E L James

Mister


Скачать книгу

skórę.

      Jej tętno przyspiesza.

      Pocałowałam go!

      Nie pragnie niczego innego, jak zostać tu i napawać się tym nowym, ekscytującym doświadczeniem. Ale nie może. Wie, że to nie w porządku. Wie, że on tylko śni.

      Zamyka oczy na ostatnią minutkę, czuje, jak jego pierś pod nią unosi się i opada. Pragnie otoczyć go ramionami i zwinąć się w kłębek. Ale nie może. Upuszcza płyn do mycia okien i ścierkę na sofę, a potem dotyka jego ramion i potrząsa nim delikatnie.

      – Mister – szepcze.

      – Hm… – mruczy w odpowiedzi on.

      Potrząsa nim nieco mocniej.

      – Mister. Niech mnie pan puści.

      On unosi głowę zdezorientowany i otwiera zmęczone oczy. Zmieszanie na jego twarzy ustępuje miejsca przerażeniu.

      – Niech mnie pan puści – powtarza Alessia.

      Jego dłonie odsuwają się od niej i opadają.

      – Cholera! – Natychmiast siada i wpatruje się przerażony w zeskakującą z niego dziewczynę. Ale zanim zdoła mu uciec, chwyta ją za rękę.

      – Alessio!

      – Nie! – krzyczy.

      A on natychmiast ją puszcza.

      – Przepraszam – mówi. – Myślałem… Myślałem… Ja… Musiało mi się coś śnić. – Wstaje powoli, na jego twarzy widać wyrzuty sumienia, unosi dłonie w geście uległości. – Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. – Przeczesuje dłońmi włosy i pociera sobie twarz, jakby chciał się dobudzić.

      Alessia trzyma się w bezpiecznej odległości, ale uważnie mu się przygląda i dostrzega, jak bardzo jest zmęczony.

      Pan potrząsa głową, żeby zebrać myśli.

      – Bardzo cię przepraszam – powtarza. – Jechałem całą noc. Dotarłem do domu o czwartej nad ranem. Chyba zasnąłem, gdy usiadłem, żeby rozwiązać sznurówki. – Oboje patrzą na jego buty i ślady zaschniętego błota wokół. – Ups. Przepraszam – mówi z nieśmiałym wzruszeniem ramion.

      Alessia w głębi duszy współczuje temu mężczyźnie. Jest kompletnie wykończony, a przeprasza, że nabrudził w swoim własnym mieszkaniu? To nie w porządku. Do tej pory zawsze był wobec niej uprzejmy, dał jej swój parasol, pomógł założyć kurtkę, a gdy przyłapał ją przy fortepianie, pochwalił jej grę i bez wahania pozwolił jej ćwiczyć za każdym razem, kiedy u niego sprząta.

      – Niech usiądzie – mówi, kierując się współczuciem.

      – Słucham?

      – Niech siada – powtarza bardziej zdecydowanie, a on wykonuje polecenie. Alessia przyklęka i zaczyna rozwiązywać mu sznurówki.

      – Nie – mówi pan. – Nie musisz tego robić.

      Alessia odpycha jego dłoń, ignorując go, i rozwiązuje buty, a później ściąga mu je ze stóp. Potem wstaje, już całkiem przekonana, że tak należało zrobić.

      – A teraz śpi – stwierdza, bierze jego buty do jednej ręki, a drugą wyciąga, żeby pomóc mu wstać.

      Pan przenosi wzrok z jej oczu na jej palce i wyraźnie się waha. Po chwili chwyta jej dłoń, a ona pomaga mu podnieść się z kanapy. Prowadzi go delikatnie korytarzem do sypialni. Puszcza jego rękę, odsuwa kołdrę z łóżka i pokazuje na nie:

      – Śpi – mówi i omija go w drodze do drzwi.

      – Alessio! – woła pan, zanim ona wyjdzie z sypialni. Wydaje się jakiś przybity i niepewny. – Dziękuję – mówi.

