E L James

Nowe oblicze Greya


Скачать книгу

mi się uważnie, a ja nie mam pojęcia, co się teraz dzieje w jego głowie. Może analizuje moje słowa.

      – To przez ten pożar? – pytam. – Myślisz, że jest w jakiś sposób powiązany z awarią Charliego Tango? Dlatego tak się martwisz? Porozmawiaj ze mną, Christianie, proszę.

      Nadal nic nie mówi, tak jak wcześniej dzisiejszego popołudnia. Jasna cholera! Nie odezwie się do mnie, ja to wiem.

      – Nie myśl o tym za dużo, Christianie – mówię cicho.

      Słowa te przywołują niepokojące wspomnienie – to, co mi powiedział na temat tego głupiego kontraktu. Biorę z jego kolan pudełko i otwieram je. Przygląda mi się biernie, jakbym była jakimś fascynującym, nieznanym mu dotąd okazem. Wiedząc, że aparat jest przygotowany do użycia przez niezwykle pomocnego sprzedawcę, wyjmuję go z pudełka i zdejmuję blendę. Kieruję obiektyw na Christiana, na jego piękną twarz, naciskam spust migawki i trzymam, a na karcie zapisuje się dziesięć zdjęć jego zaniepokojonej miny.

      – W takim razie ja cię uprzedmiotowię – burczę, ponownie naciskając spust. Na ostatnim ujęciu kąciki jego ust niemal niezauważalnie się unoszą. I jeszcze jedna próba, i tym razem się uśmiecha… lekko, ale jednak to uśmiech. Znowu wciskam spust migawki i widzę, jak Christian się odpręża i absurdalnie wydyma usta do obiektywu. Chichoczę. Och, dzięki Bogu, wrócił pan zmienny. Jeszcze nigdy jego widok tak bardzo mnie nie ucieszył.

      – Myślałem, że to mój prezent – burczy, ale wydaje mi się, że tylko się ze mną droczy.

      – Cóż, miał zainicjować fajną zabawę, ale wygląda na to, że to symbol kobiecego uciemiężenia. – Pstrykam kolejne zdjęcia, robiąc zbliżenia jego rozbawionej twarzy. Wtedy oczy mu ciemnieją, a mina zmienia się na drapieżną.

      – Chcesz być ciemiężona? – mruczy jedwabistym głosem.

      – Nie, ciemiężona nie – odpowiadam, nie przerywając pstrykania.

      – Nieźle mógłbym panią uciemiężyć, pani Grey – rzuca groźnie. Głos ma lekko schrypnięty.

      – Doskonale o tym wiem, panie Grey. I całkiem często pan to robi.

      Mina mu rzednie. Cholera. Opuszczam aparat i patrzę na niego.

      – Co się stało, Christianie? – W moim głosie słychać frustrację. – Powiedz mi!

      Milczy. Wrrr! To takie wkurzające. Ponownie unoszę aparat.

      – Powiedz – nalegam.

      – Nic – mówi i nagle znika z pola widzenia. Jednym ruchem zrzuca pudełko aparatu na podłogę, chwyta mnie i popycha na łóżko. Siada na mnie okrakiem.

      – Hej! – wykrzykuję i robię kolejne zdjęcia.

      Christian uśmiecha się do mnie. Chwyta aparat za obiektyw i fotograf staje się nagle modelem.

      – A więc chce pani, abym robił jej zdjęcia, tak? – pyta z rozbawieniem, naciskając spust migawki. Zza aparatu widać jedynie jego niesforne włosy i szeroki uśmiech. – Cóż, na początek sądzę, że powinna się pani uśmiechać. – Łaskocze mnie bezlitośnie pod żebrami, a ja piszczę, chichoczę i wiję się pod nim, aż w końcu chwytam go za nadgarstek, próbując powstrzymać. Na próżno. Z uśmiechem jeszcze szerszym Christian łaskocze mnie niestrudzenie, nie przerywając robienia zdjęć.

      – Nie! Przestań! – wołam.

      – Żartujesz? – Odkłada aparat na łóżko, żeby móc mnie torturować obiema rękami.

      – Christian! – protestuję ze śmiechem. Jeszcze nigdy mnie nie łaskotał. Rzucam głową na boki, próbując wywinąć się spod niego, chichocząc i odpychając jego ręce, on jednak nie odpuszcza – uśmiechając się szeroko i doskonale bawiąc.

      – Christianie, przestań! – błagam, on zaś nagle spełnia moją prośbę.

