do tej pory bardziej enigmatycznego mężczyzny od niego. Nie tylko tym się jednak różnił od wszystkich detektywów czy jakichkolwiek innych funkcjonariuszy, z którymi kiedykolwiek się zetknęła. Doktor Hove pracowała jako patolog od dwudziestu jeden lat i nie widziała jeszcze nikogo, kto potrafiłby tak dobrze jak Robert zrozumieć, co zaszło na miejscu zbrodni, lub zajrzeć do umysłu mordercy.
Carolyn jeszcze nie oglądała zwłok, ale miała pewność, że to będzie ciekawa sekcja.
Denatkę znaleziono ubiegłej nocy, zatem w teczce były jedynie podstawowe informacje: imię i nazwisko, adres, krótki opis miejsca zbrodni, nazwiska detektywów prowadzących dochodzenie i głównego technika kryminalistyki. Żadnych zdjęć. Jeszcze. Dołączą je później, razem z wynikami badań laboratoryjnych.
Doktor Hove spojrzała na monitor komputera i wyświetlony na nim plan. Sekcje zwłok „poziomu zero” zawsze miały bezwzględne pierwszeństwo.
Dokonała korekty w grafiku i przesunęła poranne spotkanie, dzięki czemu priorytetowe badanie znalazło się na pierwszym miejscu. Pół godziny później Carolyn stała już odpowiednio ubrana i gotowa do pracy.
Sala sekcyjna Zero to coś więcej niż po prostu pokój do badań. Była całkowicie samowystarczalna: miała własną chłodnię i laboratorium. Posiadała również oddzielną bazę danych, co powodowało, że do wyników przeprowadzonych w niej autopsji mieli dostęp jedynie określeni pracownicy, zatem można było mieć pewność, że dane pozostaną poufne, przynajmniej przez pewien czas.
Ciało Lindy Parker nadal znajdowało się w szczelnie zamkniętym pokrowcu. Do sali Zero przywiózł je jeden z techników, który następnie pomógł doktor Hove przenieść je na stół ze stali nierdzewnej.
– Czy będzie pani jeszcze czegoś potrzebowała? – zapytał atletycznie zbudowany mężczyzna. Rozglądał się dookoła ukradkiem. Jeszcze nigdy nie był w tym pomieszczeniu. – Pomóc pani umyć i przygotować zwłoki?
– Nie, dziękuję, poradzę sobie – odparła Carolyn, a następnie poprawiła okulary w czarnej oprawie. – W razie czego pana zawołam.
Poczekała, aż pracownik wyjdzie, po czym rozpięła suwak pokrowca.
Mimo całego swojego doświadczenia i setek zwłok, które przez lata zbadała, brutalność pewnych zbrodni w dalszym ciągu potrafiła ją szokować. Z całą pewnością miała przed sobą taki właśnie przypadek.
Sekcja zwłok trwała niecałe dwie godziny. Gdy doktor Hove w końcu ustaliła przyczynę zgonu, cofnęła się o krok i spojrzała na okrutnie okaleczone i odarte ze skóry ciało.
– To nie ma sensu.
Trzynaście
Biuro Huntera i Garcii mieściło się na samym końcu piętra zajmowanego przez wydział zabójstw w gmachu Komendy Głównej znajdującej się w centrum Los Angeles. Klaustrofobiczny pokój miał dwadzieścia dwa metry kwadratowe, starczyło w nim miejsca zaledwie na dwa biurka, trzy stare szafy i dużą, białą, magnetyczną tablicę ustawioną pod wschodnią ścianą. Może i był ciasny, ale oddzielał detektywów od całej reszty funkcjonariuszy wydziału zabójstw i zapewniał im nieco prywatności i ciszy.
Niecałą godzinę wcześniej Robert otrzymał od Kevina White’a e-mail wraz z raportem z miejsca zbrodni oraz wszystkie zdjęcia wykonane przez fotografa. Przez trzydzieści minut Hunter drukował i przypinał fotografie do tablicy. Kiedy skończył, do ich biura weszła kapitan Blake.
