John Kim

Byłem żałosnym dupkiem – czyli jak żyć z sensem


Скачать книгу

u, kto poznał, co to czarna rozpacz. Kto czuł się zagubiony, wyobcowany. Przeklinał dzień, w którym się urodził. Przeżył zawód miłosny, wykonywał gównianą robotę, ma za sobą toksyczne związki, zmagał się z niepewnością. Każdemu, kto czuł się skreślony, niepotrzebny. Brudny, skończony, ale kto marzył, by mieć więcej, żyć lepiej, inaczej. Książkę tę dedykuję każdemu, kto kiedykolwiek czuł się żałosnym dupkiem.

      Nie stawiaj oporu. Akceptuj.

      Miarą mężczyzny nie jest jego postawa w czasach, gdy żyje mu się wygodnie i dobrze, lecz to, czy potrafi sprostać wyzwaniom w czasach próby.

Martin Luther King Jr.

      Sęk w tym, że Bóg dał nam i mózg, i penisa, ale za mało krwi, by mogła zasilać oba te organy jednocześnie.

Robin Williams

      Szanowni Panowie…

      Będąc w trakcie rozwodu, trafiłem na książkę Droga prawdziwego mężczyzny1 pióra Davida Deidy. To książka o mężczyznach. Wcześniej nie czytałem poradników dla mężczyzn. Nawet nie wiedziałem, że istnieją, a tym bardziej nie miałem pojęcia, czego się po nich spodziewać. Tymczasem okazało się, że ta lektura odmieniła moje życie. Niczym pierwszy klocek domina, uruchomiła lawinę i zabrała mnie w długą podróż. Podróż, która zmieniła mój sposób myślenia, odżywiania się, kochania i postępowania. Podważyła moje poglądy, mój system pojęć oraz ogląd samego siebie. Pozwoliła mi inaczej spojrzeć na świat, dała mi nowy cel w życiu i w rezultacie odczułem przemożną potrzebę, by pomóc innym mężczyznom wejść na właściwą ścieżkę.

      Proces ten zmienił moje postrzeganie męskości. Uzmysłowiłem sobie, że było wypaczone – przez rodziców, społeczeństwo, reklamy, żarty w szkolnej szatni. Że mnie niszczyło, spętało, przerobiło na marionetkę, a nie mężczyznę pełną gębą, który rozwija się w miarę dorastania. Stałem się bezwolny, żyłem według zasad innych ludzi, zamiast tworzyć własne.

      Zresetowałem się więc, i zaczynając z czystym kontem, skoczyłem w nieznane: walczyłem z wiatrakami, sprawiłem sobie motocykl oraz kilka tatuaży, a także wyhodowałem prawdziwe jaja. Nie takie, jakimi popisują się bohaterowie filmów akcji, tylko takie, które przypominają mi, że bywam chwiejny, bo jestem człowiekiem. Stałem się kimś innym. Z manekina z wycinanki zmieniłem się w faceta z krwi i kości, w kogoś, kto patrzy na świat z innej perspektywy i przegląda się w lustrze nie tylko po to, by utrefić sobie fryzurę.

      Nie pisałem tej książki z zamiarem narzucania wam moich poglądów. Chciałem jedynie nawiązać dialog oraz podważyć wasze przekonania na temat tego, na czym polega bycie mężczyzną. Liczę, że zachęcę was, byście przyjrzeli się sobie, zastanowili się, kim jesteście, a kim chcielibyście być, i że dam wam kopa do tego, by zmienić ten stan rzeczy. Nie zamierzam was pouczać. Ja was nie atakuję, jestem po waszej stronie. Zwracam się do was jak do przyjaciół – do mężczyzn, z którymi wylewam pot na siłowni, z którymi jadam, jeżdżę na motocyklu, wyskakuję na naleśniki i którym się zwierzam. A tak, prawdziwi mężczyźni zajadają się naleśnikami!

      Z mojego biogramu dowiecie się, że jestem terapeutą. Tak, to prawda. Ale w tej książce nie przemawiam z pozycji terapeuty. Trzymam z wami jak brat. Jako wasz bliźni. I choć pogadamy także trochę o kobietach i związkach, nie ma znaczenia, kto jest z Marsa, a kto z Wenus. Nie prowadzę tu wojny płci. Zależy mi, żebyście stali się lepsi. Tak po prostu. Tu chodzi o zjednoczenie. Odkrywanie. Tworzenie. O ewolucję, stopniowy rozwój, o życie bliżej prawdy i własnego potencjału. Nie tylko dla waszego dobra – dla dobra nas wszystkich.

      A to dlatego, że świat desperacko potrzebuje ojców, którzy nie opuścili rodzin, lojalnych braci, kochanych przyjaciół, silnych małżonków, wrażliwych przywódców oraz bystrych mężczyzn, którzy sprawią, że inni też zmądrzeją.

      Musimy odzyskać pozycję, jaką mężczyźni zajmują w naszym świecie.

      Czas, byśmy wrócili.

