planów, Noah. Dziś wieczorem jednak nic z tego – rzuciłem i czym prędzej się oddaliłem. Długo nie będzie się dąsać. A ja nie miałem czasu się z nią cackać.
Dewayne podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach.
– I znowu tracisz formę, stary. Trisha nieźle namieszała ci w głowie.
Nie odezwałem się ani słowem. Dewayne był typowym cwaniakiem. Uwielbiał wygadywać bzdury i wkurzać ludzi. W odróżnieniu od Prestona i Marcusa potrafił mnie sprowokować. Ale tym razem tylko na niego spojrzałem spode łba i ruszyłem bez słowa na następne zajęcia.
– Ale trzeba przyznać, że wyraźnie zrzedła jej mina, kiedy zobaczyła cię z Noah. Zbladła, jakby ją to dotknęło. Więc może jest coś na rzeczy. Tylko nie próbuj wzbudzać w niej zazdrości. To nie w jej stylu.
Cholerny Dewayne! Wnerwiał mnie jak diabli, ale miał rację.
– Rozdział XIV –
Trisha
Kibice darli się jak opętani, choć mecz nawet się jeszcze nie zaczął. Na barierkach dookoła stadionu widniały rozwieszone przez cheerleaderki wielgachne plakaty z hasłami, z których najgłupsze moim zdaniem brzmiało: „Rock da wam popalić!”. Naprawdę ktoś w to wierzył? Przecież do wygrania meczu potrzebna jest cała drużyna. Wiedziałam, na czym polega futbol. W pojedynkę Rock nie jest w stanie nic zdziałać.
Ledwo weszliśmy na stadion, Krit i Green od razu ulotnili się do kolegów. Kazałam bratu meldować się u mnie co pół godziny, na co tylko przewrócił oczami, ale wymamrotał: „Dobra, jak tam sobie chcesz”.
Krit nie był przyzwyczajony do normalnego życia. Wiedziałam, że to dla niego wielkie przeżycie – wyjść z domu i spotkać się z przyjaciółmi. Większość dzieciaków uznawała takie rzeczy za coś naturalnego, ale z nami było inaczej. Nic dziwnego, skoro mieliśmy szurniętą matkę.
Lustrowałam wzrokiem tłum na trybunach, aż w końcu dostrzegłam jego jasnoblond czuprynę. Stał w grupce chłopców, których nigdy wcześniej nie widziałam. Na dodatek miałam wrażenie, że są od niego starsi.
– Kto to? – spytałam Riley zaniepokojonym głosem.
– Uspokój się, mamuśko. Chłopaki z jego klasy. Ten najwyższy mięśniak, niezły jak na trzynastolatka, to Dustin, młodszy brat Dewayne’a Falco. Największy twardziel w klasie. Krit nieźle dobiera sobie przyjaciół – same asy.
Nie byłam zachwycona faktem, że mój brat kumpluje się z bratem Dewayne’a Falco.
– Może powinnam po niego pójść – powiedziałam z zastanowieniem, przygryzając nerwowo dolną wargę.
– Uhm. Wtedy się na ciebie wścieknie. Nie radzę. Poza tym Dustin Falco nie sprawia problemów. Jego rodzina to porządni ludzie. Ojciec ma firmę budowlaną – Falco Construction. Poznałam jego mamę, jest naprawdę super. Przyszła kiedyś do sekretariatu, kiedy pracowałam tam na przerwie, i przyniosła coś przeciwbólowego dla Dewayne’a.
No dobra, w porządku. To, że Rock i Preston przespali się chyba z każdą dziewczyną w szkole, nie oznacza jeszcze, że brat Dewayne’a jest taki sam jak oni. No pięknie, znowu krytykuję Rocka. Nie powinnam tego robić, nie mój cyrk, nie moje małpy.
– Okej, masz rację. Najważniejsze, że go stąd widzę i mam na oku.
W tym momencie do grupki kolegów Krita podeszła ładna dziewczyna o rudych włosach. Dustin Falco objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. To mi się nie spodobało. Takie czułości nie pasowały mi do gimnazjalistów.
– Jesteś pewna, że on jest w wieku Krita? – spytałam przyjaciółkę, gdy Dustin pocałował dziewczynę w czubek głowy.