Barbara Blake przejęła dowództwo nad wydziałem zabójstw kilka lat temu, kiedy William Bolter przeszedł na emeryturę. Była elegancka, atrakcyjna, miała długie, czarne włosy i ciemne oczy o tajemniczym spojrzeniu, którym potrafiła wywołać u innych dreszcze. Nie dawała się łatwo zastraszyć. Po latach służby w policji na różnych stanowiskach niewiele rzeczy mogło ją jeszcze zaniepokoić, jednak tym razem przez całą minutę nie odezwała się ani słowem do żadnego z detektywów. Patrzyła jedynie na zdjęcia na tablicy, pełna niedowierzania.
– Ofiarę odarto ze skóry? – wykrztusiła z trudem.
– Prawie całkowicie – odpowiedział Garcia, który pozwolił sobie usiąść z powrotem na krześle.
– Żywcem?
– Technicy nie potrafili tego stwierdzić na miejscu – tym razem odezwał się Hunter. – Nadal czekamy na wyniki sekcji zwłok, żeby to potwierdzić. Przy odrobinie szczęścia dostaniemy je dzisiaj rano.
– Morderca zabrał również jej dłonie i stopy – wtrącił Carlos.
Pani kapitan spojrzała na niego, po czym znów przeniosła wzrok na tablicę. Podeszła do niej i obejrzała zbliżenie napisu, który sprawca wyrył na plecach ofiary.
– Co, do cholery? – Barbara potrafiła zidentyfikować zaledwie kilka liter. – Czy to ma coś znaczyć?
Garcia wstał z krzesła.
– To po łacinie. – Podszedł bliżej i pokazał jej, jak niektóre cięcia powinny się ze sobą łączyć. Gdy skończył, przełożona kręciła głową, jakby te informacje ją oszołomiły. Zmrużyła oczy, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
– To znaczy: „Piękno jest wokół niej”.
Jej mina wyrażała teraz powątpiewanie.
– Nie przekonuje mnie to – oznajmiła w końcu.
Carlos, w przeciwieństwie do swojego partnera, nie cierpiał na bezsenność, mimo to poprzedniej nocy prawie nie zmrużył oka. Gdy nad ranem wrócił do domu, próbował zrozumieć chociaż drobną część tego bestialstwa, które zobaczył na miejscu zbrodni… Krew, napis wyryty na ciele ofiary, odarte ze skóry zwłoki, brakujące dłonie i stopy… Bez względu na to, którym aspektem próbował się zająć, za każdym razem wpadał w otchłań.
– To dopiero początek, ale wczoraj na miejscu zbrodni wysnuliśmy zalążek pewnej teorii – powiedział, wracając do swojego biurka.
– W porządku, co to za teoria? – zainteresowała się Barbara.
Garcia wiedział, że zaraz wejdzie do „świata świrów”. Oparł się na krześle, położył łokcie na podłokietnikach i złączył palce obu dłoni.
– Być może morderca uważa się za artystę. – Przerwał i wskazał na fotografie na tablicy. – To całe okrucieństwo jest dla niego „dziełem sztuki”, które postrzega jako piękne.
Kapitan spojrzała na zdjęcia, po czym powoli odwróciła się do detektywa.
– Żartujesz sobie? – Prawie się zachłysnęła, wypowiadając kolejne słowa. – Artysta? Piękno? Co?
Carlos pokiwał głową.
– Dla mordercy być może tak.
– To absurd.
Garcia zerknął na Huntera, szukając pomocy.
Nie doczekał się jej.
– Zgadzam się. Prawdę mówiąc, nieważne za jak bardzo pomysłowych możemy się uważać, i tak nigdy byśmy nie wpadli na tak szalony pomysł, gdyby nie wiadomość, którą sprawca zostawił na plecach tej biednej dziewczyny.
Barbara odszukała fotografię z wyrytym napisem.
– Piękno jest wokół niej? To znaczy ten chaos?
– Zgadza się. Wiem, jak dziwaczne się to wydaje, ale jest w tym pewna logika.
Kapitan wpatrywała się w Carlosa wnikliwie, po czym uniosła do góry dłonie.
– Zamieniam się w słuch. Oświeć mnie, proszę.
Wzięła