informatorzy, z którymi rozmawiam o młodości Mateusza Morawieckiego, twierdzą, że niezwykle ważna dla niego jest relacja z ojcem. Zarazem podkreślają, że to relacja co najmniej nieprosta.
– Między nimi jest dystans, ale syn nie umie ojcu powiedzieć nie – mówi warszawskie źródło, które obserwowało funkcjonowanie Mateusza i Kornela w środowiskach politycznych.
– Wychował się bez ojca, bo ojciec się ukrywał. Więcej się o nim słyszało, niż go widziało. Kornel sam przyznaje, że zdradzał wtedy żonę, starszą o 11 lat. Miał stałą partnerkę, Hannę Łukowską-Karniej, z którą nie tylko konspirował w Solidarności Walczącej, lecz także mieszkał i żył. Dzieci musiał dręczyć niepokój. Dlaczego tata jest poza domem? Czy po to, żeby walczyć o Polskę? Czy po to, żeby uwolnić się od naszej mamy, od rodziny, od nas? – mówi informator z wrocławskiego podziemia lat 80.
Rafał Dutkiewicz, przyjaciel rodziny, w 2010 r. tak opisywał ojca i syna: „Kornel to wizjoner, człowiek ideowy i gotowy do poświęceń, choć ostatnio wycofał się z polityki i uczy studentów matematyki na Politechnice Wrocławskiej. Mateusz jest typowym przedstawicielem młodych yuppies – rzeczowy, trochę sztywny, starannie wykształcony”199.
„Trochę sztywny” to grzeczne i delikatne określenie. Aby się o tym przekonać, wystarczy obejrzeć i wysłuchać kilku publicznych wystąpień Mateusza Morawieckiego. Podczas tych wystąpień Morawiecki robi wszystko, by okazywać spokój i pewność siebie. Swoistą sławą cieszy się jego „neurolingwistyczna” gestykulacja. Gdy premier przemawia, to równocześnie ilustruje swoje przemówienie i sugeruje pożądane emocje za pomocą rąk. Rytmicznie pomachuje dłońmi, splata je, układa ich palce w „trójkącik” albo „kwadracik” niczym mówca motywacyjny albo specjalista od prezentacji biznesowych. Jednak skrzywione usta, uciekający wzrok i kiwanie się, przestępowanie z nogi na nogę – wszystkie te mankamenty burzą oczekiwany efekt. Można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z kimś, kto przeszedł zaawansowany trening, a mimo to nie odnalazł pewności siebie. Z kimś, kto bezskutecznie próbuje stłumić i ukryć swój strach.
Nasuwa się hipoteza, że przyczyną tej sztywności są wczesne lata Mateusza Morawieckiego. Jego stosunki z dominującym, choć nieobecnym i nieprzewidywalnym ojcem, któremu podlegał nie tylko jako syn, lecz także jako członek podziemnej organizacji – i to członek najmłodszy. Mateusz Morawiecki byłby zatem, mimo swych licznych sukcesów, wiecznym wyrostkiem w garniturze. Zahukanym i zaniedbanym przez ojca, zagubionym, skrzywionym, usiłującym „dorośle wyglądać” i „robić wrażenie mądrego”, a mimo to ciągle zamykającym się w sobie. Chłopiec Udręczony? Nie przez esbecję lub nie tylko przez nią.
Zazwyczaj osoba o takim profilu psychologicznym intensywnie potrzebuje aprobaty otoczenia. Usilnie poszukuje akceptacji ojca lub kogoś, kto by ojca zastąpił. Czy stąd się bierze więź, która w ostatnich latach połączyła Mateusza Morawieckiego z Jarosławem Kaczyńskim?
Wspomniałem już, że Kaczyński może widzieć w Kornelu Morawieckim gorszą wersję siebie. Wiecznego outsidera, któremu w przeciwieństwie do Kaczyńskiego zabrakło sprytu, by z outsidera stać się zwycięzcą. Lecz tę analogię da się odwrócić: Morawiecki może widzieć w Kaczyńskim lepszą, zwycięską wersję ojca.
Czy jednak osobiste emocje dwóch osób mogą tłumaczyć ich relację polityczną? Tak, gdy emocjonalna słabość jednej strony daje polityczną przewagę drugiej. Jeśli Jarosław Kaczyński zrozumiał, że Mateusz Morawiecki zrobi dla niego wszystko za aprobatę, to mógł go uznać za dobre oparcie dla siebie. Lepsze od tego, które oferują Kaczyńskiemu inni współpracownicy i dworzanie. Spośród nieautentycznych dworaków mądry władca wybierze tego, który wie, że jest nieautentyczny i cierpi z tego powodu. Dworak ten musi tylko uwierzyć, że łaska władcy to jedyna autentyczna rzecz w jego życiu.
