wykrztusiła, kolejny raz z grymasem bólu na twarzy.
Koniec, nie mogłem już więcej zmuszać jej do mówienia. Dalszą drogę spędziliśmy w ciszy. Przez cały ten czas układałem w głowie scenariusze morderstwa sukinsyna, który odważył się tak urządzić Trishę.
Dojazd do szpitala zajął nam niecałe siedem minut, ale miałem wrażenie, że trwa całą wieczność. Każdy jęk i syk bólu Trishy przyprawiał mnie o szaleństwo. Nie mogłem znieść myśli, że tak bardzo cierpi i wściekałem się na siebie, że nie byłem w stanie temu zapobiec. Dlaczego nie chciała, żebym był przy niej? Dlaczego mnie odtrąciła?
Zatrzymałem się przed wejściem i odwróciłem do Trishy.
– Idę po wózek. Nie ruszaj się stąd.
Skinęła lekko głową i uśmiechnęła się z przymusem.
Nigdy więcej! Już nikt nigdy jej nie skrzywdzi. Przysięgam, że tego dopilnuję.
Chciałem od razu jej to obiecać, ale ugryzłem się w język. Zaczęłaby tylko niepotrzebnie się martwić, jak zamierzam tego dokonać.
Ale ja jej udowodnię, że to możliwe.
– Rozdział XVIII –
Trisha
Okazało się, że mam złamane dwa żebra, ale o tym wiedziałam i bez lekarzy. Na szczęście uniknęłam przebicia płuca. Do tego jeszcze zwichnięty łokieć i złamana kość promieniowa w nadgarstku. Gdy nowy facet Fandory złapał mnie za rękę i przerzucił na drugą stronę pokoju, usłyszałam, jak coś w nim chrupnęło, więc i ta diagnoza nie była dla mnie żadnym zaskoczeniem. Dzięki Bogu, obyło się bez złamanego nosa. Krwawił tak obficie, że poważnie się tego obawiałam.
Dobrze, że Fandora zdążyła wkroczyć do akcji i zasłonić Krita. Jemu też trochę się oberwało, zanim macocha powstrzymała swojego kochasia. Krit wpadł w szał i próbował się przedrzeć do mnie, ale Fandora ich rozdzieliła i zaczęła wrzeszczeć na swojego faceta, żeby nie ważył się tknąć jej synka.
Cała awantura wzięła się stąd, że ten jej obleśny drań złapał mnie za tyłek. Kazałam mu się odczepić, ale przyparł mnie do ściany i zaczął bełkotać coś o mojej cipce. Wtedy wszedł Krit i na nasz widok dostał amoku. Rzucił się na faceta matki, a tamten strząsnął go z siebie, aż upadł na podłogę.
Na to wybiegła z sypialni Fandora i widząc, co się dzieje, oczywiście uznała, że to ja jestem wszystkiemu winna. Zaczęłam się wyrywać z rąk tego jej oblecha i gdy kopnęłam go z całych sił w krocze, przestał mnie obmacywać i zaczął okładać pięściami.
Gdy pod drzwiami naszej przyczepy zjawił się zwabiony odgłosami bójki nasz sąsiad, Gary Holmes, drań zdążył się już ulotnić. Schowałam się czym prędzej w swoim pokoju, a Krit poszedł w moje ślady. Bałam się, że pan Holmes wezwie policję, a to ostatnia rzecz, jakiej mi teraz było trzeba. Po chwili usłyszałam przez drzwi, jak Fandora kłamie sąsiadowi, że tylko się pokłóciliśmy. Na szczęście uprosiłam Krita, żeby siedział cicho.
W końcu udało mi się namówić brata, żeby poszedł do Greena. Zgodził się dopiero wtedy, gdy obiecałam mu, że pojadę do szpitala. Zagroziłam, że jeśli mnie nie posłucha, nie zadzwonię po Daveya i będziemy tu tkwić przez całą noc. Wykłócał się, że nie może zostawić mnie samej, ale sam widział, że przy każdym oddechu jęczę z bólu. W końcu dał się przekonać, lecz musiałam mu obiecać, że zadzwonię do niego, jak tylko dotrę do szpitala.
Oczywiście ani mi się śniło wtajemniczać w nasze brudne sprawy Daveya czy Riley. Wiedziałam, że będą nalegali, żebym zgłosiła się na policję, a ja nie mogłam tego zrobić. Nie miałam zamiaru pozwolić, żeby rozdzielili mnie z Kritem. Wiedziałam, że jest tu ze mną w miarę bezpieczny. Fandora udowodniła dziś, że nie pozwoli zrobić mu krzywdy. A ja jakoś sobie z nią poradzę.