– Mhm, na pewno. To Sienna Roy, najlepsza kumpela Dustina – wyjaśniła Riley.
Skąd ona to wszystko wiedziała? Ta parka wcale mi nie wyglądała tylko na przyjaciół.
– Jakim cudem aż tyle o nich wszystkich wiesz?
Moja przyjaciółka wzruszyła ramionami.
– To małe miasteczko. Poza tym od najmłodszych lat chodzę do tego samego kościoła co Sienna Roy.
W tym momencie zauważyłam wspinającego się ku nam po schodach Daveya, który wcześniej poszedł po nasze – jak to określił – racje żywnościowe. Słysząc to, musiałam złapać się za bok, bo śmiech nadal sprawiał mi ból. Teraz wracał, dźwigając trzy zestawy nachosów z sosem serowym, trzy hot dogi i tyle samo paczek waty cukrowej, a na wierzchu jeszcze coś, co wyglądało na torebkę cukierków. Z bocznych kieszeni spodni wystawały mu dwie butelki z napojem, a trzecią, jak podejrzewałam, upchnął z tyłu.
– Wykupiłeś całe stoisko? – spytała Riley, podnosząc się i odbierając rzeczy z jego rąk.
– Może nie całe. Ale się starałem – odparł.
Wzięłam od przyjaciółki swój przydział i wspólnie rozłożyłyśmy jedzenie dookoła nas. Wiedziałam, że sami nie damy rady wszystkiego zjeść, ale na szczęście byli jeszcze Krit i Green. Postanowiłam oddać bratu nachosy i watę cukrową, kiedy przyjdzie się u mnie zameldować.
– Jeśli czegoś nie dojemy, oddamy tym dwóm wszystkożercom od Trishy – oznajmił Davey.
– Dzięki, Davey. Nie musiałeś aż tyle tego kupować – powiedziałam.
Wiedziałam, co prawda, że rodzice nie żałują mu kieszonkowego, żeby nie musiał pracować i mógł skupić się tylko na nauce i dostaniu do Yale, ale i tak byłam mu wdzięczna za ten miły gest.
Davey mrugnął do mnie porozumiewawczo.
– Mam dziś randkę z dwiema gorącymi laskami. Muszę je dobrze nakarmić, żeby znowu zgodziły się ze mną umówić.
Uśmiechając się, sięgnęłam po hot doga i odgryzłam kęs. Od szkolnego obiadu minęło już sporo czasu, więc byłam głodna i nie miałam zamiaru wymawiać się od jedzenia.
Nie zdążyłam dojeść hot doga, gdy wszyscy dookoła jak na komendę zerwali się na równe nogi i zaczęli wiwatować. Wydawali entuzjastyczne okrzyki i skandowali nazwiska zawodników. Przyglądałam się z zafascynowaniem, jak wymachują pomponami na patykach. Riley wyciągnęła rękę i szarpnęła mnie za ramię.
– Zawodnicy wbiegają na boisko. Wczuj się trochę w atmosferę kibicowania! – zawołała, starając się przekrzyczeć tłum.
Przełknęłam ostatni kęs hot doga i podniosłam się z siedzenia w obawie, że jeśli przyjaciółka szarpnie mnie odrobinę mocniej, sama zacznę krzyczeć – z bólu.
Spojrzałam na boisko ponad głowami wymachujących pomponami kibiców i zobaczyłam, jak jeden z zawodników przedziera się przez papierowy baner z hasłem: „Jesteśmy numerem 1” i wypisanymi dookoła nazwiskami członków drużyny. Nie rozpoznałam go, bo z daleka wszyscy wydawali mi się identyczni. Riley przyłożyła dłonie do ust i zawołała coś, czego nie zrozumiałam w tym hałasie. Kibice zaczęli tupać nogami, a gracze zadarli głowy, spoglądając na trybuny i wymachując triumfalnie pięściami.
– Dziesiątka! – krzyknęła do mnie Riley.
– Co?
– Gra z dziesiątką! – powtórzyła.
Dobrze wiedziałam, o kim mowa, mimo to udałam zdziwienie.
– Kto?
Przyjaciółka przewróciła oczami i zaśmiała się, a potem znów wbiła wzrok w boisko.
Zanim pojawiła się