Sabine Ebert

Marzenie znachorki


Скачать книгу

okrucieństwo dotkliwie odczuli z mężem na własnej skórze.

      Jednakże Łukasz znał żonę wystarczająco dobrze, by nie skupiać się jedynie na wyglądaniu posłańców. Marta nie spała pół nocy, najpewniej musiała mieć przeczucie lub sen, albo jakiś wewnętrzny głos podpowiedział jej, że coś się ruszyło. Gdyby nie jego zobowiązania na dworze landgrafa Turyngii, który po ich ucieczce z Miśni przyjął ich na służbę, od dawna byliby oboje w Weissenfels i mogliby podjąć jakieś działania, zamiast tracić na miejscu czas, który mógł się okazać bezcenny.

      Marta nie odpowiedziała, tylko wplotła w koniec warkocza zieloną wstążkę, a następnie sięgnęła po welon, który jako zamężna niewiasta nosiła zgodnie ze zwyczajem. Nakryła włosy delikatną lnianą tkaniną, nałożyła fillet i w miedzianym lustrze uważnie sprawdziła efekt. Jako żona rycerza miała prawo do usług pokojówki, ale zaraz po pytaniu Łukasza odesłała dziewczynę. O tych sprawach nie mogli rozmawiać przy świadkach.

      Potrzebowała trochę czasu, nim zebrała się na odpowiedź. Tak, przez pół nocy czuwała, rozważała i zajrzała głęboko do swego wnętrza. Niemniej jednak Łukasz pokładał w jej zdolnościach o wiele większą wiarę niż ona sama.

      Od chwili, gdy jako trzynastoletnia dziewczyna musiała uciekać ze swej położonej we Frankonii wioski, nie zabierając nic poza tym, co miała na sobie, a później przyłączyła się do pochodu osadników zmierzających do Marchii Miśnieńskiej, w jej życiu często zdarzały się momenty, gdy oczyma duszy widziała przyszłość albo chociaż jej cząstkę niby rozwiniętą wstęgę. Jednakże nadal coś w jej wnętrzu nie pozwalało jej bezkrytycznie przyjmować owych wizji za dobrą monetę. Przecież nie wiedziała, skąd się brały. Może się myliła.

      – Chciałabym mieć pewność – powiedziała cicho, patrząc w niebieskie oczy Łukasza. – Czyż nie nazbyt zuchwałym byłoby uwierzyć, że się poznało, a może nawet przejrzało Boski plan, że wie się więcej od innych?

      Nie mówiąc już o tym, jakie niebezpieczeństwo można było sprowadzić na swoją głowę, gdyby inni się o tym dowiedzieli. Jako znachorka i akuszerka i tak budziła w ludziach zbyt wiele nieufności, mimo że była teraz żoną rycerza. Niewiasta nie powinna ściągać na siebie uwagi, mogło się to bowiem wiązać z niebezpieczeństwem.

      Łukasz uniósł brwi z lekką drwiną.

      – Ileż razy twoje przeczucia się sprawdzały? O ile pamiętam, niemal zawsze, prawda?

      „Nie zawsze – pomyślała Marta z niepokojem. – Zawiodły wtedy, gdy przed dwoma laty ryzykowałeś życie, by uchronić Freiberg od wojny. Widziałam w duszy, jak ktoś niesie twą odciętą głowę niczym trofeum, chociaż nic ci o tym nie powiedziałam. Ale zapewne strach o ciebie przywołał w mej duszy ten przerażający obraz. Przeżyłeś, Wszechmogącemu i Najświętszej Marii Pannie niech będą za to dzięki. Nie zniosłabym straty jeszcze jednego męża”.

      – Tak, jeszcze dziś powinniśmy wyruszyć do Weissenfels – odezwała się wreszcie.

      Później wzięła głęboki oddech i jej głos stał się o wiele bardziej zdecydowany.

      – Musisz uczynić wszystko, by dostać od landgrafa pozwolenie.

      – I pewnie cię nie przekonam, żebyś zrezygnowała z podróży? – upewnił się. – Niewykluczone, że pojadę w sam środek wojny albo oblężenia. Wolałbym, żebyś została.

      – Dla nas obojga nie ma bezpiecznego miejsca, dobrze wiesz – odparła.

      Ujęła prawą dłoń męża i przytuliła do swojego policzka.

      – Lepiej się czuję, gdy jesteś w pobliżu.

