to znaczy, że Mateusz Morawiecki nadzorował Dom Maklerski BZ WBK jeszcze na jesieni 2014 r., gdy eksperci domu przygotowywali swe rekomendacje dla firmy Falenty.
Co więcej, w 2012 r. firma BZ WBK Asset Management SA została znaczącym akcjonariuszem spółki Hawe. Sformułowanie „znaczący akcjonariusz” odnosi się tu do kogoś, kto ma ponad 5 proc. udziałów spółki. W maju 2012 r. BZ WBK Asset Management SA dokupiła nowe akcje HAWE do tych, które posiadała wcześniej, i przekroczyła próg. Jej udział w kapitale HAWE wzrósł do 5,02 proc.167 W kolejnym miesiącu udział BZ WBK spadł poniżej 5 proc., ale wciąż pozostawał blisko tego progu (4,91 proc.)168.
Przypomnijmy: działo się to w 2012 r. Kto w tym okresie nadzorował spółkę BZ WBK Asset Management SA z ramienia banku BZ WBK?
Mateusz Morawiecki, który zasiadał w radzie nadzorczej BZ WBK Asset Management SA od 2009 do 2014 r.169
Zatem Mateusz Morawiecki pośrednio nadzorował spółkę Marka Falenty.
O ich relacji świadczyłoby również to, że według oświadczenia majątkowego Mateusza Morawieckiego jeszcze 11 grudnia 2017 r. miał on 13711 akcji banku BZ WBK na kwotę 4,95 mln zł170. Łatwo się domyślić, że Morawiecki wszedł w posiadanie tych akcji – lub większej części z nich – jako prezes banku BZ WBK. Był nim w latach 2007–2015171.
W tym okresie bank BZ WBK był współwłaścicielem firmy BZ WBK Asset Management SA (od 2011 r. bank dzielił się tą firmą z hiszpańskim Banco Santander, aczkolwiek to „dzielenie się” też musiało mieć skomplikowany charakter, gdyż w tamtym czasie Santander przejął BZ WBK w całości)172.
Wynika z tego, że w 2012 r. Morawiecki, jako posiadacz akcji BZ WBK, pośrednio miał też udziały w BZ WBK Asset Management SA.
Ta firma z kolei miała udziały w Hawe, czyli w spółce Falenty.
Czy zatem przez piramidkę trzech firm Morawiecki byłby współwłaścicielem spółki Falenty? Niekoniecznie: „asset management” oznacza zarządzanie cudzymi zasobami, m.in. inwestowanie cudzych pieniędzy. Gdy BZ WBK Asset Management kupuje udziały, komentatorzy branżowi mówią, że to nie tyle firma je przejmuje, co jej klienci (których pieniędzmi firma zarządza).
Ale tak czy inaczej znaczyłoby to, że firma Mateusza Morawieckiego inwestowała w firmę Falenty – nawet jeśli nie zainwestowała w nią pieniędzy Morawieckiego.
Trudno sobie wyobrazić, żeby Mateusz Morawiecki, inwestor firmy Marka Falenty i członek jego kręgu towarzysko-imprezowego, nigdy z Falentą nie porozmawiał.
Co więcej, w Warszawie cyklicznie odbywa się konferencja biznesowa o nazwie Big Data CEE Congress. Na jej stronie internetowej czytamy, że 10 lipca 2014 r. spotkali się członkowie rady programowej tej imprezy. Poniżej na tej samej stronie członkowie rady zostają wymienieni z nazwiska. Są wśród nich Mateusz Morawiecki i… Marek Falenta. Występują obok siebie: „Marek Falenta (Falenta Investments), Mateusz Morawiecki (Bank Zachodni WBK)”173.
Wynikałoby z tego, że obaj panowie przynajmniej raz się spotkali. I to akurat miesiąc po wybuchu afery taśmowej.
Odnotujmy, że w radzie programowej imprezy Big Data CEE Congress zasiadał też Tomasz Misiak. A przewodniczącym rady był Maciej Witucki. Ten sam, któremu Misiak próbował załatwić ciepłą posadę w KGHM przy pomocy Morawieckiego.
