miękko Grace. – Nigdy nie słyszałam, jak śpiewasz, Christianie. Nigdy. – Wpatruje się w niego zdumiona.
Christian patrzy na nią nieobecnym wzrokiem, po czym wzrusza ramionami. Jego spojrzenie przesuwa się nerwowo na mnie, następnie na drzwi balkonowe. Pozostali wracają do pełnej skrępowania rozmowy, a ja przyglądam się mojemu kochanemu mężowi.
Grace chwyta moje dłonie i nieoczekiwanie bierze mnie w ramiona.
– Och, kochana dziewczyno! Dziękuję ci, dziękuję – szepcze, tak że słyszę ją tylko ja. W gardle tworzy mi się gula.
Odpowiadam uściskiem, nie do końca wiedząc, za co mi dziękuje. Grace uśmiecha się i całuje mnie w policzek. Oczy jej błyszczą. Co ja takiego zrobiłam?
– Zaparzę nam herbatę – mówi głosem schrypniętym od powstrzymywanych łez.
Podchodzę powoli do Christiana, który stoi teraz, wyglądając przez drzwi balkonowe.
– Hej – mówię cicho.
– Hej. – Obejmuje mnie ramieniem w talii, przyciągając do siebie, a ja wsuwam dłoń w tylną kieszeń jego dżinsów. Przyglądamy się stukającym o szybę kroplom deszczu.
– Lepiej się czujesz?
Kiwam głową.
– To dobrze.
– Zdecydowanie wiesz, jak uciszyć wszystkich obecnych.
– Robię to na okrągło – mówi, uśmiechając się do mnie.
– W pracy owszem, ale nie tutaj.
– To prawda, tutaj nie.
– Nikt nigdy nie słyszał, jak śpiewasz? Nigdy?
– Wygląda na to, że nie – stwierdza cierpko. – Jedziemy?
Podnoszę na niego wzrok, próbując wybadać jego nastrój. Spojrzenie ma łagodne, ciepłe i lekko speszone. Postanawiam zmienić temat.
– Masz zamiar dać mi klapsy? – pytam szeptem i nagle w moim brzuchu pojawia się cała chmara motyli. A może to tego mi właśnie trzeba, to tego mi brakowało.
Przygląda mi się, a oczy mu ciemnieją.
– Nie chcę robić ci krzywdy, ale z ochotą się pobawię.
Oglądam się nerwowo za siebie, ale nikt nas nie słyszy.
– Tylko jeśli źle się pani zachowuje, pani Grey – mruczy mi do ucha.
Jak on to robi, że w jednym zdaniu kryje się taka zmysłowa obietnica?
– Zobaczę, co da się zrobić – odpowiadam z uśmiechem.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i idziemy w stronę samochodu.
– Proszę. – Christian rzuca mi kluczyki do R8. – Nie porysuj mi go – dodaje ze śmiertelną powagą – inaczej nieźle się wkurwię.
W ustach robi mi się sucho. Pozwala mi prowadzić swoje auto? Moja wewnętrzna bogini zakłada szybko skórzane rękawiczki i buty na płaskim obcasie. O tak! – woła.
– Jesteś pewny? – pytam oszołomiona.
– Tak i wsiadaj, zanim zmienię zdanie.
Chyba jeszcze nigdy nie uśmiechałam się tak szeroko. Christian przewraca oczami i otwiera przede mną drzwi od strony kierowcy. Wsiadam i przekręcam w stacyjce kluczyk, jeszcze zanim on zdąży obejść auto. Wskakuje szybko do środka.
– Taka chętna? – pyta z cierpkim uśmiechem.
– Bardzo.
Powoli wycofuję samochód i skręcam na podjazd. Silnik nie gaśnie, co mile mnie zaskakuje. O rany, ale czułe sprzęgło. Ostrożnie sunąc podjazdem, zerkam w lusterko wsteczne i widzę, jak Sawyer i Ryan wsiadają do audi SUV. Nie miałam pojęcia, że przyjechała z nami ochrona. Waham się chwilę przed wyjazdem na drogę.
– Jesteś tego pewny?