      Alessia kiwa głową i wychodzi, cały czas trzymając w ręku jego ubłocone buty. Zamyka za sobą drzwi sypialni i opiera się o nie plecami. Przykłada dłoń do szyi, by uspokoić emocje. Robi głęboki, oczyszczający wdech. W ciągu kilku minut przeszła od niepewności i zmieszania poprzez zachwyt i rozkosz aż do współczucia i zdecydowania.

      A on ją pocałował.

      I ona pocałowała jego.

      Dotyka palcami warg. To było krótkie doznanie, ale całkiem przyjemne.

      Nawet bardzo przyjemne.

      Tęskniłem za tobą.

      Robi kolejny głęboki wdech, żeby uspokoić łomoczące serce. Musi powrócić do rzeczywistości. On spał. Coś mu się śniło. Nie był świadomy tego, co mówi ani co robi. Na jej miejscu mógł być ktokolwiek. Otrząsa się z rozczarowania. Jest tylko jego sprzątaczką. Co miałby w niej dostrzec? Czuje się nieco przygnębiona, ale odzyskuje równowagę, podnosi skórzaną torbę pana i idzie do pralni, żeby wyczyścić mu buty i przejrzeć, co trzeba uprać.

      OBSERWUJĘ ZAMKNIĘTE DRZWI sypialni i czuję się jak największy głupek na świecie. Jak mogłem zachować się tak idiotycznie? Tylko ją wystraszyłem.

      Cholera.

      Nic z tego nie będzie.

      Pojawiła się w moim śnie, zjawa w błękicie – i w tym koszmarnym fartuchu – więc zareagowałem.

      Sfrustrowany pocieram twarz dłońmi. Wyjechałem z Kornwalii o jedenastej wczoraj wieczorem. Pięciogodzinna podróż mnie wykończyła. To była głupota. Kilka razy omal nie zasnąłem za kierownicą. Musiałem otworzyć okna, choć był mróz, i śpiewać razem z radiem, żeby nie usnąć. A najśmieszniejsze jest to, że przyjechałem do domu tylko po to, żeby ją zobaczyć. W prognozach pogody ostrzegano przed śnieżycą, a ja nie chciałem utknąć w Kornwalii na tydzień… Więc wróciłem wcześniej.

      Kurwa.

      Spieprzyłem to.

      A ona uklękła u moich stóp, rozwiązała mi buty i zaprowadziła mnie do łóżka, jakbym był dzieckiem. Zaprowadziła mnie do łóżka, żebym położył się spać. Prycham. Żeby spać!

      Kiedy ostatnio ktoś to dla mnie zrobił?

      Nie pamiętam, żeby jakaś kobieta kiedykolwiek odprowadziła mnie do łóżka i w nim zostawiła…

      Wystraszyłem ją.

      Kręcąc głową z odrazy do samego siebie, ściągam ubranie i rzucam je na podłogę. Jestem zbyt zmęczony, żeby zrobić cokolwiek poza wpełznięciem pod kołdrę. Gdy zamykam oczy, przyłapuję się na tym, że wyobrażam sobie, jak ona całkiem mnie rozbiera i dołącza do mnie… tu, w łóżku. Jęczę, gdy przypominam sobie jej słodki, rześki zapach, zapach róż i lawendy, i to, jak delikatna zdawała się w moich ramionach. Przygnębiony i pobudzony szybko zasypiam i ulegam jej w swoich snach.

      BUDZĘ SIĘ NAGLE z dziwnym poczuciem winy. Telefon brzęczy na nocnym stoliku. Ja go tam nie położyłem. Podnoszę go, ale zbyt późno. Nieodebrane połączenie od Caroline. Odkładam telefon na stolik i zauważam, że leży tam też mój portfel, drobne i prezerwatywa. Marszczę brwi i wtedy mi się przypomina.

      O Boże. Alessia.

      Rzuciłem się na nią.

      Szlag by to.

      Zamykam oczy, żeby złagodzić ogarniającą mnie falę zażenowania.

      Do kurwy nędzy!

      Siadam i sprawdzam. Oczywiście moje ubranie znikło. Musiała opróżnić kieszenie dżinsów. To taka intymna czynność, grzebanie w czyichś rzeczach, jej palce na moich ubraniach, na należących do mnie przedmiotach.

      Chciałbym poczuć jej palce na sobie.

      To