E L James

Nowe oblicze Greya


Скачать книгу

mam siły otworzyć oczu ani ust. Bardzo delikatnie kładzie mnie z powrotem na łóżku i wysuwa się ze mnie.

      Próbuję protestować, ale nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Christian wstaje z łóżka i uwalnia mnie z kajdanek, po czym delikatnie pociera mi nadgarstki i kostki. Kładzie się znowu przy mnie i bierze w ramiona. Prostuję nogi. O rety, ale mi dobrze. Tak dobrze. To był niewątpliwie najbardziej intensywny orgazm, jaki dane mi było przeżyć. Hmm… seks za karę w wykonaniu Christiana Greya alias Szarego.

      Naprawdę częściej muszę być nieposłuszna.

      Budzi mnie mocne parcie na pęcherz. Otwieram oczy zdezorientowana. Jest ciemno. Gdzie ja jestem? W Londynie? W Paryżu? Och, na jachcie. Czuję, jak się kołysze na falach i słyszę cichy szum silnika. Płyniemy. Obok mnie siedzi Christian, pracując na laptopie. Ma na sobie białą lnianą koszulę i spodnie khaki. Stopy bose. Włosy nie zdążyły mu jeszcze wyschnąć i czuję zapach żelu pod prysznic i zapach Christiana… Hmm.

      – Hej – mruczy, przyglądając mi się ciepło.

      – Hej. – Uśmiecham się, czując nagłą nieśmiałość. – Długo spałam?

      – Tylko około godzinki.

      – Płyniemy?

      – Pomyślałem, że skoro wczoraj zjedliśmy kolację na mieście, a potem byliśmy na balecie i w kasynie, to dzisiaj spędzimy wieczór na pokładzie. Spokojny wieczór a deux.

      Uśmiecham się szeroko.

      – Dokąd płyniemy?

      – Do Cannes.

      – Okej. – Przeciągam się, gdyż ciało mam zesztywniałe. Żadna ilość ćwiczeń z Claude’em nie przygotowałaby mnie na dzisiejsze popołudnie.

      Wstaję ostrożnie z zamiarem pójścia do toalety. Otulam się jedwabną podomką. Skąd ta nagła nieśmiałość? Czuję na sobie wzrok Christiana. Kiedy zerkam na niego, on marszczy brwi i wraca do pracy.

      Gdy z roztargnieniem myję w umywalce ręce, wspominając wczorajszy wieczór w kasynie, poły podomki rozchylają się. Zaszokowana wpatruję się w lustro.

      Jasna cholera! Co on mi zrobił?

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Patrzę z przerażeniem na czerwone ślady na piersiach. Malinki! Mam malinki! Jestem żoną jednego z najbardziej szanowanych biznesmenów w Stanach Zjednoczonych, a on mi, cholera, zrobił malinki. Jak mogłam tego nie poczuć? Oblewam się rumieńcem. Prawda jest taka, że doskonale wiem jak – pan Ekstaza użył w tym celu swych najdoskonalszych technik.

      Moja podświadomość przygląda mi się znad okularów i cmoka z dezaprobatą, natomiast wewnętrzna bogini śpi jak zabita na szezlongu. Patrzę na swoje odbicie. Kajdanki pozostawiły na nadgarstkach czerwone ślady. Na pewno pojawią się sińce. Przyglądam się kostkom – to samo. Jasna cholera, wyglądam jak ofiara jakiegoś wypadku. Przesuwam wzrokiem po całym ciele. Ostatnimi czasy moje ciało wygląda inaczej. Zmieniło się, odkąd go poznałam… Stałam się szczuplejsza i bardziej wysportowana, a włosy mam błyszczące i doskonale obcięte. Do tego manicure, pedicure i wyregulowane brwi. Po raz pierwszy w życiu wyglądam nieskazitelnie – z wyjątkiem tych paskudnych malinek.

      Nie chcę teraz myśleć o nieskazitelnym wyglądzie. Jestem za bardzo wkurzona. Jak śmiał mnie tak oznaczyć, jak jakąś nastolatkę! Nigdy dotąd nie zrobił mi malinki. Okropnie wyglądam. Wiem, czemu to zrobił. Cholerny kontroler. O nie! Moja podświadomość krzyżuje ręce na piersiach – tym razem posunął się za daleko. Wychodzę z przylegającej do sypialni łazienki i kieruję się do garderoby, w ogóle nie patrząc w stronę Christiana. Zsuwam z ramion podomkę i wkładam spodnie od dresu i bluzeczkę na ramiączkach. Rozplatam warkocz, biorę z niewielkiej toaletki szczotkę i rozczesuję włosy.

