wszystkie pieniądze, nawet te na czarną godzinę, w nowe przedsięwzięcie pod nazwą Tanner Roast. Michael kochał kawę, uwielbiał swoich współpracowników i uważał się za szczęśliwca, mogąc zajmować się tak fajną dziedziną biznesu.
Na jego biurku wznosiła się sterta papierów, a na jej szczycie spoczywał laptop, ten niewłaściwy laptop, należący do jakiejś S. Robbins. I dręczył Michaela swoim widokiem. Michael poczuł ochotę poszperania w komputerowych plikach, znalezienia pełnego imienia, adresu, a może numeru telefonu właścicielki. Albo właściciela. Chciał zadzwonić i umówić się na wymianę.
Otworzył macbooka air i w tym momencie usłyszał chrząknięcie. Podniósł wzrok i ujrzał Karen Wynant, dyrektorkę działu sprzedaży, filigranową, ciemnowłosą kobietę pod czterdziestkę, o stale zmartwionym wyglądzie. Karen zrezygnowała ze szkieł kontaktowych, ponieważ akurat nie miała spotkania z klientem, i założyła nadmiernie duże, niemodne okulary w czerwonych, plastikowych oprawkach.
– Michael, masz minutkę?
– A o co chodzi? – Tanner zamknął laptopa.
Karen wykazywała kosmiczną skłonność do zgryzoty, jak żadna inna osoba, poza tym martwiła się o rzeczy, o które zupełnie nie trzeba było się martwić. Potrafiła być irytująca, ale Michaelowi jej poważne podejście do pracy, jej zaangażowanie i oddanie dodawało otuchy, a nawet go wzruszało. Dla Karen kariera nie sprowadzała się po prostu do codziennej harówki.
– Jak ci poszło w Los Angeles?
– Facet chce jeszcze pogadać ze swoimi wspólnikami, pisałem ci.
– Myślałam, że cena została uzgodniona.
– No wiesz…
– Zamierzają dalej negocjować?
– On wie, że zależy nam na sprzedaży. Logo Battaglia Restaurant Group dobrze wyglądałoby na naszej stronie internetowej. Facet nie musiał tego głośno mówić.
Zabrzęczał interkom, ale Michael go zignorował.
– Który gatunek wybrał?
– Kenijską.
– Naprawdę? Jestem zaskoczona.
– Dlaczego? To przecież nasza najlepsza. Najwyraźniej facet ma wyrafinowane podniebienie.
– A nie jest troszkę za kwaśna?
– Może nie nadaje się do śniadania, ale po kolacji jest po prostu świetna. No i inna w smaku. Jasno palona.
– A mówił, że lubi ciemną, dlatego przesłałam mu French Roast z Kolumbii.
– Może nigdy dotąd nie próbował jasno palonej kawy.
– Alessandro Battaglia?
– Nie wiadomo.
– Mam dalej poprowadzić tę sprawę czy ty się nią zajmiesz? – Interkom na biurku Tannera znowu zabrzęczał.
– Najpierw ja, a kiedy Battaglia odeśle mnie do swojego działu napojów, ty przejmiesz pałeczkę. Napisałem ci o tym w mejlu. Wszystko u ciebie w porządku?
Karen ponownie chrząknęła. Wyglądało na to, że chce coś powiedzieć i zbiera siły.
– Umowa z Four Seasons chyba jeszcze nie dotarła, bo jej nie widziałam. A ty?
– Dotrze. Nie przejmuj się. – Tanner starał się, aby w jego głosie nie zabrzmiała irytacja. Przecież zadawała mu to pytanie codziennie. Jeśli ktoś powinien się denerwować w kwestii umowy z Four Seasons, to chyba raczej on. Trzykrotnie latali z Karen do Toronto, gdzie mieściła się centrala firmy Four Seasons Hotels & Resorts, aby wziąć udział w konkursie dla dostawców kawy do sześciu hoteli Four Seasons w Ameryce Północnej. Szczęśliwie przechodzili kolejne etapy, aż wreszcie na placu boju pozostał tylko Tanner Roast.