GENEZA UWIKŁANIA
Korzenie „eurazjatyckiej” orientacji premiera. Komu ją zawdzięczamy? Podróż w przeszłość z lupą
Czytając o niezwykłej relacji Mateusza Morawieckiego z Tomaszem Misiakiem, można dojść do wniosku, że to Misiak był główną sprężyną afery taśmowej, jak również półjawnej antyzachodniej, „eurazjatyckiej” orientacji Morawieckiego. Wszędobylski, rzutki Misiak, który jednocześnie robi biznesy z ludźmi Kremla i wkręca się w otoczenie Tuska czy Jana Krzysztofa Bieleckiego, odpowiada popularnym wyobrażeniom o agentach wpływu. Osoba, która aspiruje do fotela premiera lub innych wysokich stanowisk państwowych, powinna unikać takich znajomości. Pamiętajmy jednak, że jawnie prorosyjskie deklaracje wygłasza ojciec premiera, Kornel Morawiecki. On zapewne miał większy wpływ na swego syna niż jego kolega Misiak. Być może Kornel przyczynił się do tego, że Mateusz nie widział niczego złego w bliskiej relacji z kontrahentem Michaiła Fridmana i wspólnikiem Sofianosa.
Aby wyjaśnić dzisiejszą postawę Mateusza Morawieckiego, musimy przyjrzeć się jego biznesowemu i politycznemu życiorysowi, jak również jego relacjom z ojcem. Musimy sięgnąć w przeszłość – jednak nieustannie konfrontując ją z teraźniejszością, gdyż teraźniejszość jest najważniejsza.
Dlatego teraz dokładnie prześledzimy drogę życiową Morawieckiego. Zrobimy to z lupą w ręku, drobiazgowo: pochylając się dłużej nad szczególnie intrygującymi odcinkami tej drogi, cofając się w razie potrzeby, badając nie tylko udeptany środek ścieżki, ale też pobocza. Jedynie w ten sposób będziemy mogli zidentyfikować odciski stóp tych, co towarzyszyli Mateuszowi Morawieckiemu w jego podróży. Jedynie w ten sposób ustalimy, kiedy zaczęła się u niego kształtować postawa „eurazjatycka” i kto mógł się do jej ukształtowania przyczynić.
CZĘŚĆ DRUGA
Od firmy Reverentia do firmy GetBack
Czy z ikony bankowości można zrobić symbol terroryzmu? Szlachetnego, bezkrwawego, ale jednak terroryzmu? Próby podjął się Igor Janke.
Janke to prawicowy dziennikarz i lobbysta, założyciel znanej platformy blogowej Salon24. W czerwcu 2014 r., na 12 dni przed wybuchem afery taśmowej, Igor Janke wydał książkę174 pt. Twierdza. Solidarność Walcząca – podziemna armia. Książka wychwala Solidarność Walczącą i jej wodza Kornela Morawieckiego. A także syna wodza i najmłodszego członka SW, czyli Mateusza Morawieckiego. Według Jankego podziemna organizacja Morawieckich nigdy nie poddała się inwigilacji i presji komunistycznych służb. Wręcz przeciwnie, Solidarność Walcząca sama była w stanie śledzić esbeków i wywierać na nich nacisk.
Autor opisuje początki kariery politycznej obecnego premiera w sposób następujący: „Mateusz Morawiecki swoją przygodę z opozycją zaczął (już) w 1979 r. jako dwunastoletni chłopak. W Wilczynie Leśnym pod Wrocławiem […] pomagał w drukowaniu podziemnego «Biuletynu Dolnośląskiego». […] Mateusz był bardzo przejęty swymi obowiązkami: sklejał, zszywał i układał w kupki gotowe gazetki. Niezwykle pociągała go atmosfera tajnego przedsięwzięcia […]. «Od razu zrozumiałem, na czym polega konspiracja. I to mi zostało na długo. Potem nawet na studiach nikomu nie opowiadałem o tym, co robię. Obawiałem się esbeckich wtyczek» – wspomina. Mateusz starał się czytać wszystko, co drukował. «Dwóch trzecich nie rozumiałem, ale widziałem, że nawet z tego, co zrozumiałem, nie mogę nic opowiadać w szkole». Starsi koledzy drukarze byli dla niego jak bohaterowie Sienkiewiczowskiej Trylogii, która w tym czasie była jego ulubioną lekturą. Aura tajemniczości otaczająca działania podziemia, lojalność wobec kolegów, zagrożenie płynące ze strony władzy – wszystko to kojarzyło mu się z przygodami barwnych postaci Potopu czy Pana Wołodyjowskiego. Razem ze starszymi siostrami wsłuchiwał się w nocne dyskusje rodziców o polityce i choć niewiele z nich rozumiał, był dumny, że go nie wyganiają i że uczestniczy w czymś poważnym i niebezpiecznym. Chłonął wszystko, o czym mówili. Po pewnym czasie został łącznikiem w kolportażu.