Kiedy z ciemności wyłonił się Rock, o mało nie rozpłakałam się z ulgi. Byłam już prawie pewna, że nie dam rady dotrzeć pieszo do szpitala. Wtedy pojawił się on i mnie uratował.
Pielęgniarka oczywiście w pierwszej kolejności wypytała mnie o Rocka. Personel szpitala na pewno podejrzewał, że zostałam pobita, więc rzecz jasna, na pierwszy ogień poszedł mój rzekomy chłopak. Zaklinałam się, że on nie ma z tym nic wspólnego, a wręcz uratował mi życie.
Na korzyść Rocka w dużej mierze świadczył fakt, że nie miał na sobie nawet najmniejszego zadrapania.
Skoro Rock był poza podejrzeniem, znów zaczęli mnie maglować, żebym zdradziła, kto mnie skrzywdził. Tłumaczyłam, że spadłam ze schodów wejściowych do domu i wylądowałam na cegle. To było najbardziej wiarygodnie wyjaśnienie, jakie udało mi się wymyślić, ale rzecz jasna, nikt mi nie uwierzył. Przysięgałam jednak, że to prawda, więc choć niechętnie, w końcu dali mi spokój.
Niedługo potem w mojej sali zjawiła się przyjaźnie uśmiechnięta pielęgniarka i oznajmiła:
– Nie możemy się dodzwonić do twojej mamy. Obawiam się, że na razie musisz u nas zostać, dopóki się z nią nie skontaktujemy. Trzeba podpisać dokumenty do twojego wypisu. Nie wiesz, gdzie ona może teraz być?
Jasne, że wiem. Pewnie pije w jakimś barze.
– Nie. Mój młodszy brat nocuje dziś u kolegi, więc mama poszła na randkę. Ja miałam zostać w domu, dlatego nie przyszło jej do głowy, że coś się mogło stać i ktoś będzie jej szukał.
Pielęgniarka spojrzała na mnie bez przekonania, ale pokiwała głową.
– Rozumiem. Pod salą czekają na ciebie dwaj bardzo zniecierpliwieni młodzieńcy. Mogę ich tu wpuścić? Jeden z nich to twój brat. Chłopak, który cię do nas przywiózł, chyba do niego zadzwonił i ktoś go tu podrzucił.
No, pięknie. Ciekawe, co Krit nagadał w poczekalni?
– Pewnie, że tak – odparłam z uśmiechem, choć wcale nie byłam zadowolona.
Kobieta spojrzała na mnie na odchodne ze smutkiem w oczach. Trudno, nie potrzebowałam jej pomocy. Tylko wszystko by zepsuła. Nie pozwolę, żeby rozdzielili mnie z Kritem. Jeszcze dwa lata i będę pełnoletnia, a wtedy zatroszczę się o nas oboje.
Krit wszedł do sali pierwszy. Na jego twarzy malowała się ulga przemieszana z niepokojem.
– Chciałaś tu dotrzeć pieszo? Odbiło ci, Trisha? Pieszo? Co by było, gdyby Rock przypadkiem nie przejeżdżał obok? Mogłaś tam umrzeć. Boże, nigdy w życiu już ci nie zaufam. Następnym razem nigdzie się bez ciebie nie ruszę.
– Nie mogłam pozwolić, żeby ktoś się dowiedział – szepnęłam, zerkając w stronę drzwi, żeby upewnić się, że stoi w nich tylko Rock, a nie pielęgniarka.
Krit przeciągnął dłonią po swoich długich, potarganych włosach, których za nic nie godził się obciąć.
– Ale mnie wystraszyłaś! Mam tego wszystkiego dość. Nienawidzę tego przeklętego domu. I jej. Dlaczego nie mogę mieć normalnej matki?
Serce mi się krajało, gdy widziałam go w takim stanie. Nie dostał szansy na normalne dzieciństwo. Przez całe życie próbował mnie chronić, choć w rzeczywistości to ja zawsze go osłaniałam. Nawet kiedy byliśmy jeszcze mali, brał mnie za rękę po każdym laniu od Fandory i obiecywał, że się mną zaopiekuje, że wszystko się ułoży. Oprócz niego nie miałam nikogo na świecie. Był jedyną osobą w moim życiu, którą kochałam i która kochała mnie. Zrobiłabym dla niego absolutnie wszystko. Czy on naprawdę tego nie rozumiał?
– Taka sytuacja się więcej nie powtórzy.