– Tak – odpowiada z napięciem Christian, a ja już wiem, że jest dokładnie na odwrót.
Och, mój biedny, biedny Szary. Chce mi się śmiać zarówno z niego, jak i z siebie, gdyż taka jestem zdenerwowana i podekscytowana. Trochę mam ochotę dla zabawy zgubić Sawyera i Ryana. Włączam się do ruchu. Christian kuli się z napięcia, a ja nie jestem w stanie się oprzeć. Droga przed nami jest pusta. Dodaję gazu i przyspieszamy gwałtownie.
– Hola! Ana! – woła Christian. – Zwolnij, bo nas pozabijasz.
Natychmiast zwalniam. A niech mnie, co za samochód!
– Sorki – mamroczę, kiepsko udając skruchę.
Christian uśmiecha się do mnie drwiąco. Chyba czuje ulgę.
– Cóż, to się kwalifikuje jako złe zachowanie – rzuca lekko, a ja zwalniam jeszcze bardziej.
Zerkam w lusterko wsteczne. Ani śladu audi SUV; za nami jedzie tylko jeden samochód z przyciemnianymi szybami. Wyobrażam sobie, jak Sawyer i Ryan gorączkowo próbują nas dogonić i z jakiegoś powodu przyprawia mnie to o dreszczyk emocji. Nie chcę jednak, aby mój kochany mąż dostał zawału, postanawiam więc być grzeczna. Spokojnie, coraz bardziej pewna siebie, jadę w stronę mostu 520.
Nagle Christian klnie pod nosem i z kieszeni dżinsów wydobywa BlackBerry.
– Słucham? – warczy gniewnie do osoby, która znajduje się na drugim końcu linii. – Nie – mówi i ogląda się. – Tak. Ona.
Rzucam spojrzenie w lusterko wsteczne, ale nie dostrzegam niczego dziwnego, jedynie kilka jadących za nami samochodów. SUV-a dzielą od nas jakieś cztery auta i wszyscy jedziemy w spokojnym tempie.
– Rozumiem – wzdycha Christian i pociera palcami czoło; emanuje z niego napięcie. Cholera, coś się musiało stać. – Tak… nie wiem. – Zerka na mnie i odsuwa telefon od ucha. – Wszystko w porządku. Jedź – mówi spokojnie, uśmiechając się do mnie, ale jego oczy pozostają poważne. Cholera! Czuję przypływ adrenaliny. – Na 520. Jak tylko dojedziemy… Tak… Dobrze.
Wsuwa aparat do uchwytu na desce rozdzielczej i włącza zestaw głośnomówiący.
– Co się dzieje, Christianie?
– Uważaj, jak jedziesz, skarbie – mówi miękko.
Kieruję się w stronę wjazdu na 520 w stronę Seattle. Kiedy zerkam na Christiana, widzę, że patrzy prosto przed siebie.
– Nie chcę, żebyś wpadła w panikę – mówi spokojnie. – Ale gdy tylko wjedziemy na 520, chcę, żebyś dodała gazu. Ktoś nas śledzi.
Śledzi! Jasna cholera. Serce podchodzi mi do gardła, swędzi mnie skóra na głowie, a oczy rozszerza panika. Kto nas śledzi?! Moje spojrzenie mknie ku lusterku wstecznemu i rzeczywiście, ciemny samochód, który widziałam wcześniej, nadal się nas trzyma. Kurwa! To ten? Przez przyciemnianą szybę zupełnie nie widać, kto siedzi za kierownicą.
– Patrz na drogę, skarbie – mówi łagodnie Christian. Nie używa tego zaczepnego tonu, jak w normalnych okolicznościach.
W duchu nakazuję sobie wziąć się w garść. Próbuję zdławić przerażenie, które ma ochotę mnie udusić. A jeśli osoba, która nas śledzi, jest uzbrojona? I chce skrzywdzić Christiana? Cholera! Dopada mnie fala mdłości.
– Skąd wiadomo, że ktoś nas śledzi? – Mój głos to świszczący szept.
– Ten dodge za nami ma fałszywe blachy.
Skąd on to wie?
Włączam kierunkowskaz,