Sabine Ebert

Marzenie znachorki


Скачать книгу

nosem, niezdarnie otarła rękawem łzy i wyswobodziła się z objęć brata. Znów spojrzała w stronę hrabiego Dytryka, który stał wystarczająco blisko, by usłyszeć jej odpowiedź.

      – Wasz brat chciał zabić mego ojczyma i matkę. Przeżyli straszliwe dni, lecz wbrew jakiejkolwiek nadziei udało im się uciec z więzienia. Wasza matka poprosiła, by się schronili w Turyngii. Mają się wstawić do landgrafa w waszej sprawie i poprosić, by udzielił wam wsparcia, na wypadek gdyby brat was zaatakował, czego wszyscy się obawiamy.

      – Widzę, że mamy pilne sprawy do omówienia – uznał Dytryk.

      Gestem przywołał do siebie dwóch podwładnych, mężczyznę z siwą brodą, który uroczyście podał mu powitalny kielich, i drugiego, chudego, około pięćdziesiątki, z ciemnobrązowymi włosami, który sądząc po doskonałym wyposażeniu, był zapewne dowódcą załogi zamku.

      – Życzycie sobie, by przygotowano wam kąpiel? – chciał wiedzieć siwobrody.

      Choć po długiej podróży wizja odpoczynku w ciepłej wodzie była niezwykle kusząca, to musiała trochę poczekać.

      – Chodźmy do mojej izby. Najpierw chcę się od was dowiedzieć, co ważnego się wydarzyło podczas mojej nieobecności. Mój rycerz i jego siostra będą nam towarzyszyć.

      Niewielka grupka przeszła przez dziedziniec i skierowała się w stronę pałacu, usytuowanego w samym środku skalnego wzniesienia. Po drodze kolejni ludzie klękali przed Dytrykiem na powitanie.

      Na wielu twarzach malowało się pytanie o mężczyzn, którzy razem z nim ruszyli na wyprawę do Ziemi Świętej. Jednakże tę kwestię wyjaśni później, gdy wszyscy zgromadzą się w głównej sali.

      – Mieszkacie tu pod własnym nazwiskiem? – zwrócił się szeptem do Klary.

      Rozmyślnie przy wszystkich nazwał ją „siostrą swojego rycerza”. Przed krucjatą rzecz jasna wspólnie rozważyli ewentualność, że będzie się musiała schronić w Weissenfels pod przybranym nazwiskiem, uciekając przed bratem hrabiego.

      – Jedynie wasz komendant zna me prawdziwe pochodzenie – powiedziała równie cicho. – Poradził, bym używała tutaj swego drugiego imienia. Maria. Pozostali wiedzą tylko, że jestem młodą wdową. Sądzą, że księżna Hedwiga przysłała mnie razem z dzieckiem, bym po śmierci małżonka znalazła spokój i odosobnienie.

      Jest wdową! I ma dziecko z Rajnhardem!

      Tomasz drgnął pod wpływem słów, które przed chwilą usłyszał. Jednocześnie umknęło jego uwadze, że Dytryk też z trudem się opanował, starając się nie zdradzić wyrazem twarzy swego poruszenia.

      Niepewność

      – Wasza wysokość, proszę, pozwólcie mi zadać pytanie – zaczął dowódca straży, gdy Dytryk wraz z najwyższymi rangą ludźmi z zamkowej załogi oraz z Tomaszem i Klarą znaleźli się w jego kwaterze. Pomieszczenie nie sprawiało wrażenia, jakby jego mieszkaniec kiedykolwiek wyjeżdżał. Działo się tak za sprawą pracowitej gospodyni albo też załoga zamku każdego dnia miała nadzieję na powrót pana i dlatego wszystko było przygotowane na jego przyjazd. Nawet ogień płonął w kominku, prawdziwe dobrodziejstwo dla przemoczonych kości. Na stole stał apetycznie pachnący chleb i szynka dla zaspokojenia pierwszego głodu, nim na dole służba zdąży przygotować właściwy posiłek. Lecz nikt po nic nie sięgał. Wszyscy byli zbyt podekscytowani, by jeść.

      – Wojownicy, którzy wyruszyli z wami do Ziemi Świętej…? – kontynuował chudy mężczyzna, do którego Dytryk się zwrócił, używając imienia Norbert. Na jego broni ani na ubraniu nie było najmniejszych ozdób, za to widać było ich doskonałą jakość. „Pozbawiony próżności i zapewne świetny wojownik” – pomyślał Tomasz, przyglądając się mężczyźnie.