      Chwyta moje dłonie, unosi je i kładzie po obu stronach głowy, a sam wisi nade mną. Ciężko dyszę po tym ataku śmiechu. Jego oddech jest podobny i Christian patrzy na mnie z… czym? Moje płuca przestają funkcjonować. Z zachwytem? Miłością? Czcią? A niech mnie, co za spojrzenie!

      – Jesteś. Taka. Piękna – wyrzuca z siebie.

      Wpatruję się w jego kochaną twarz i płonące spojrzenie, a on wygląda tak, jakby widział mnie po raz pierwszy. Zamykając oczy, pochyla się i całuje mnie w usta. To sygnał dla mojego libido. O rany. Puszcza moje dłonie i wplata palce we włosy, a w reakcji na jego pocałunek moje ciało zalewa fala pożądania. Nagle jego pocałunek się zmienia, nie jest już słodki, pełen czci i podziwu, ale zmysłowy, głęboki i wygłodniały – jego język przypuszcza atak na moje usta, wślizgując się władczo i zdecydowanie. W tym pocałunku jest coś desperackiego. Podczas gdy w moim ciele krąży pożądanie, budząc każdy mięsień i tkankę, rodzi się we mnie niepokój.

      Och, Szary, co się dzieje?

      Christian wciąga głośno powietrze i z jego gardła wydobywa się jęk.

      – Och, co ty mi robisz? – szepcze skonsternowany.

      Nagle kładzie się na mnie, wciskając w materac – jedną dłonią trzyma mi brodę, druga prześlizguje się po moim ciele: po piersi, talii, biodrze, aż dociera do pośladka. Ponownie mnie całuje, wsuwając mi nogę między uda, unosząc moje kolano, napierając na mnie. Pomimo warstw ubrań jego wzwód ociera się o moją kobiecość. Łapię głośno oddech i jęczę mu do ust, oddając się jego rozgorączkowanej namiętności. Odsuwam na bok niepokój, wiedząc, że Christian mnie potrzebuje i że jeśli chodzi o komunikację ze mną, to jego ulubiona forma wyrażania siebie. Całuję go ulegle, przeczesując mu palcami włosy, zaciskając je w dłoniach, trzymając mocno. Tak pysznie smakuje i pachnie Christianem, moim Christianem.

      Nagle nieruchomieje, po czym wstaje i pociąga za sobą, tak że stoję teraz przed nim oszołomiona. Odpina guzik przy moich szortach i klęka szybko, ściągając je ze mnie razem z bielizną, i nim zdążę złapać oddech, znów leżę pod nim na łóżku, on zaś rozpina rozporek. Nie rozbiera się, a ja zostaję w T-shircie. Przytrzymuje mi głowę i bez żadnych ceregieli wchodzi we mnie. Wydaję okrzyk zaskoczenia.

      – Tak, maleńka – syczy mi do ucha. Nieruchomieje, po czym zatacza biodrami kółko, wchodząc jeszcze głębiej. Jęczę. – Potrzebuję cię – szepcze. Głos ma niski i schrypnięty. Prześlizguje się ustami po mojej brodzie, ssąc i kąsając zębami, a chwilę później znowu mnie całuje, i to mocno. Oplatam go nogami w pasie, przyciskając mocno do siebie, pełna determinacji, aby zagłuszyć to, co go gryzie, a on zaczyna się poruszać… poruszać, jakby próbował wejść we mnie cały. Raz za razem, gorączkowo, pierwotnie, desperacko i nim poddaję się temu rozszalałemu, ustalonemu przez niego rytmowi, raz jeszcze zastanawiam się, co go dręczy. Ale górę bierze moja fizyczność, zagłuszając tę myśl, zamieniając mnie w jedno wielkie doznanie. Moje ciało wyczekuje każdego kolejnego pchnięcia. W uchu mam jego oddech, głośny i urywany. I wiem, że się we mnie zatraca… Jęczę głośno, ciężko dysząc. To takie erotyczne… że tak mnie pragnie. I wspinam się… wspinam… a on zabiera mnie jeszcze wyżej, obejmując mnie w posiadanie, a ja tak bardzo tego pragnę. Tak bardzo… dla niego i dla siebie.

      – Dojdź ze mną – dyszy. – Otwórz oczy – nakazuje. – Muszę cię widzieć. – Ton głosu ma naglący, nieustępliwy.

      Natychmiast unoszę powieki i widzę go nad sobą – jego twarz pełną napięcia, oczy gorejące. Ten żar i miłość mi wystarczają i jak na zawołanie szczytuję, odrzucając