E L James

Mister


Скачать книгу

się zaskoczona.

      – Litery? Liczby?

      – Nie. Tylko muzykę.

      – Wow. To naprawdę coś. – Uśmiecham się do niej. – Mówiłem wtedy poważnie. Możesz korzystać z mojego fortepianu, kiedy tylko chcesz. Uwielbiam słuchać, jak grasz.

      Uśmiecha się do mnie w tak cudowny sposób, że odczuwam to aż w kroczu.

      – Okej – szepcze. – Lubię grać na pana fortepianie.

      – A ja lubię słuchać. – Odwzajemniam uśmiech i zapadamy w przyjemne milczenie.

      CZTERDZIEŚCI MINUT PÓŹNIEJ skręcam w ślepy zaułek w Brentford i zatrzymujemy się pod skromnym bliźniakiem. Zapadła już noc, ale w salonie ktoś odsuwa zasłonę i w świetle ulicznej latarni wyraźnie widać twarz młodego człowieka.

      Jej facet?

      Cholera. Muszę wiedzieć.

      – To twój chłopak? – pytam, a serce zaczyna mi łomotać tak, że aż huczy mi w uszach, gdy czekam na jej odpowiedź.

      Śmieje się łagodnym, dźwięcznym śmiechem, który sprawia, że się uśmiecham. Po raz pierwszy słyszę, jak się śmieje, i chcę to usłyszeć znowu… i znowu.

      – Nie. To Michał, syn Magdy. Ma czternaście lat.

      – Och. Wysoki jest!

      – Tak. – Jej twarz się rozpromienia, a ja natychmiast czuję ukłucie zazdrości. Najwyraźniej go lubi. – To dom Magdy.

      – Rozumiem. To twoja przyjaciółka?

      – Tak. Jest przyjaciółką mojej matki. Piszą do siebie listy. Jak wy to nazywacie? Pen friends.

      – Nie wiedziałem, że ktoś to jeszcze robi. A odwiedzają się?

      – Nie. – Alessia zaciska usta i zaczyna wpatrywać się w swoje paznokcie. – Dziękuję, że odwiózł mnie pan do domu – szepcze, żeby zakończyć rozmowę.

      – Cała przyjemność po mojej stronie, Alessio. Przepraszam za dziś rano. Nie miałem zamiaru tak się na ciebie rzucić.

      – Rzucić?

      – Hm… Skoczyć. Jak kot.

      Znowu się śmieje, jej twarz promienieje pięknem.

      Mógłbym przyzwyczaić się do tego dźwięku.

      – Coś się panu śniło – stwierdza.

      Ty mi się śniłaś.

      – Wejdzie pan na filiżankę herbaty?

      Teraz moja kolej, żeby się roześmiać.

      – Nie. Oszczędzę wam tego. I wolę kawę.

      Marszczy brwi.

      – Kawę też mamy – odpowiada.

      – Wolę wracać. Trochę mi to zajmie przy takim stanie dróg.

      – Jeszcze raz dziękuję za podwiezienie.

      – Do zobaczenia w piątek.

      – Tak. Piątek. – Uśmiecha się do mnie promiennie, a jej śliczna twarz jaśnieje. Całkiem tracę głowę.

      Wysiada z samochodu i rusza do frontowych drzwi. Otwierają się ze skrzypieniem i na zasypaną śniegiem ścieżkę pada smuga łagodnego światła. W progu staje wysoki młody chłopak. Michał. Patrzy gniewnie w moją stronę, gdy włączam silnik.

      Śmieję się.

      To nie jej chłopak. Zawracam land roverem, pogłaśniam muzykę i z idiotycznym uśmiechem na twarzy jadę z powrotem do Londynu.

      ROZDZIAŁ ÓSMY

      – KTO TO? – PYTA Michał chłodnym, spiętym głosem, patrząc na auto przed domem.

      Ma tylko czternaście lat, ale jest o wiele wyższy od Alessii. Ma niesforne czarne włosy i chude, nieporadne kończyny.

