Maxime Chattam

Neverland


Скачать книгу

wyglądał na bardzo zaintrygowanego.

      Kiedy nadeszła jej kolej, Amber powstrzymała się przed daniem mu nauczki za pomocą przeobrażenia. Musiała wykorzystać mężczyznę do realizacji swojego planu, wzbudzić jego ciekawość, a nie gniew, po to, aby zabrał ich ze sobą.

      Kram wstał ze swojego tandetnego tronu.

      – Świetlista dziewczyna! – zawołał, wskazując Amber.

      Pokiereszowany utkwił w niej swoje niebieskie oczy, w których widać było sceptycyzm.

      – No, maleńka – rzekł tonem, w którym pobrzmiewała perfidia – masz do wyboru: albo udowodnisz mi teraz, że ten zwyrodnialec mówi prawdę, albo zedrę z ciebie ubranie i rzucę cię w ich odrażające ramiona. Decyduj.

      Amber zacisnęła zęby. Już teraz nienawidziła tego obrzydliwego typa, jednak nie miała wyboru. Musiała wyciągnąć stąd wszystkich przyjaciół.

      Wytrzymała świdrujące ją spojrzenie, po czym wzniosła szmaragdowe oczy ku pierwszemu balkonowi. Skupiła się na biciu serca, które nagle bardzo przyspieszyło. Poczuła, jak krew wiruje w niej aż po czubki palców i tętni w skroniach. I nagle zaschło jej w gardle. Była w zgodzie ze swoim przeobrażeniem. Więc sięgnęła jeszcze bardziej w głąb siebie, w stronę tego, co było najdalej, najcenniejsze i najcieplejsze. I poczuła wirujące w niej powoli, zanurzone w jej łonie, falujące włókna Jądra Ziemi. Było tam, niemal zduszone. Amber zaczerpnęła z samej powierzchni. Przede wszystkim nie chciała przechwalać się całą swoją mocą, należało wykorzystać tylko nieznaczną część tego wspaniałego źródła energii.

      Nie spuszczała wzroku z balkonu.

      Nagle wszystkie podtrzymujące go belki trzasnęły w jednej chwili, kamień, w którym zamocowano dyle, pokryła siatka pęknięć i cała struktura się zachwiała, a pół tuzina Żarłoków poleciało pięć metrów niżej. Spadali, nawet nie zdążywszy krzyknąć, a wszyscy zebrani zamilkli zdumieni. Słychać było jedynie trzask kamienia, który rozpadł się koło tronu Krama.

      Pokiereszowany znowu zwrócił się do Amber. Tym razem jego ton się zmienił. Sprawiał wrażenie zafascynowanego. Dłonią w skórzanej rękawiczce dotknął jej brody.

      – Nie wiem, czy naprawdę jesteś świetlistą dziewczyną, jak cię nazywają, ale masz w sobie dużą moc. Jesteś warta fortunę, kochanie.

      W okrutnym uśmiechu ukazał żółte zęby, a następnie dał znak jednemu z żołnierzy, który stał za plecami Amber.

      Opuszczą zamek, upewniła się szybko. Wkrótce będą daleko od Żarłoków, a wtedy porozmawia z Pokiereszowanym. Zapyta go o ich położenie, o region, o to, co wie o zatonięciu statku. Najpierw zagra pierwszą naiwną, głupiutką dziewczynkę, która próbuje całą tę sytuację zrozumieć. Jeśli to się nie uda, użyje swoich zdolności, żeby przejąć kontrolę. I żądać. Zanim uwolni swoich towarzyszy.

      Amber westchnęła głęboko. Tak, oni prawie wykaraskali się z kłopotów, lecz trzeba jeszcze odnaleźć pozostałych. Odnaleźć Matta. Nawet jeśli Entropia ma pokryć ziemię, Amber nie wyobrażała sobie, że w pogrążonym w chaosie świecie nie będzie u jej boku Matta.

      Jeden z żołnierzy stanął przed dziewczyną i zacisnął na jej szyi obrożę. Usłyszała odgłos zapadki. Lodowaty metal wywołał gęsią skórkę.

      Pokiereszowany zrobił krok do tyłu, aby przyjrzeć się jej z podziwem, ciągle z tym samym okrutnym uśmiechem na ustach.

      Nagle Amber poczuła, jak chłód metalu przenika jej ciało. I w miarę jak schodził niżej, jej przeobrażenie malało. Ogarnięta paniką, chciała zerwać obrożę, ale ta została mocno zamknięta na szyi. Już wkrótce żadna nadzwyczajna siła nie ożywi jej ciała.

