E L James

Mister


Скачать книгу

To się musi skończyć. – Całuję ją w czoło.

      – Dlaczego?

      – Wiesz dlaczego.

      Twarz jej się marszczy, a do oczu napływają łzy, gdy uwalnia się z moich rąk.

      Jęczę.

      – Nie. Proszę, nie płacz. – Biorę ją z powrotem w objęcia. – Nie możemy już tego robić.

      Od kiedy to skrupuły powstrzymują mnie przed bzykaniem?

      Miałem dzisiaj wyjść i znaleźć sobie chętną, namiętną kobietę.

      – Czy to dlatego, że kogoś poznałeś?

      – Nie.

      Tak.

      W KTÓRYMŚ MOMENCIE NOCY materac się ugina, a Caroline wchodzi do łóżka i kładzie się obok mnie. Czując ulgę, że mam na sobie spodnie od piżamy, biorę ją w ramiona.

      – Maxim – szepcze i słyszę w jej głosie zachętę.

      – Idź spać – mamroczę i zamykam oczy.

      Nie ma dla mnie znaczenia to, że była żoną mojego brata. Jest moją najlepszą przyjaciółką i kobietą, która zna mnie jak nikt inny. Znajduję pocieszenie w cieple jej ciała, tak jak ona opłakuję Kita – ale pieprzyć się z nią już więcej nie będę.

      Nie. Koniec z tym.

      Kładzie głowę na mojej piersi, a ja całuję jej włosy i natychmiast zasypiam.

      ROZDZIAŁ SZÓSTY

      ALESSIA NIE JEST w stanie zapanować nad podnieceniem. Ściska parasol i wchodzi do jego mieszkania. Dziś jest zadowolona, że alarm się nie odzywa.

      On tu jest!

      W nocy na swym wąskim łóżku znów o nim śniła – o jego malachitowych oczach, promiennym uśmiechu i tej wyrazistej twarzy, kiedy pochłonięty muzyką grał na fortepianie. Obudziła się zdyszana i przepełniona pożądaniem. Gdy go ostatnio widziała, był tak dobry, że pożyczył jej parasol, który nie pozwolił jej zmoknąć w drodze do domu i przez cały wczorajszy dzień. Niewiele zaznała dobroci, odkąd przyjechała do Londynu, oczywiście z wyjątkiem tej, której doświadczyła od Magdy, więc jego gest znaczył naprawdę wiele. W przedpokoju zdejmuje buty z cholewkami i zostawia parasol, po czym spieszy przez kuchnię. Nie może się doczekać, żeby go zobaczyć.

      Staje w progu.

      O nie!

      W kuchni stoi kobieta ubrana tylko w męską koszulę – jego koszulę – i robi kawę. Podnosi wzrok i posyła Alessii zdawkowy, lecz ciepły uśmiech. Alessia odzyskuje zdolność ruchu i idzie przez kuchnię do pralni ze spuszczoną głową i w szoku.

      – Dzień dobry – mówi kobieta.

      Wygląda, jakby dopiero co wstała z łóżka.

      Z jego łóżka?

      – Dzień dobry pani – mruczy pod nosem Alessia, kiedy ją mija.

      Wszedłszy do pralni, stoi przez chwilę, usiłując ogarnąć myślą ten druzgocący zwrot wydarzeń.

      Kim jest ta kobieta o wielkich niebieskich oczach?

      Dlaczego ma na sobie jego koszulę? Koszulę, którą nie dalej jak w zeszłym tygodniu Alessia sama wyprasowała…

      Ta kobieta z nim jest. Na pewno. Inaczej dlaczego snułaby się po mieszkaniu w jego koszuli? Musi ją z nim łączyć coś bardzo intymnego.

      Intymnego.

      Oczywiście, że kogoś ma. Kogoś pięknego.

      Takiego jak on.

      Marzenia Alessii legły w gruzach. Twarz jej chmurnieje, a serce ściska rozczarowanie. Wzdychając, zdejmuje czapkę, rękawiczki i kurtkę i zakłada fartuch.

      Czego się spodziewała? On nigdy się nią nie zainteresuje – jest tylko jego sprzątaczką. Dlaczego miałby jej pragnąć?

      Maleńka bańka radości, z którą obudziła się tego ranka – pierwsza od bardzo dawna – pękła. Alessia zakłada tenisówki i rozstawia deskę do prasowania. Wcześniejsze podekscytowanie staje się mglistym wspomnieniem po tym, jak musiała stawić czoło rzeczywistości. Wyjmuje z suszarki jego wyprane rzeczy i wrzuca do kosza. Tu jest jej miejsce. Do tego została wychowana: do prowadzenia domu i dbania o mężczyznę.

      Nadal może go podziwiać z daleka, tak jak to robi, odkąd zobaczyła go nagiego na łóżku. Przed tym nic jej nie może powstrzymać.

      Zniechęcona wypuszcza głośno powietrze i uzupełnia wodę w żelazku.

      Alessia stoi w drzwiach. Zjawa w błękicie.

      POWOLI ŚCIĄGA CHUSTKĘ i uwalnia kołyszący się warkocz.

      Rozpuść dla mnie włosy.

      Uśmiecha się.

      Wejdź. Połóż się przy mnie. Pragnę cię.

      Ale ona się odwraca i jest w moim salonie. Pucuje fortepian. Wpatruje się w moje nuty.

      Ma na sobie tylko różowe majtki.

      Wyciągam rękę, żeby jej dotknąć, ale znika.

      Stoi w przedpokoju. Ma wielkie oczy. Ściska miotłę.

      Jest naga.

      Ma długie nogi. Chcę, żeby oplotła mnie nimi w pasie.

      – Zrobiłam ci kawę – szepcze Caroline.

      Jęczę, nie chcąc się obudzić. Znacznej części mojego ciała też podobał się ten sen. Na szczęście leżę na brzuchu, więc mój członek wciska się w materac, ukryty przed wzrokiem mojej bratowej.

      – Nie masz nic do jedzenia. Pójdziemy gdzieś na śniadanie czy mam polecić pani Blake, żeby nam coś przyniosła?

      Znowu jęczę, czym próbuję dać do zrozumienia, żeby się odpieprzyła i dała mi spokój. Ale Caroline jest uparta.

      – Poznałam twoją nową dochodzącą. Jest bardzo młoda. Co się stało z Krystyną?

      O cholera! Alessia tu jest?

      Przewracam się i widzę, że Caroline siedzi na brzegu łóżka.

      – Chcesz, żebym z powrotem tu wskoczyła? – pyta ze wstydliwym uśmiechem, kiwając głową w stronę poduszki.

      – Nie – odpowiadam, patrząc na nią, piękną, lecz w nieładzie. – Robiłaś kawę w takim stroju?

      – Tak – marszczy brwi. – A co? Nie podoba ci się moje ciało? Czy jesteś wkurzony, że założyłam twoją koszulę?

      Znajduję w sobie dość przyzwoitości, by się roześmiać, wyciągam rękę i ściskam jej dłoń.

      – Twoje ciało spodobałoby się każdemu, Caro. Przecież wiesz.

      Ale Alessia wyciągnie błędne wnioski…

      W mordę. Dlaczego mnie to obchodzi?

      Caroline wykrzywia usta w ironicznym uśmiechu.

      – Ale ty go nie chcesz – mówi cichszym nagle głosem. – Czy to dlatego, że kogoś poznałeś?

      – Caro. Proszę. Nie mówmy już o tym. Nie możemy. Poza tym wspominałaś, że masz okres.

      – Morze Czerwone wcześniej jakoś nie było dla ciebie problemem –