B.V. Larson

Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa


Скачать книгу

ulgą podszedłem razem z nim do centralnego stołu. Mina jednak nieco mi zrzedła, gdy usłyszałem jego rozkaz.

      – Zniszczyć pierwszy okręt, który się zbliży. Wszystkie jednostki mają skupić na nim ogień. Każcie naszym kapitanom zmieść go z nieba i znów się przefazować.

      Pozostali byli w takim samym szoku jak ja.

      – Ale, sir… – ośmielił się zaprotestować jeden z obecnych – na pewno stracimy w ten sposób część z naszych jednostek. Nie możemy zniszczyć krążownika jedną salwą, to będzie bitwa na małym dystansie.

      – Wiem – odparł Vega. – I mam nadzieję, że ich odstraszy.

      5

      Tym razem nie dało się wybić Vedze z głowy rozpoczęcia wojny. Czułem się za to trochę odpowiedzialny. Pomyślałem, że jeśli nasze okręty ulegną przez to zniszczeniu, część winy spadnie na mnie.

      Oficerowie przy stole z ponurymi minami przyglądali się rozpoczynającej się bitwie. Obce okręty wciąż się zbliżały. Wyraźnie się nie spieszyły i utrzymywały zwarty szyk. Dobre wieści były takie, że wykryliśmy tylko trzy. Obawiałem się wcześniej, że zaraz dołączy do nich jeszcze kilkanaście.

      Nasze okręty zbierały siły, aż w zasięgu znalazło się jedenaście z nich. Okrążyły wroga jak duchy. Nawet my nie wiedzieliśmy, gdzie są. Ich wyświetlone pozycje były jedynie szacunkowe. Wiedzieliśmy, gdzie rozkazaliśmy im się udać, i pozostawało nam tylko mieć nadzieję, że tam dotarły.

      Prowadzący okręt rozpoczął zasadzkę. Jako że żaden z fazowców nie wiedział, gdzie znajdują się pozostałe, dowódca zajął pozycję i uderzył pierwszy. To stanowiło sygnał dla reszty.

      – Ten kapitan ma jaja – mruknął Vega. – Czy przeżyje, czy nie, należy mu się odznaczenie.

      – Zanotowano, generale.

      Przyglądałem się ekranom i żałowałem, że nie ma mnie na którymś z okrętów. Moje miejsce było na froncie. Podczas ostatnich kilku sekund przed atakiem zauważyłem, że Vega mi się przygląda.

      – Chciałbyś tam być, ­Blake? – spytał.

      – Tak.

      Skinął głową i klepnął mnie po plecach.

      – Cofam wszystko, co o tobie gadałem za twoimi plecami. Kimkolwiek byś jeszcze był, jesteś też oddanym obrońcą Ziemi.

      – Uch… dziękuję, generale.

      Nasze systemy podświetliły wiązkę energii łączącą maleńki fazowiec z rufą jego zdobyczy. Osłony krążownika zamigotały, ale nie opadły.

      – Mocne kopnięcie w dupę! – krzyknął Vega i uderzył pięścią w stół. Obraz zadrżał, ale generał nie wyglądał, jakby go to obchodziło.

      – Nie ma przebicia, generale.

      – I jeszcze jeden!

      W momencie gdy krążownik zaczął obracać się w stronę pierwszego napastnika, pojawił się następny fazowiec. Pozostałe krążowniki zareagowały chwilę później i skupiły działa na naszym okręcie prowadzącym.

      Do drugiego szybko dołączył trzeci. Razem trafiły w burtę krążownika i tym razem przebiły się przez osłony. Przeciążony przez nadchodzące z wielu kierunków promienie i niezdolny do przewidywania następnych ataków, okręt odniósł uszkodzenia.

      – Trafienie! – roześmiał się Vega. – Patrz, uchodzi z niego powietrze! Czy to paliwo?

      – Radioaktywny gaz według spektrometrów.

      Myślałem, że pierwszy fazowiec znów się zamaskuje i ucieknie, ale oczywiście nie takie miał rozkazy. Pozostał na miejscu i wykonywał uniki, ale nie wycofywał się.

