niepokój.
– Od dwóch dni zachowujesz się bardzo nerwowo – mówi cicho. Spojrzenie ma poważne.
– Nic mi nie jest, Christianie. – Obdarzam go promiennym uśmiechem, ponieważ nie chcę, aby wiedział, jak bardzo się niepokoję tym podpaleniem. W mojej głowie co rusz pojawia się wspomnienie tego, co czułam, gdy po awarii Charliego Tango Christian zaginął – wspomnienie kompletnej pustki i nieopisanego bólu. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy próbuję je od siebie odsunąć.
– Patrzyłeś, jak śpię?
– Tak. – Przygląda mi się uważnie. – Mówiłaś przez sen.
– Och? – Cholera! Co mówiłam?
– Martwisz się – dodaje z troską w głosie. Czy istnieje coś, co uda mi się ukryć przed tym człowiekiem? Nachyla się i składa pocałunek między mymi brwiami. – Kiedy marszczysz brwi, tworzy ci się tutaj małe V. Nie przejmuj się, skarbie, zaopiekuję się tobą.
– To nie o siebie się martwię, lecz o ciebie – warczę. – Kto zaopiekuje się tobą?
Uśmiecha się pobłażliwie.
– Jestem wystarczająco duży i brzydki, żeby samemu się sobą zaopiekować. Wstawaj. Chciałbym coś zrobić, zanim wyruszymy w podróż powrotną.
Posyła mi chłopięcy uśmiech w stylu „tak, mam tylko dwadzieścia osiem lat” i klepie mnie w pupę. Wydaję zaskoczony okrzyk i uświadamiam sobie, że jeszcze dziś odlatujemy do Seattle. Moja melancholia przybiera na sile. Nie chcę wracać. Tak mi dobrze, gdy przebywamy ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę i nie jestem jeszcze gotowa, aby dzielić się nim z jego firmą i rodziną. Mieliśmy cudowny miesiąc miodowy. Owszem, było kilka wzlotów i upadków, ale to przecież normalne u nowożeńców, prawda?
Christian nie potrafi ukryć chłopięcego podekscytowania i choć myśli mam niewesołe, okazuje się ono zaraźliwe. Wstaję za nim z łóżka. Co on takiego wymyślił?
Christian przytwierdza kluczyk do mego nadgarstka.
– Chcesz, żebym ja kierowała?
– Tak. – Uśmiecha się szeroko. – Nie za ciasno?
– Nie. Dlatego właśnie założyłeś kapok? – Unoszę brew.
– Tak. Chichoczę.
– Ależ pan ufa moim umiejętnościom, panie Grey.
– Jak zawsze, pani Grey.
– Cóż, tylko nie praw mi kazań.
Christian unosi ręce w obronnym geście, ale się uśmiecha.
– Jakżebym śmiał.
– Owszem, śmiałbyś, a w tym akurat przypadku nie będziemy się mogli zatrzymać i kłócić na chodniku.
– Celna uwaga, pani Grey. Będziemy tu stać przez cały dzień i debatować na temat pani umiejętności czy też w końcu się zabawimy?
– Celna uwaga, panie Grey.
Zaciskam dłonie na kierownicy skutera i siadam, a Christian za mną. Odpycha nas od jachtu. Taylor i dwóch członków załogi przyglądają się temu z rozbawieniem. Christian obejmuje mnie w talii i dociska uda do moich ud. Tak, to właśnie mi się podoba w takim środku transportu. Przekręcam kluczyk i uruchamiam silnik.
– Gotowy? – wołam do Christiana, przekrzykując hałas.
– Jak najbardziej – odpowiada z ustami blisko mego ucha.
Delikatnie dodaję gazu i skuter odpływa od Fair Lady, zdecydowanie zbyt wolno jak na mój gust. Christian obejmuje mnie jeszcze mocniej. Dodaję więcej gazu, ruszamy do przodu, a ja cieszę się jak dziecko, gdy silnik nie gaśnie.