      Resztki przeobrażenia wyczerpywały się, rozproszone przez groźną obrożę. I Amber upadła.

      Nawet Jądro Ziemi już się nie poruszało. Jakby ją opuściło. Albo jakby umarło.

      6

      Krzyk umarłych

      Mijały godziny, a oni pokonywali kolejne kilometry.

      Matt jechał na Kudłatej, Lily na grzbiecie Likana, a Johnny dosiadał trzeciego psa, którego ochrzcili niemieckim – zdaje się – słowem Mut. Piotr sam prowadził wóz. Wszyscy byli zgodni, że trzeba jak najszybciej opuścić niebezpieczne ziemie, na których rozlewało się czerwone światło oraz przerażające wojska Entropii i Oza, ale ponieważ nadal nie chcieli poruszać się drogami, spowalniała ich roślinność, głębokie dziury, zbyt szerokie strumienie. Czasami natrafiali na prawdziwe mury obronne z jeżyn, które trzeba było obejść lub ściąć mieczem.

      Johnny wielokrotnie proponował, by dla zyskaniu czasu wybrali jakiś odsłonięty szlak, lecz Piotr systematycznie odmawiał.

      – W ten sposób byśmy szybciej uciekli! – denerwował się Johnny.

      – To zbyt niebezpieczne! – odpowiadał Piotr.

      – Ozyjczycy się nie kryją. Gdy ich usłyszymy lub zobaczymy, zdążymy się ukryć.

      – To nie wojsk Oza się obawiam, lecz tego, co od jakiegoś czasu przechadza się drogami. Nie, Johnny, zostańmy na starych ścieżkach.

      Przebywali więc niezmierzone lasy, potem gigantyczne równiny porośnięte wysoką trawą, tylko miejscami poprzecinane zagajnikami lub samotnym wzgórzem, gdzie starali się szybko dotrzeć w poszukiwaniu dającego wytchnienie cienia. Raz, dwa razy dziennie przyjeżdżał Edo, aby ostrzec ich przed wioską, którą powinni ominąć, lub grupą Ozyjczyków. Pionier jechał w odległości dwóch, trzech kilometrów przed nimi i na bieżąco informował trzy konwoje, podobne jak ten Piotra.

      Zapadała noc piątego dnia podróży, kiedy schronili się w skalistym zagłębieniu na zboczu wzgórza. Johnny wskazał ręką południowy wschód, skąd dobywało się niebieskie i czerwone światło, rozciągnięte na całym horyzoncie, jakby postawiono na ziemi jakiś niesłychany dwukolorowy neon, świecący na odległość wielu kilometrów.

      – Zobaczcie! – zawołał. – Entropia jest także przed nami!

      – Nie – odparła Lily uspokajającym tonem – to są rojoszmerki.

      – Skararmeusze – uściślił Matt. – Są także w Ameryce. Na dawnych autostradach niebieskie idą w jedną stronę, a czerwone w drugą.

      – Tu jest podobnie. Nikt nie wie, czym one są i co robią. Tylko że z niezmąconym spokojem idą tak w dzień i w nocy.

      – Ma to jakiś związek z Burzą.

      – Skąd wiesz?

      – Przeczucie. Zwiększają moc przeobrażenia. W taki czy inny sposób muszą być połączone z tym, co się w nas zmieniło, co przeobraziło świat. Nie umiem tego wyjaśnić, jednak to czuję.

      – Imperator Oz bardzo się nimi interesował. Maester z Białego Miasta uchodzi za kierownika badań nauk tajemnych. W ten sposób zbudowali fabryki Eliksiru oraz wiele innych okropnych rzeczy.

      Matt przytaknął.

      – Luganoff – przypomniał sobie. – Wstrętny typ. Manipulator. Chce, aby wierzono, że jego odkrycia spadły z nieba w chwili – jak to nazywa – Wielkiego Przebudzenia.

      – Oz posługuje się kłamstwem, by manipulować swoimi oddziałami. Nikt już niczego nie pamięta, a więc są posłuszni pierwszemu przybyszowi, który im dodaje odwagi. Luganoff to jego prawa ręka. Człowiek perfidny i spiskowiec. Niesłychanie niebezpieczny. To on, w oczach niektórych, zamienił nasze istnienie w mit, dzięki czemu mógł manipulować naszym wizerunkiem, albo sprawił, że inni uznali nas za krwiożerczych