A wszystko to dzięki koncentratowi Tanner Cold Brew. Ludzie z firmy Four Seasons zgodnie przyznali, że jest on najlepszy w smaku. Pogratulowali Michaelowi pomysłu, aby dodawać do kawy zimny ekstrakt, czego nie zaoferował żaden z jego rywali.
W ten sposób Tanner Roast odniósł zwycięstwo w kulinarnym konkursie. Umowę zawarto na uścisk dłoni, jej wersja na piśmie miała powstać w ciągu najbliższych kilku tygodni, ale jednak była to umowa. I tylko sam właściciel oraz jego główna księgowa wiedzieli, że ów sukces uratował firmę Tanner Roast od katastrofy. Sytuacja finansowa była bowiem bardzo zła.
Michael wstał, aby skłonić Karen do wyjścia z gabinetu, a kiedy się odwrócił, ujrzał stojącą w drzwiach Lucy Turton, kierowniczkę administracyjną. Lucy była wysoka i ogorzała, miała krótkie jasne włosy i zdrowe rumieńce, które nigdy nie znikały z jej policzków.
– Masz chwilkę? – spytała.
Karen przeprosiła i wyszła.
– Jasne.
Lucy weszła, zamknęła drzwi i przycupnęła na skraju fotela dla gości.
– Znowu chodzi o Connie.
Tanner przewrócił oczami. Connie Hunt pracowała jako księgowa i bardzo często wychodziła z biura. Zawsze znajdowała jakiś powód, byle tylko wymigać się od pracy. W zeszłym roku niespodziewanie zniknęła na cały tydzień, a kiedy wróciła, Lucy spytała, czy coś się stało. Connie odparła, że jej suka właśnie się oszczeniła – czyli w istocie rzeczy był to urlop macierzyński. Od paru lat Lucy błagała Tannera, aby Connie zwolnił, on jednak niezmiennie chciał dać kobiecie kolejną szansę.
– Co tym razem?
– W tamtym miesiącu nie było jej prawie tydzień, rzekomo z powodu bólu prawego nadgarstka. Tylko że jak wróciła, mówiła o kontuzji w lewym nadgarstku. Kilka dni temu też przepadła, powołując się na śmierć członka rodziny. Mówiła, że ciotki. Natomiast dzisiaj stwierdziła, że zmarł jej wujek. Na co ja: „No to kto właściwie umarł? Zdecyduj się”. Michael, musisz wywalić tę babę.
Tanner pokręcił głową i westchnął ciężko.
– Wydaje mi się, że jej życie nie jest usłane różami. Zanim przyszła do nas, miała naprawdę dobrą pracę.
– A może tylko tak nam mówi – żachnęła się Lucy.
– Musimy dać jej szansę.
– Daliśmy jej już co najmniej pięć szans i żadnej nie wykorzystała. Poza tym zawsze się spóźnia z miesięcznym raportem. Większość czasu spędza na Facebooku albo sprzedaje coś na eBayu. Czy nie ma jakiegoś sposobu, żeby kontrolować to, co ona robi na firmowym komputerze?
– Wtedy zmienilibyśmy się w Wielkiego Brata. Nie piszę się na to. Sorry.
Gdy Lucy wyszła, Tanner otworzył laptopa i ponownie wpisał hasło z różowej karteczki samoprzylepnej, którą znalazł pod obudową. S. Robbins. Dwukrotnie kliknął w ikonę „Dokumenty”, po czym ukazała się kolumna folderów o nazwach:
1. Projekt książka
2. Dom w Chicago
3. Mieszkanie w Waszyngtonie
4. Korespondencja
5. Podziękowania dla darczyńców
6. Streszczenia dokumentów
7. Komunikaty prasowe
8. Komentarze
9. Przemówienia
10. SSCI1
11. Personel
Tanner spojrzał na zegarek; do rozpoczęcia degustacji kawy zostały mu tylko trzy minuty. Wszedł do folderu „Projekt