który z takim trudem udało jej się odnaleźć.
Dytryk odzyskał panowanie nad sobą, oparł na plecach zdradziecką rękę, która wciąż wyrywała się do przodu, i odchrząknął, by ujarzmić drżący głos, a następnie zwrócił się do niej:
– Wy i wasza córka pozostaniecie pod moją opieką tak długo, póki będę żył – powiedział z pewnością siebie.
Klara podziękowała skinieniem głowy, następnie skłoniła się i wyszła z komnaty.
Po nocy z niewielką ilością snu Tomasz otrzymał od Dytryka rozkaz, by wraz z Norbertem, komendantem zamku, wybrał spośród starszych giermków tych, którzy dojrzeli do rycerskiego pasowania. Zatem zwołali młodzieńców na dziedziniec. Na szczęście deszcz przestał padać, chociaż nawet oberwanie chmury nie powstrzymałoby ich przed realizacją planowanego przedsięwzięcia. Następnie wszyscy razem wyruszyli na ćwiczebną łąkę położoną poniżej zamku. Na placu były przygotowane turniejowe szranki, słomiane kukły, w które mieli trafiać lancami, oraz drewniane pale sięgające mężczyznom do pasa, służące do ćwiczenia walki w siodle.
Na początek Tomasz chciał się przekonać, jak chłopcy radzą sobie w walce na miecze. Każdy z nich bardzo pragnął się pokazać przed młodym rycerzem, który wyruszył na wyprawę z cesarzem Fryderykiem Staufem, by odzyskać Jerozolimę, i walczył na Wschodzie z Saracenami. Ale mogli się starać, jak chcieli, a w oczach Tomasza i tak żaden z nich nie znalazł przychylności.
– Za słabo… za wolno… zbyt niezręcznie – oceniał ich kolejne wysiłki. Wiedział, że był niesprawiedliwy, że trud większości z nich zasługiwał na uznanie. Norbert i jego ludzie twardo i dobrze ich szkolili.
Ale wciąż miał przed oczami giermków poległych na krucjacie. Nie był w stanie zapobiec ich śmierci. Marnie skończyli, strawieni przez zarazy, zadźgani, część padła z głodu. A ci być może za kilka dni staną do walki z krwawym margrabią miśnieńskim. Nie chciał patrzyć na śmierć tych młodzieńców, którzy wlepiali w niego pełen uwielbienia wzrok, gdy któremuś z nich jednym gestem wytrącał z ręki broń i powalał na ziemię. Tak jak widział śmierć Ruperta, swojego giermka.
– Macie zaiste kiepski humor jak na bohatera – odezwała się doń jedna z kobiet, które przyszły za nimi na łąkę, by przyglądać się spektaklowi. Bez wątpienia była najładniejsza ze wszystkich, z jasnymi włosami i błyszczącymi niebieskimi oczami, chociaż może nieco starsza od niego. Teraz zaczęła się nawet do niego uśmiechać.
– Niewiele bohaterstwa potrzeba, by pół roku przeleżeć w błocie, oblegając miasto, którego nie da się zdobyć – odparł szorstko.
– Czy nadmierną skromnością staracie się zrekompensować zły nastrój, mój bohaterze? – odcięła się rezolutnie. Otaczające ją dziewczęta zachichotały, po czym odwróciły się i z ociąganiem ruszyły w stronę zamku.
Tomasz się zastanawiał, czy tutejsze zwyczaje przewidują, by niewiasty przyglądały się bojowym ćwiczeniom giermków. Nie przyszło mu do głowy, że zjawiły się jedynie po to, by na niego popatrzeć, i potajemnie zaczęły się już przekomarzać, która zdoła ściągnąć na siebie jego przychylne spojrzenie. Tak wielu mężczyzn nie wróciło z Ziemi Świętej, że w Weissenfels był teraz nadmiar młodych wdów i młodziutkich dziewek pozbawionych ojców.
Wrócili z łąki z powrotem na górę do zamku i Tomasz przekazał giermków Norbertowi, rzucając przy tym jakąś mrukliwą uwagę. Zauważył, że młoda kobieta zaczaiła się na niego przy stajniach.
– Zdaje się, że w ciężkich czasach spędzonych na wojnie zbyt długo musieliście sobie odmawiać ziemskich rozkoszy – rzuciła z uśmiechem. – Jednakowoż teraz może być inaczej.