      – Wszyscy polegli w drodze do Jerozolimy, w obronie Boga i prawdziwego krzyża, nawet jeśli nie udało nam się zdobyć Świętego Miasta i najważniejszej relikwii – odparł Dytryk z nieskrywaną goryczą. – Później, przy posiłku, złożymy im hołd i odprawimy za nich mszę.

      – Niech Bóg ma w opiece ich dusze! – wyszeptał Norbert i przeżegnał się.

      Później wziął głęboki oddech i znów się odezwał.

      – Wobec tego pilnie musimy przyjąć na służbę nowych żołnierzy. Wasza wysokość, macie tutaj tuzin rycerzy i tyleż samo niepasowanych uzbrojonych szlachciców, do tego dwa tuziny pieszych pachołków i łuczników, jak też tuzin ludzi pełniących straż. Ta ilość byłaby wystarczająca w czasach pokoju. Niemniej jednak wasza matka i zaufane źródła z Miśni, Freibergu i Eisenach donoszą, że wasz brat planuje przeciwko wam wyprawę wojenną. Nawet wcześniej wrócił z Włoch, gdzie był razem z cesarzem, by zaatakować zaraz po waszym powrocie.

      – Spichlerze są dobrze wypełnione – zapewnił siwobrody zarządca imieniem Gotfryd. – Przez dwa kolejne lata mieliśmy udane zbiory. W przypadku oblężenia wytrzymamy w zamku przez wiele tygodni.

      – Wśród giermków jest kilku, którzy świetnie sobie radzą i bez zastrzeżeń można byłoby ich pasować na rycerzy – ponownie odezwał się Norbert.

      – Najpierw należy rozesłać posłańców – rozkazał hrabia. – Do mojej matki, do naszych zaufanych ludzi w Marchii Miśnieńskiej, a szczególnie pilnie do Łukasza, do Eisenach. Musimy się przygotować na atak, a przede wszystkim trzeba się dowiedzieć, kiedy nasi przeciwnicy tu dotrą.

      – Czy mamy sprowadzić posiłki z Eisenbergu? – spytał chudy komendant zamku. To miejsce również należało do posiadłości Dytryka.

      – Nie możemy wycofywać stamtąd zbrojnych. Bardzo możliwe, że mój brat i tam zaatakuje – zdecydował Dytryk.

      „Zmienił się” – pomyślała Klara, obserwując spod spuszczonych rzęs mężczyznę, którego od dzieciństwa kochała, chociaż zawsze wiedziała, że była to miłość bez nadziei na spełnienie. Jego niegdyś ciemne włosy były teraz spłowiałe od słońca, rysy twarzy stały się twardsze, bardziej kanciaste… ślady wyrzeczeń i strat poniesionych na wojnie. „Wiem, że stał się niezwykle stanowczy, odkąd przynależy do rycerskiego stanu, ale nawet nie mrugnął okiem wobec potwornej wiadomości o wojnie, którą szykuje przeciwko niemu własny brat, nie bacząc na fakt, że dopiero wrócił z Ziemi Świętej. A może od dawna się z tym liczył? Wszak nie miał złudzeń, znał swego brata i wiedział, jaki był podstępny i nienasycony”.

      Dytryk, jakby odgadując myśli Klary, skierował na nią wzrok.

      – Opowiedzcie nam, co się wydarzyło w Miśni i we Freibergu.

      Poczuła się jak przyłapana na gorącym uczynku i musiała zebrać siły, by opowiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło po wyjeździe Dytryka. O ciągłych zmianach na zamku po uwięzieniu, a później zwolnieniu margrabiego Ottona, o osobliwym zachowaniu Albrechta, gdy jego ojciec leżał na łożu śmierci, oraz o tym, jak po powrocie z nadwornego zjazdu u króla otrzymał w lenno Marchię Miśnieńską i stracił wszelkie hamulce.

      – Z ołtarza kościoła pod Nuzzin zrabował trzy tysiące marek w srebrze, zarzucił memu mężowi zdradę, po czym własnoręcznie ściął mu głowę na oczach zgromadzonego dworu – mówiła urywanym głosem. – Następnie rozkazał ściąć Łukasza. W tym momencie wystąpiła moja matka i go przeklęła. Wasz brat rozkazał, by wtrącono ją do lochów razem z mym ojczymem i tak długo torturowano, aż odwoła, co powiedziała.

      W tym miejscu przerwała, bo głos utknął jej w gardle. Odchrząknęła, starając się odzyskać panowanie nad sobą, lecz daremnie. Ból dławił każde jej słowo.

      „Zmieniła