      Znów wystrzelił i tym razem osmalił dziób krążownika.

      – Wygląda na to, że wróg stracił jedną z baterii dziobowych.

      Wtedy właśnie wszystko się zmieniło, tak jak przewidywałem. Krążownik w końcu namierzył napastnika i odpowiedział atakiem. Trzy promienie uderzyły w maleńki fazowiec i sprawiły, że wyparował.

      Wśród zgromadzonych zapanowała konsternacja. Znikła cała brawura. Nikt głośno nie rozpaczał, ale wszyscy byli przygnębieni.

      – Dwa kolejne z naszych okrętów… nie, trzy… atakują krążownik.

      – Dobrze – odparł cicho Vega.

      W napięciu przyglądaliśmy się, jak nasze jednostki znów ostrzeliwują rufę krążownika. Atak był dobrze skoordynowany. Większość naszych sił umieściliśmy przed wrogimi jednostkami, podczas gdy wiodący okręt zaatakował od rufy. Gdy wróg się obrócił w stronę napastnika, pozostałe znalazły się za nim. Uderzyły jednocześnie i poczyniły znaczne szkody.

      Krążownik był uszkodzony, ale nie wyeliminowany.

      – No dalej… – powiedział Vega. – Dalej, giń, do cholery!

      Rozkazał ziemskim okrętom walczyć aż do zniszczenia wroga. Jeśli wytrzymają jeszcze chwilę…

      – Generale, pozostałe dwa krążowniki namierzają cel. Kazać naszym wycofać się?

      – Nie! – krzyknął Vega. – Nie… Trzymamy się planu.

      Poczułem teraz do niego szacunek. Dowodził i czuł się jak ryba w wodzie. A także cierpiał wraz z naszymi najlepszymi załogami, które ginęły, próbując wykonać jego rozkazy. Ale nadal się nie wycofywał.

      Nieuszkodzone krążowniki zniszczyły kolejne dwa fazowce. Wtedy jednak ujawniły się wszystkie nasze okręty. Przyszło mi do głowy, że nie są idealnie skoordynowane. Gdyby były, dziesięć z nich zaatakowałoby w momencie, gdy pierwszy krążownik się obrócił.

      Nie miało to już jednak znaczenia. Zmasowany atak sprawił, że krążownik rozpadł się na drobne kawałki. Nasze okręty znów się przefazowały.

      Dwa pozostałe krążowniki próbowały ostrzeliwać prawdopodobne ścieżki ucieczki fazowców. Obserwowaliśmy obraz w napięciu przez kolejne dziesięć minut, ale na szczęście żadnego nie trafiły.

      – Wycofały się, generale.

      Vega skinął głową i beznamiętnie wpatrywał się w pole bitwy. Z epicentrum eksplozji nadal rozchodziło się promieniowanie, kłęby gazu i metalowe odłamki. Za kilka godzin miały spaść w atmosferę Ziemi i spłonąć jak spadające gwiazdy.

      – Zostało siedemnaście okrętów – powiedział Vega, odwróciwszy się do mnie – plus twoja przestarzała łajba. Ziemia może znów potrzebować „Młota” w czynnej służbie.

      – Jestem gotów, generale.

      – Dobrze – powiedział. – Znów skontaktujcie się z nadlatującą flotą. Wyślijcie komunikat, że to było ostrzeżenie i że jeśli natychmiast się nie wycofają, wszyscy ulegną zniszczeniu w naszym następnym ataku.

      Zespół tłumaczy chwilę nad tym pracował, po czym wysłał wiadomość. Czekaliśmy w przyćmionym świetle i przyglądaliśmy się gasnącym ogniom pobojowiska.

      – Myślisz, że zrozumieli nasz komunikat, ­Blake? – spytał Vega.

      – Admirał Fex raczej nie mógł go przegapić.

      Czekaliśmy przez chwilę, która wydawała się nam zdecydowanie zbyt długa. Wróg jednak w żaden sposób nie dawał do zrozumienia, że otrzymał wiadomość. W końcu jednak dostaliśmy odpowiedź.

      – Tu admirał Fex. Wasz niesprowokowany atak