– Hola! – woła Christian zza moich pleców, ale w jego głosie ewidentnie słychać radosne podniecenie.
Mkniemy ku otwartemu morzu. Fair Lady zakotwiczyła na wysokości Saint-Laurent-du-Var, zaś w oddali widać lotnisko nicejskie. Wygląda tak, jakby wbijało się w wody Morza Śródziemnego. Od wczorajszego wieczoru, kiedy tu przypłynęliśmy, raz na jakiś czas słychać lądujący samolot. Postanawiam, że musimy zobaczyć lotnisko z mniejszej odległości.
Kierujemy się w jego stronę, prześlizgując szybko po wodzie. Niesamowicie mi się to podoba i jestem uradowana, że Christian pozwala mi kierować. Gdy tak płyniemy w stronę brzegu, opuszcza mnie cały niepokój, który mnie dręczy od dwóch dni.
– Następnym razem wypożyczymy dwa skutery! – woła Christian.
Uśmiecham się szeroko. Myśl o ściganiu się z nim jest ekscytująca.
Gdy zbliżamy się powoli do czegoś, co wygląda na koniec pasa startowego, ogłuszający ryk samolotu podchodzącego do lądowania przyprawia mnie o palpitację. Jest tak głośny, że wpadam w panikę, wykonuję gwałtowny skręt, dodając jednocześnie gazu, bo mylę go z hamulcem.
– Ana! – woła Christian, ale już za późno. Wylatuję ze skutera, machając rękami i nogami, pociągając za sobą Christiana.
Z krzykiem wpadam do przejrzystej błękitnej wody, moje gardło zalewa nieprzyjemnie słona woda. Tak daleko od brzegu jest zimna, ale nie mija sekunda, a wynurzam się na powierzchnię. Dobrze mieć kapok. Kaszląc i plując, trę oczy i rozglądam się za Christianem. Płynie już w moją stronę. Skuter unosi się na wodzie kilka metrów od nas. Silnik zdążył zgasnąć.
– Wszystko w porządku? – Gdy dopływa do mnie, spojrzenie ma pełne paniki.
– Tak – chrypię, ale nie potrafię powstrzymać euforii. Widzisz, Christianie? To najgorsze, co może się stać na skuterze! Bierze mnie w objęcia, po czym ujmuje w dłonie twarz i bacznie jej się przygląda.
– Widzisz, nie było tak źle! – śmieję się, gdy płyniemy w stronę skutera.
W końcu uśmiecha się do mnie. Widać, że czuje ulgę.
– Chyba nie. Tyle że jestem mokry – burczy żartobliwie.
– Ja też.
– Lubię, jak jesteś mokra. – Rzuca mi lubieżne spojrzenie.
– Christian! – besztam go, udając oburzenie.
Uśmiecha się szeroko, po czym nachyla w moją stronę i mocno całuje. Kiedy się odsuwa, brak mi tchu.
– Wracajmy. Musimy wziąć prysznic. Teraz ja prowadzę.
Oddajemy się lenistwu w saloniku pierwszej klasy British Airways na lotnisku Heathrow, czekając na lot do Seattle. Christian zajęty jest czytaniem „Financial Timesa”. Ja wyjmuję jego aparat, chcąc mu zrobić kilka zdjęć. Tak seksownie wygląda w tej swojej białej lnianej koszuli i dżinsach, z okularami przeciwsłonecznymi zatkniętymi za wycięcie koszuli. Jego uwagę zwraca błysk flesza. Mruga powiekami i uśmiecha się do mnie nieśmiało.
– Jak tam, pani Grey? – pyta.
– Smutno mi, że wracamy do domu – burczę. – Lubię mieć cię dla siebie.
Ujmuje moją dłoń, podnosi do ust i składa na niej słodki pocałunek.
– Ja też to lubię.
– Ale? – pytam, słysząc na końcu zdania to krótkie, niewypowiedziane na głos słowo.
Marszczy brwi.
– Ale? – powtarza nieszczerze. Przechylam głowę i posyłam mu spojrzenie nakłaniające