      – Anastasio! – woła Christian i słyszę w jego głosie niepokój. – Wszystko w porządku?

      Ignoruję go. Wszystko w porządku? Nie, nie w porządku. Po tym, co mi zrobił, najpewniej do końca podróży nie będę mogła włożyć nawet stroju jednoczęściowego, nie mówiąc o absurdalnie drogim bikini. Na tę myśl ogarnia mnie prawdziwa wściekłość. Jak on śmiał? Już ja mu dam. Ja także potrafię się zachowywać jak gówniara! Wychodzę z garderoby, rzucam w niego szczotką, odwracam się i opuszczam sypialnię – ale zdążam dostrzec jego zaszokowaną minę i szybką jak błyskawica reakcję, gdy unosi rękę, osłaniając głowę, a szczotka odbija się i spada na łóżko.

      Wchodzę gniewnie po schodach na pokład, kierując się na dziób. Potrzebuję przestrzeni, aby się uspokoić. Jest ciemno i ciepło. Przyjemna bryza przynosi zapach Morza Śródziemnego, jaśminu i bugenwilli. Fair Lady sunie przez spokojną, kobaltową toń. Opieram łokcie o drewniany reling i wpatruję się w odległy brzeg, gdzie światełka mrugają i migoczą. Biorę głęboki oddech i powoli zaczynam się uspokajać. Prędzej wyczuwam, niż słyszę, że stoi za mną.

      – Jesteś na mnie zła – szepcze.

      – No coś ty, Sherlocku!

      – Jak bardzo?

      – W skali od jednego do dziesięciu? Pięćdziesiąt. Trafnie to ujęłam, co?

      – Aż tak zła. – W jego głosie słychać jednocześnie zaskoczenie i podziw.

      – Tak. Zła jak osa – syczę przez zaciśnięte zęby.

      Christian milczy, gdy odwracam się i posyłam mu gniewne spojrzenie. Przygląda mi się niespokojnie. Jego mina i fakt, że nawet nie próbuje mnie dotknąć, mówią mi, że czuje się zagubiony.

      – Christianie, musisz przestać próbować przywoływać mnie do nogi. Na plaży jasno przedstawiłeś swoje stanowisko. Bardzo jasno, o ile dobrze pamiętam.

      Ledwie zauważalnie wzrusza ramionami.

      – No, nie zdejmiesz więcej stanika – burczy z rozdrażnieniem.

      I to usprawiedliwia to, co mi zrobił? Piorunuję go wzrokiem.

      – Nie lubię, gdy zostawiasz na moim ciele ślady. A już na pewno nie aż tyle. To granica bezwzględna! – syczę.

      – Nie lubię, gdy się rozbierasz w miejscach publicznych. To moja granica bezwzględna – warczy.

      – Myślę, że już to ustaliliśmy. Spójrz tylko na mnie!

      Obciągam bluzeczkę, odsłaniając górną część piersi. Christian nie spuszcza wzroku z mojej twarzy, czujny i niepewny. Nie jest przyzwyczajony do oglądania mnie w takim stanie. Czy on nie widzi, co nawyczyniał? Nie rozumie, jak bardzo niedorzecznie się zachowuje? Mam ochotę na niego krzyczeć, ale się powstrzymuję – nie chcę posunąć się za daleko. Bóg jeden wie, co by wtedy zrobił. W końcu wzdycha i unosi ręce w geście rezygnacji i pojednania.

      – W porządku – mówi. – Rozumiem.

      Alleluja!

      – To dobrze!

      Przeczesuje palcami włosy.

      – Przepraszam. Proszę, nie złość się na mnie. – W końcu wygląda na skruszonego. I używa moich własnych słów.

      – Czasami zachowujesz się jak nastolatek – besztam go, ale bojowy duch już mnie opuścił i on o tym wie. Stawia krok w moją stronę, z wahaniem unosi dłoń i zakłada mi za ucho pasmo włosów.

      – Wiem – przyznaje cicho. – Dużo się muszę nauczyć.

      Przypominają mi