Oczywiście, możliwe są też inne interpretacje. Dziwną sztywność Morawieckiego i łaskę, którą darzy go Kaczyński, można tłumaczyć inaczej. Psychologia i psychologizowanie nie do końca sprawdzają się w polityce. Lepiej trzymać się twardych danych. Zbierać fakty, także te pomniejsze i pozornie mniej istotne. Sprawdzać koneksje i kontakty, porównywać słowa i czyny, analizować dokumenty. Czytać „drobny druk” historii, czyli informacje, które nawet w szczegółowych opracowaniach trafiają do przypisów.
Tym się teraz zajmiemy.
W jednym z rejestrów biznesowych odnajdziemy firmę, w której Mateusz Morawiecki stawiał pierwsze kroki jako przedsiębiorca.
Ale najpierw przyjrzymy się jego pracy magisterskiej.
HUMANISTYCZNE POCZĄTKI BANKIERA
Praca magisterska Mateusza Morawieckiego – o własnym ojcu i jego organizacji. Początki Solidarności Walczącej (SW). Uczony Kornel i szofer Władysław. Solidarność Walcząca kontra „Solidarność Klęcząca”? Podziemny spór w cieniu komunistycznego molocha. Powściągliwa stronniczość młodego Mateusza. Kornel Morawiecki dba o lepsze jutro partii komunistycznej. Stosunki SW ze Wschodem. Antysowiecka odezwa prowokacją KGB? Wojciech Myślecki nie ufa Zachodowi. Czy chciał rozbroić USA? Wizja podpalacza altanki: Mateusz Morawiecki da odpór Germanom
Przyszły biznesmen i bankier zaczynał jako humanista. Mateusz Morawiecki po liceum poszedł na studia historyczne. W 1992 r. obronił pracę magisterską pt. Geneza i pierwsze lata Solidarności Walczącej.
Praca magisterska to zazwyczaj największe wyzwanie dla studenta. Na wydziałach historii są tacy, którzy próbują wniknąć w epokę Mieszka I. Są i tacy, którzy wgryzają się w czasy faraonów – zatem w świat nam odległy niemal jak inne planety. Tymczasem Morawiecki napisał o tym, co działo się kilka lat wcześniej w organizacji, do której sam należał i którą założył jego ojciec! Poszedł na łatwiznę?
Cóż, można bronić jego decyzji. Pisana przez kogoś takiego i w takim momencie praca na taki temat może się okazać bezcennym świadectwem spisanym na gorąco… Ale czy będzie opracowaniem naukowym? Czy będzie bezstronna? Czy historyk powinien pisać historię swego ojca? Szczególnie gdy chodzi o temat tak kontrowersyjny jak Solidarność Walcząca?
Działalność Solidarności Walczącej budziła przecież i budzi kontrowersje. Organizacja ta, która później poszerzyła swoją działalność na inne miasta i regiony, narodziła się we Wrocławiu. Wszystkie tamtejsze źródła, z którymi rozmawiałem, twierdzą, że do jej powstania przyczynił się konflikt między Władysławem Frasyniukiem a Kornelem Morawieckim. Konflikt nie tylko polityczny, lecz także osobisty i osobowościowy, a nawet klasowy.
Frasyniuk, z zawodu kierowca, był wrocławskim przywódcą Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność” – czyli głównej organizacji opozycyjnej w latach 1980–1981. NSZZ „Solidarność” miała robotniczych liderów: Lecha Wałęsę w Gdańsku, Zbigniewa Bujaka w Warszawie, a we Wrocławiu – właśnie Frasyniuka. Na pierwszym miejscu była organizacją pracowniczą, związkową, dopiero potem polityczną. Przede wszystkim walczyła o dobrobyt i prawa socjalne pracowników. Powstała w drugiej połowie 1980 r., gdy fala strajków robotniczych zmusiła komunistów do zezwolenia na utworzenie niezależnej organizacji związkowej. Rzecz jasna, zakrawało to na paradoks. Przecież w komunizmie nie mogły istnieć żadne niezależne organizacje. Całokształtem rzeczywistości miała niepodzielnie rządzić partia komunistyczna. W Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej była to PZPR, czyli Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Partia ta pretendowała do nieomylności i wszechwładzy. Próbowała zarządzać każdym aspektem rzeczywistości, włącznie z hodowlą nutrii i podlewaniem trawników. Zatem niezależna centrala związkowa, wyrosła z protestu przeciw PZPR, musiała się jej sprzeciwiać niemal na każdym kroku.
Sytuację dodatkowo