      Nie spierał się z nią, bo powiedziała dokładnie to, co każdy rycerz pragnąłby usłyszeć od damy swego serca. Podszedł bliżej i zamknął ją w objęciach. Tylko na krótką chwilę. Hałasy dobiegające z dziedzińca świadczyły o tym, że większość mieszkańców zamku była już na nogach.

      Z żalem oderwał się od niej, choć najchętniej pociągnąłby ją z powrotem do łoża.

      – Chodź, nie możemy opuścić porannego nabożeństwa. W rzeczy samej potrzeba nam Bożego wsparcia i pomocy wszystkich świętych, żeby zmienić nastawienie landgrafa – dorzucił z charakterystyczną dlań nutką żartobliwej drwiny.

      Nim skończył mówić, najchętniej cofnąłby od razu ostatnie słowa. Marta w pierwszej kolejności będzie prosiła Boga o szczęśliwy powrót syna, o spotkanie z Tomaszem i Rolandem, jedynym synem ich przyjaciela Rajmunda. On zaś sam powinien raczej błagać Wszechmogącego o wsparcie w nadchodzących walkach.

      Łukaszowi nie bardzo się spodobało, gdy landgraf Turyngii wyraził gotowość udzielenia pomocy panu sąsiedniego Weissenfels jedynie pod pewnym szczególnym warunkiem. Postanowił zatem, że właśnie tej kwestii poświęci swą poranną modlitwę, pomijając na razie własne powodzenie w bitwie.

      Natomiast myśli Marty wciąż krążyły wokół jednego punktu, o którym wolała Łukaszowi nie wspominać.

      Była pewna, że to, co się teraz stanie, zapoczątkuje długi łańcuch wydarzeń, które okażą się decydujące dla każdego z nich. Przeważą szalę wszystkiego, o co walczyli i za co zginął jej ukochany Chrystian. Czy nadzieja osadników na nową, lepszą przyszłość kiedykolwiek się ziści? A może trudne czasy będą trwały na wieki? Gdzieś w głębi jej duszy zakiełkowało przeczucie, że tym razem może zapłacić za to najwyższą cenę.

      W trzydziestym siódmym roku życia miała za sobą wiele doświadczeń, uniknęła tylu śmiertelnych niebezpieczeństw, tyle wycierpiała, iż już sama okoliczność, że wciąż żyła i miała się dobrze, graniczyła niemal z cudem. Bywała w tak głębokiej rozpaczy, że pragnęła śmierci. Czy teraz, gdy wreszcie nadejdzie, potrafi ją przyjąć z dostatecznym spokojem? A może zależało jej na życiu bardziej, niż sądziła?

      Po porannej mszy widok nieba pogłębił niepokój Łukasza. Nad Wartburgiem gromadziły się chmury i wyglądało na to, że po drugiej stronie doliny zaczęło padać. Landgraf wybierał się na polowanie, więc pogoda nie wpłynie dobrze na jego humor i pewnie nie nastroi go pozytywnie do jakichkolwiek kompromisów.

      Ale najwidoczniej książę nie odwołał jeszcze rozkazu do wyjazdu. Łukasz i Marta szli przez długi, wąski dziedziniec, kierując się do okazałej sali, w której książę i jego rycerze jadali posiłki. Po drodze minęli stajennych, którzy szczotkowali i siodłali konie na polowanie.

      Zatem powinni się pospieszyć, jeśli chcieli porozmawiać z Hermanem przed jego odjazdem.

      – Przez pół ranka łamię sobie głowę, jak mam uzasadnić swoją prośbę – wyznał Łukasz.

      Niestety nie mógł się powołać na przeczucie swej jasnowidzącej żony.

      Marta zatrzymała się na chwilę. Później zerknęła na bramę, a Łukasz popatrzył za jej wzrokiem. Gdyby kiedykolwiek miał wątpliwości dotyczące widzeń żony, to właśnie w tej chwili musiałyby się one rozwiać. Wszak znał mężczyznę, który długimi krokami zmierzał w ich kierunku. Wito, jeden z pachołków jego przyjaciela Rajmunda z Muldental, najodważniejszy i najszybszy jeździec w jego służbie. Najwidoczniej nocował w mieście i ruszył w drogę wraz z nastaniem świtu.

      Łukasz w napięciu ruszył mu naprzeciw.

      – Przynosisz ważne wiadomości?

      Młody posłaniec skinął bez słowa i nieufnie rozejrzał się wokoło. Widać było po nim zmęczenie, a minę miał posępną jak nigdy. Może nawet jechał przez całą noc? Jego jasnobrązowe włosy były mokre od potu, a twarz pokrywał mu świeży zarost. Odległość