na pogawędki z Anatolijem i z ulgą przyjęła fakt, że ten zamiast rozmawiać z nią, włączył trzeszczące radio i zaczął pilnie wsłuchiwać się w wiadomości z frontu.
Ewa powróciła do swojego pokoju późnym popołudniem. Sądziła, że Paweł będzie zadawał jej pytania, mówił, jak bardzo martwił się o nią, a wreszcie oczekiwała jakichś przeprosin albo chociażby gestów pojednania z jego strony. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Paweł milczał i dopiero gdy wychodził, by powrócić do ambulatorium, usłyszała ciche: „dobranoc”.
4. Jungijul, 1942
Gabriela tak bardzo ucieszyła się, gdy w końcu, po wielu miesiącach, dotarł do niej list od Klary. Była niemal pewna, że niebawem siostra do niej dołączy, a dzięki temu ona przestanie czuć się taka osamotniona. Po trosze stało się tak, bo sprowokowała los, sądząc, iż nie ma takiego czynu, którego Błażej by jej nie wybaczył. Nawet nie wiedziała, dlaczego wówczas tak się zachowała i po co uwodziła jakiegoś oficera, a potem pozwoliła, by ją pocałował. Nie miała pojęcia, skąd wzięły się te jej wszystkie dziwne zachowania. Przecież powrotu do przeszłości i do młodzieńczych wygłupów już nie było. Być może cała sytuacja ją przerosła. Z jednej strony wciąż zakochana była w Hubercie, z drugiej – zaczynało się w niej budzić uczucie do tego gówniarza, Błażeja. Co prawda chłopak stał się już mężczyzną, i to nie byle jakim, ale jakże mogła to wszystko poukładać w swoim sercu? Nie umiała pogodzić tych dwóch światów. W jednym istniał Hubert Morawiński i ich wielka, pełna namiętności miłość. W drugim, tym obecnym, istniał Błażej. Flirty z innymi, prawie obcymi mężczyznami, a nawet gorące pocałunki z nimi stanowiły bezpieczną rozrywkę, bowiem nie wywoływały podobnych dylematów.
Schowała list do kieszeni swetra i pobiegła na łąkę, by przeczytać go w ciszy i spokoju. Nie chciała tego robić w namiocie, gdzie wciąż ktoś się kręcił, a już najbardziej pragnęła uniknąć spotkania z Błażejem. On także starał się trzymać z dala od niej, nawet na nią nie patrzył, ale tym razem to Gabriela nie chciała znaleźć się w jego pobliżu. Pragnęła najpierw przeżyć swoją radość sama. Nigdy nie sądziła, że perspektywa spotkania z siostrą będzie dla niej taka radosna. Niespecjalnie się lubiły i wiecznie dochodziło między nimi do spięć, a jednak bardzo przeżyła rozstanie z nią. Może dlatego, że zostały same. Ich rodzina nagle się rozpadła. Ojciec zaginął bez wieści, matka zmarła, a siostra pozostała w Kazachstanie. Gabriela miała nadzieję, że już niedługo.
Nerwowo rozerwała kopertę i zaczęła zachłannie czytać list od Klary. I chwilę potem pożałowała, że w ogóle go dostała. Dopóki nie miała żadnych wiadomości od siostry, mogła mieć złudzenia, że nie wszystko stracone i spotkają się gdzieś w drodze. A może już za granicą. Tymczasem Klara napisała jej, że nie wyjedzie z Modrogo Sada, ponieważ jest w ciąży. Dodała również, iż ucieczka w takim stanie nie jest możliwa, a gdy dziecko przyjdzie na świat, Ajdar nigdy nie pozwoli jej odejść.
Reszta wiadomości interesowała Gabrielę w stopniu umiarkowanym. Może gdyby istniała szansa, że niedługo zobaczy siostrę, bardziej przejęłaby się losem Morawińskich czy Pieczarkowskich, ale w tej sytuacji nie obchodziło jej już nic. Straciła rodziców, Huberta, siostrę i Błażeja. Została sama. Niekochana przez nikogo. Jej los też już nikogo nie obchodził. Wokół niej był wielki, niemal bezkresny świat, a ona pośrodku niego sama jak palec. Ojciec powtarzał jej zawsze, że trzeba być dzielnym i nie poddawać się. Starała się. Upadała i podnosiła się. Ani razu, nawet gdy Mańko ją zgwałcił, ani wówczas, gdy marzła czy głodowała, nie poddała się. A teraz poczuła, jakby doszła do ściany i nie miała już siły, by walczyć. Ani płakać.