      – Mój szef – odpowiada, zerkając przez frontowe drzwi na odjeżdżający samochód. Zamyka je za sobą i nie potrafiąc ukryć dobrego nastroju, szybko i spontanicznie ściska Michała.

      – Okej. – Michał wyrywa się z jej objęć zarumieniony, a w jego brązowych oczach lśni jednocześnie zażenowanie i zadowolenie.

      Alessia rozpromienia się, a jego nieśmiały uśmiech w odpowiedzi tylko potwierdza nastoletnie zauroczenie. Dziewczyna cofa się nieco, żeby czegoś niepotrzebnie nie zasugerować. Nie chciałaby zranić jego uczuć. Przecież on i jego matka są dla niej tacy dobrzy.

      – Gdzie Magda? – pyta.

      – W kuchni. – Mina mu rzednie, a głos cichnie. – Coś jest nie tak. Ciągle pali.

      – O nie… – Puls Alessii przyspiesza, bo ma złe przeczucia. Zdejmuje kurtkę, odwiesza ją na jeden z wieszaków w małym przedpokoju i przechodzi do kuchni. Magda trzyma w ręku papierosa i siedzi przy malutkim stoliku z laminatu. Dym spowija ją niczym opary mgły.

      Kuchnia jest mała, ale przyjemna i jak zawsze czysta, a w tle słychać jakieś polskie radio. Magda podnosi wzrok i wyraźnie cieszy się na jej widok.

      – Udało ci się dotrzeć do domu w tę śnieżycę! Martwiłam się. Miałaś udany dzień? – pyta Magda, lecz Alessia zauważa u niej wymuszony uśmiech i napięte usta, gdy zaciąga się papierosowym dymem.

      – Tak. Wszystko w porządku? A jak twój narzeczony?

      Magda jest kilka lat młodsza od matki Alessii, choć zwykle wygląda, jakby różniła je co najmniej dekada. Jasnowłosa i krągła, ma orzechowe oczy, które lśnią od jej zwariowanego poczucia humoru. Uratowała Alessię. Ale dziś wygląda na zmęczoną, ma bladą skórę i zacięte usta. W kuchni cuchnie papierosami, czego Magda zazwyczaj nie znosi – choć sama pali.

      Kobieta wydmuchuje dym.

      – Tak. W porządku. To nie ma z nim nic wspólnego. Zamknij drzwi i usiądź – mówi.

      Alessię przechodzi dreszcz. Może Magda poprosi ją, żeby się wyprowadziła. Zamyka drzwi do kuchni, przysuwa sobie plastikowe krzesło i siada.

      – Byli tu dzisiaj jacyś ludzie z urzędu imigracyjnego i cię szukali.

      Och, nie.

      Alessia blednie i słyszy, jak krew huczy jej w uszach.

      – Jak już wyszłaś do pracy – dodaje Magda.

      – C-c-co… co im powiedziałaś? – Alessia jąka się, próbując zapanować nad drżeniem rąk.

      – Ja z nimi nie rozmawiałam, tylko nasz sąsiad, pan Forrester. Zapukali do niego, bo nas nie było. Nie spodobali mu się i powiedział im, że nie ma pojęcia o twoim istnieniu. I że ja z Michałem jesteśmy w Polsce.

      – Uwierzyli mu?

      – Tak. Pan Forrester tak uważa. Poszli sobie.

      – Jak mnie znaleźli?

      – Nie wiem. – Magda się krzywi. – Kto wie, jak to wszystko działa? – Znów zaciąga się papierosem. – Muszę napisać do twojej matki.

      – Nie! – Alessia chwyta Magdę za rękę. – Proszę.

      – Już raz do niej napisałam i powiadomiłam ją, że bezpiecznie do nas dotarłaś. A to było kłamstwo.

      Alessia się rumieni. Magda nie zna całej historii jej podróży do Brentford.

      – Proszę – mówi. – Nie chcę jej martwić.

      – Alessio,