Wyciągnęła rękę, chcąc dotknąć jego twarzy. Chwycił ją za nadgarstek i odsunął od siebie.
– Nie wiecie, o czym mówicie. I nie macie pojęcia, w co się wdajecie – odparł szorstko.
Jakże prostacka i odpychająca była jej propozycja, sam do siebie poczuł wstręt.
Choć jednak sam też się zastanawiał, jak by to było, gdyby po wszystkich wyrzeczeniach ostatnich dwóch lat, którym nieodłącznie towarzyszyła śmierć, posiadł kobietę, dotykał jej piersi, rozchylił uda i z całej siły się w nią wdarł.
Poczuł wstyd na samą myśl o tym. Wszak jego przyjacielowi i wszystkim pozostałym towarzyszom, którzy stracili życie na Wschodzie, nigdy już nie będzie dane pieścić żadnej niewiasty.
Do tego ta gęś niemająca najmniejszego pojęcia o koszmarnych przeżyciach, jakie na obczyźnie stały się jego udziałem, wydała mu się bardziej obca od wszystkich Saracenów razem wziętych, których języka ani obyczajów nie rozumiał ani na jotę.
Krzyknęła lekko, ponieważ boleśnie ją ścisnął, ale szybko przezwyciężyła strach i zrobiła nadąsaną minę.
– Wobec tego pokażcie mi, w co mogę się z wami wdać!
Później Tomasz nie potrafił powiedzieć, jak się tam znalazł, ale młoda kobieta zdecydowanym ruchem pociągnęła go za sobą do niedużej izdebki i nim się zorientował, objęła go ramionami za szyję i zaczęła całować.
Ochoczo osunęła się na łóżko i przyciągnęła go do siebie. Nie tracił czasu na to, żeby ją rozebrać, tylko podciągnął do góry spódnicę, uwolnił swój członek z portek i wszedł w nią gwałtownym pchnięciem.
W tak pozbawiony miłości sposób jeszcze nigdy nie posiadł żadnej niewiasty. Zamiast przyjemności czy ulgi ogarnął go taki sam gniew jak dzień wcześniej, kiedy obciął głowę tamtemu zbirowi. Gdy skończył, poczuł do siebie pogardę za to, co przed chwilą uczynił.
– Nigdy więcej tego nie próbuj! – krzyknął na kobietę, mocując na powrót nogawice do pasa. Następnie odwrócił się na pięcie i odszedł bez słowa.
W pustym korytarzu rozglądał się za jakimś odosobnionym miejscem, w którym mógłby znaleźć przynajmniej kilka chwil spokoju. Był zbyt wzburzony, by się teraz z kimś spotkać. Wreszcie wsunął się w kąt za belką, schował głowę w ramionach i starał się pohamować łzy, wszystkie te niewypłakane łzy wściekłości z powodu śmierci towarzyszy, świadomości, że zostali zdradzeni przez nadętych królów i pozostawieni samym sobie, oburzenia na cierpienia, które spotkały jego rodziców i siostrę.
Postradał ojczyznę i przyjaciół, a teraz jeszcze szacunek do samego siebie, przed chwilą bowiem całkowicie stracił panowanie nad sobą.
Z melancholią wspomniał chwilę, gdy ostatni raz był z kobietą, a może było to jedynie urojenie z gorączki… Szczupła, delikatna twarz okolona czarnymi włosami, przyjazny głos, mówiący językiem, którego nie rozumiał. Ale jej oczy powiedziały mu, co miała na myśli: prosiła, by wrócił do życia. Bez wątpienia była zielarką, miała badawcze spojrzenie, które wnikało w głąb duszy, identyczne jak jego matka i siostra. Jej delikatny dotyk przywołał w nim głęboko ukryte uczucia. Później poczuł się wolny.
Lecz teraz czuł jedynie wstyd.
Na zamku Wartburg w Eisenach
– Przez pół nocy nie spałaś. Co się dzieje? – spytał Łukasz żonę, narzucając na siebie bliaud4.
Nie powinni się spóźnić na poranną mszę, ale ta sprawa była dla niego ważna.
– Czy nadszedł już czas?
Nie spuszczał z niej oka i bacznie przyglądał się jej twarzy, jednocześnie wprawnym ruchem założył pas i przewlekł rzemienie