Wróciła do namiotu. W środku siedziały mała Nela i Apolonia, która od kilku dni nie przestawała łkać, bo okazało się, że jej wyjazd ze Związku Radzieckiego nie jest taki pewny. Ryszewska też została sama na świecie i zapewne dlatego stała się taką nieznośną dziwaczką. Pani Zawiślańska chyba tylko z tego powodu ją tolerowała. A może litowała się nad nią, bo przecież podstarzała diwa umarłaby z głodu, gdyby sama musiała o siebie zadbać. Ona nie chciała litości. Tylko co z tego, jeśli już nie było nikogo, kto chciałby się nad nią litować…
Gabriela schowała list do swojej zniszczonej walizki i nagle stwierdziła, że nie wytrzyma już ani chwili dłużej. Chwyciła za jeden z tobołków i rzuciła go w kąt namiotu. Po chwili przewróciła wszystkie wolne prycze, skotłowała koce i też cisnęła nimi o ziemię. Demolowała wszystko i z takim zapamiętaniem, że ani Apolonia, ani też Nela nie ośmieliły się odezwać. Dziewczynka jedynie przemknęła na pryczę Ryszewskiej i przytuliła się do niej, bo przestraszyła się Gabrieli Kąckiej i jej napadu szaleństwa.
W pewnym momencie Gabriela stanęła nieruchomo pośrodku namiotu i powiodła błędnym wzrokiem po pobojowisku. Odgarnęła z czoła grzywkę i powiedziała cicho:
– Jak ja nienawidzę swojego życia. Co ja takiego zrobiłam, że spada na mnie wszystko, co najgorsze? No co?!
Apolonia i Nela nadal milczały, bo nie były pewne, czy owo pytanie panna Kącka kieruje w stronę siły wyższej, czy do nich. Ona chyba sama nie wiedziała, od kogo powinna oczekiwać odpowiedzi. Zakryła twarz rękoma, załkała cicho, po czym wyszła z namiotu.
Biegła przed siebie, nie zważając na to, że potrąca ludzi albo wystawione przed namioty tobołki. Nie słyszała, gdy za nią krzyczano, tylko biegła co tchu przed siebie, jakby chciała dotrzeć gdzieś, gdzie odnajdzie spokój ducha i zagłuszy ogromną tęsknotę za dawnym życiem i ludźmi, których kochała.
W pewnym momencie poczuła zmęczenie i już nie mogła złapać oddechu, więc zatrzymała się, z trudem łapiąc powietrze. Kiedyś mogła biegać szybciej i dłużej, ale i jej organizm odczuł trudy życia w ostatnim czasie. Ale ona już nie chciała żyć. Coś się skończyło i poczuła, że przekroczyła granicę, za którą była jedynie pustka. Zaczęła nerwowo rozglądać się wokół siebie. Gdyby miała przed sobą jezioro, poszłaby i utopiła się. Jeśli posiadałaby nóż, podcięłaby sobie żyły. Jej wzrok padł na okazałe drzewo, ale nie miała sznurka, by zadzierzgnąć go sobie na szyi. Pomyślała o pistolecie. Na pewno oficerowie takimi dysponowali. Gdyby tak uwiodła któregoś, mogłaby ukraść mu broń i skończyć ze sobą. Myśli o samobójstwie wirowały jej w głowie jak szalona karuzela, zawładnęły nią całkowicie. Właściwie była zdecydowana na ten akt. I gdyby w tym momencie miała taką możliwość, jej żywot dobiegłby końca.
Poczuła na ramieniu czyjąś dłoń i odwróciła się gwałtownie. Przed nią stał Błażej. Nie potrafiła nic wyczytać z jego spojrzenia. Wciąż było chłodne. A może jedynie obojętne.
– Co ty wyprawiasz? – zapytał dość łagodnie. – Namiot zdemolowany jak po libacji w traktierni, a Nelka powiada, żeś zwariowała.
– Posprzątam – mruknęła.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
Gabriela strąciła z ramienia dłoń chłopaka i odsunęła się od niego.
– Chcesz wiedzieć dlaczego?! – krzyknęła. – Po co? Przecież dla ciebie wszystko jest takie proste. Takie czarno-białe. Dobro i zło, i nic pomiędzy. Święty Błażej Piotrowski.
– Dlaczego tak mówisz?
– Bo mnie ciągle osądzasz! – znowu ryknęła Gabriela, chociaż wiedziała, że to nie jest do końca prawda.
Z reguły akceptował jej zachowania. Tylko dwa razy okazał niezadowolenie i ten drugi był ostatnim. A może rozzłościła się, że przerwał jej słodkie rozmyślania o popełnieniu samobójstwa?
Błażej