reakcji – dodał Garcia. – Wszyscy to przeżyliśmy na miejscu zbrodni. Gdy tylko dokonaliśmy tego odkrycia, ciśnienie nam podskoczyło. Nawet Robertowi, a sama pani wie, jak bardzo jest zawsze spokojny i opanowany.
Barbara patrzyła jeszcze przez chwilę na zdjęcie, po czym odwróciła się zdegustowana.
– Trzeba być chorym, żeby w taki sposób okaleczyć i udręczyć ofiarę, ale żeby zrobić coś takiego małemu zwierzątku, które nie stanowiło absolutnie żadnego zagrożenia…
– To szokujące, ale nie zaskakujące – przerwał jej Hunter.
Przełożona spojrzała na niego.
– Wielu psychopatów zaczyna przejawiać symptomy zaburzeń w bardzo młodym wieku – przypomniał jej detektyw. – Okrucieństwo wobec zwierząt i skłonności do podpaleń to dwa najbardziej typowe dla psychopatów zachowania. Wielu współczesnych seryjnych morderców przeszło od torturowania i zabijania zwierząt do robienia tego samego z ludźmi. Takie są fakty. Tak że owszem, to szokujące, ale nie powinno nas dziwić.
– Zatem twoim zdaniem mamy tutaj do czynienia z całkowicie pozbawionym emocji szajbusem. Kimś, dla kogo życie innych w ogóle się nie liczy. Ludzkie, zwierzęce… obojętne, ponieważ go to w ogóle nie obchodzi.
– Nie mam co do tego wątpliwości – powiedział Carlos.
– Jest jeszcze inna możliwość – zaczął Robert, ale dalszy wywód przerwał mu dzwoniący na biurku telefon.