John Kim, Wściekły Terapeuta

      Wstęp

      Chłopcy wyrabiają sobie zdanie na temat tego, czym są męskość, siła, miłość oraz indywidualność, podpatrując innych mężczyzn, a najczęściej własnego tatę. Sęk w tym, że żyjemy w kraju pozbawionym ojców. Poznałem ten problem z pierwszej ręki, gdy jako terapeuta w organizacji non profit leczyłem nastolatków z uzależnień. Pracując z setkami młodych ludzi oraz ich ojcami, uświadomiłem sobie, co łączyło dziewięćdziesiąt pięć procent tych nastolatków: brak ojca. Bo był nieobecny albo fizycznie, albo psychicznie. Dziewczęta garnęły się do mnie, rozpaczliwie pragnąc „uwagi” ze strony taty, a ponieważ nikt im nie wyjaśnił, gdzie są granice, bardzo łatwo je przekraczały w relacjach towarzyskich z autorytetami. Ale podczas pracy ze mną szybko nauczyły się rozróżniać sygnały w kontaktach międzyludzkich i zaprzestały niestosownych zachowań.

      Natomiast z chłopcami było całkiem inaczej. Często naśladowali mnie we wszystkim, chodzili za mną krok w krok, szukając wzorców, jak postępować w najbardziej prozaicznych, oczywistych sytuacjach. Inni bywali konfliktowi, bo liczyli na nawiązanie relacji z innym mężczyzną, tyle że nikt ich nie nauczył, jak przyjmować męskie przejawy sympatii w sposób naturalny, bez wpadania w panikę czy uciekania się do agresji fizycznej. Uświadomiłem sobie, że obie te postawy wynikają z braku pozytywnego, zdrowego przykładu, na czym polega właściwa rola mężczyzny w domu, oraz że mogą utrwalić w sobie ten typ postępowania na całe życie od podstawówki, poprzez szkołę średnią, lata studiów, aż do pracy, zakłócając relacje z członkami rodziny, kolegami i najbliższymi. W przeciwieństwie do dziewcząt, chłopcy nie uczyli się szybko. Prawdę mówiąc, byli zagubieni.

      Ci, z którymi pracowałem, dorastali z wypaczonym pojęciem na temat tego, czym jest „męskość”. Innymi słowy, byli skrzywieni, narażeni na manipulację reklam, na toksyczne sytuacje w szatniach oraz na atak współczesnej kultury promowanej przez media społecznościowe, obiecującej natychmiastową gratyfikację, a jednocześnie anonimowość. Nic więc dziwnego, że dla wielu z tych chłopców wyznacznikiem pozycji społecznej stało się posiadanie wyrobionych na siłowni mięśni albo prestiżowego gabinetu, a podręcznikami do miłości, seksu i zażyłości były portale randkowe oraz pornografia. Ci najczęściej postrzegają zażyłość powierzchownie, szukają potencjalnych partnerek, siedząc na sedesie z telefonem w ręku, i dlatego też nigdy nie uczą się sztuki komunikowania się z innymi ani nie doświadczają prawdziwych relacji. W rezultacie ich związki się rozpadają, a oni – nie znając zdrowych kontaktów międzyludzkich i nie posiadając narzędzi do naprawiania tego, co popsute – wpadają w spiralę toksycznych relacji, co uniemożliwia im dalszą naukę i rozwój. Taki chłopak sam zamyka się we własnym więzieniu. Być może tworzy sobie niezdrowe wyobrażenia na temat siebie samego, kobiet i miłości. „Nie jestem dość dobry, nikt mnie nie pokocha”. Może to prowadzić do wybuchów gniewu, a w ramach radzenia sobie ze stresem do uciekania w nałogi, nagłego zrywania kontaktów bądź beznamiętności w relacjach towarzyskich – czyli tego, co odrywa go od własnego ja. Pojawiają się wtedy tak osłabiające zjawiska, jak poczucie winy albo wyrzuty sumienia, w efekcie czego chłopak może znienacka naskakiwać na partnerkę, rodzinę albo obcych. Staje się drapieżcą. Nagle doświadcza osamotnienia, wpada w depresję, ulega dalszym fałszywym wyobrażeniom, co podsycają kolejne nieudane i bezproduktywne związki. Kobieta staje się przedmiotem. A ściślej – ofiarą.

      Bez względu na to, która konkretnie droga doprowadziła naszego chłopaka do takiego stanu, wszystkie podobne do wyżej opisanej wiodą do jednego: do sytuacji, w której mężczyzna czuje się zagubiony i nierozumiany, żyje bez żadnego celu, bez zainteresowań i dla podbudowania własnego ego musi uciekać się do powierzchownych drobiazgów, by zrekompensować sobie niedostatki ducha. Albo ogłasza bezwarunkową kapitulację.

      Opisana sytuacja ma bezpośredni wpływ na nas wszystkich. Według danych Amerykańskiej Fundacji Zapobiegania Samobójstwom, w samych tylko Stanach Zjednoczonych co roku samobójstwo popełnia czterdzieści pięć tysięcy osób. Siedemdziesiąt dziewięć procent z tej liczby to mężczyźni. Bo o ile kobiety mają większe skłonności do myśli samobójczych, o tyle mężczyźni częściej wprowadzają je w czyn.