najbardziej sceptyczni – że głupcem, prawda zaś jest taka, że się łudził. Ci prostacy, których pragnął wyzwolić, zmasakrowali go wraz ze wszystkimi jego towarzyszami. Dowodzi to, dokąd mogą zaprowadzić dobre chęci, jeśli się zapomina, jak rzeczywiście sprawy stoją.
– Rozumiem – powiedział Simone – ale czego oczekuje pan ode mnie?
– No więc tak… Jeśli mamy uniemożliwić tym młodym ludziom popełnianie błędów, najlepiej wtrącić ich na pewien czas do więzienia pod zarzutem zamachu na ustrój państwa i uwolnić wtedy, kiedy te szlachetne serca będą naprawdę potrzebne. Należy więc zaskoczyć ich w chwili, gdy będzie oczywiste, że stali się winni przestępstwa konspiracji. Pan wie z pewnością, którym przywódcom są posłuszni. Wystarczyłoby, żeby otrzymali od jednego z nich wiadomość, zlecającą im stawić się w określonym miejscu w pełnym uzbrojeniu, z kokardami, sztandarami i innymi świecidełkami, które dowiodą, że to gotowi do boju karbonariusze. Przybywa wtedy policja, aresztuje ich i po wszystkim.
– Ale gdybym wówczas z nimi był, aresztowano by także mnie, a gdyby mnie nie było, zrozumieliby, że to ja ich zdradziłem.
– Ależ, proszę pana, nie jesteśmy na tyle niedoświadczeni, aby o tym nie pomyśleć.
Przekonamy się, że Bianco pomyślał o wszystkim należycie. Znakomitym myślicielem okazał się jednak również nasz Simone, który uważnie wysłuchawszy proponowanego mu planu, wykoncypował niezwykłego rodzaju wynagrodzenie i zakomunikował kawalerowi Bianco, czego oczekuje od wielkodusznego monarchy.
– Widzi pan, notariusz Rebaudengo, zanim zacząłem z nim współpracować, popełnił już wiele przestępstw. Wystarczyłoby, żebym ustalił kilka takich przypadków, właściwie udokumentowanych, ale niedotyczących żadnych prawdziwie ważnych osób – raczej związanych z kimś już nieżyjącym – i za pańskim uprzejmym pośrednictwem przesłał anonimowo cały ten obciążający materiał sądom. Mielibyście dosyć dowodów, aby oskarżyć notariusza o wielokrotne sfałszowanie dokumentów urzędowych i wsadzić go do więzienia na tyle lat, by przed ich upływem rozprawiła się z nim matka natura. Biorąc pod uwagę stan, w jakim starzec się znajduje, nie byłoby trzeba długo na to czekać.
– A potem?
– A potem, po uwięzieniu notariusza, ja przedstawiłbym antydatowaną umowę, z której by wynikało, że na kilka dni przed jego aresztowaniem spłaciłem mu wyznaczone raty, nabywając definitywnie jego kancelarię i stając się jej właścicielem. Jeśli chodzi o sumy, które mu przekazałem, wszyscy by myśleli, że odziedziczyłem dosyć po dziadku, prawdę bowiem zna tylko Rebaudengo.
– To interesujące – powiedział Bianco – ale sędzia by się zastanawiał, co z pieniędzmi, które pan rzekomo notariuszowi wpłacił.
– Rebaudengo nie dowierza bankom i trzyma wszystko w kasie pancernej w kancelarii. Oczywiście umiem ją otwierać, bo on odwraca się tylko do mnie plecami i ponieważ mnie nie widzi, jest przekonany, że nie widzę, co on robi. Otóż stróże prawa z pewnością otworzą w jakiś sposób tę kasę i stwierdzą, że jest pusta. Ja mógłbym zaświadczyć, że Rebaudengo złożył mi ofertę prawie niespodziewanie, że sam byłem zdziwiony, jak niewiele żąda, że zrodziło się we mnie nawet podejrzenie, iż z jakiejś przyczyny chce zaprzestać wykonywania zawodu. I w istocie znajdą się oprócz pustej kasy pancernej także popioły Bóg wie jakich dokumentów spalonych w kominku, a w szufladzie jego biurka list z hotelu w Neapolu, potwierdzający rezerwację pokoju. Stanie się wtedy jasne, że Rebaudengo wiedział już, iż aparat sprawiedliwości ma go na oku, i zamierzał się ulotnić, aby cieszyć się swoim majątkiem w państwie Burbonów, gdzie może zdążył ulokować pieniądze.
– Ale gdyby powiedziano mu o tej waszej umowie, on w obliczu sędziego wszystkiemu by zaprzeczył…
– Zaprzeczyłby bez wątpienia i wielu innym rzeczom, ale sędzia z pewnością by mu nie uwierzył.
– To sprytny plan. Podoba mi się pan, mecenasie. Jest pan szybszy, bardziej zaangażowany, bardziej zdecydowany niż Rebaudengo i… jak by tu powiedzieć… ma pan szersze od niego horyzonty. Proszę nam pomóc w sprawie tej grupy karbonariuszy, potem zajmiemy się Rebaudengiem.
Aresztowanie karbonariuszy okazało się dziecinnie łatwe, bo przecież ci młodzi entuzjaści byli właściwie dziećmi, a karbonariuszami – jedynie w swojej rozgorączkowanej wyobraźni. Simone wiedział, że źródłem każdej rewelacji, którą im przekazywał, był dla nich jego bohaterski ojciec, i już od dawna – początkowo powodowany po prostu próżnością – wmawiał im na temat karbonaryzmu różne bzdury, opowiadane mu szeptem przez ojca Bergamaschiego. Jezuita ostrzegał go nieustannie przed knowaniami karbonariuszy, masonów, zwolenników Mazziniego, republikanów i podających się za patriotów Żydów, którzy kryjąc się przed policją połowy świata, udawali handlarzy węglem i zbierali się w tajnych miejscach pod pretekstem rozmów o swoim towarze.
…Wszyscy karbonariusze są podporządkowani Wysokiej Wencie złożonej z czterdziestu członków, których większość – strach mówić – to kwiat rzymskiego patrycjatu, oprócz oczywiście kilku Żydów…
– Wszyscy karbonariusze są podporządkowani Wysokiej Wencie złożonej z czterdziestu członków, których większość – strach mówić – to kwiat rzymskiego patrycjatu, oprócz oczywiście kilku Żydów. Przewodził jej Nubius, bardziej zdeprawowany od całej rzeszy skazanych na dożywocie przestępców, ale znakomitego rodu i ogromnie bogaty, dzięki czemu nic mu w Rzymie nie groziło, nikt go nie podejrzewał. Buonarroti, generał Lafayette i Saint-Simon zwracali się doń z Paryża o radę jak do wyroczni delfickiej. Rady zasięgali u niego także kierujący najważniejszymi wentami w Monachium, Dreźnie, Berlinie, Wiedniu, Petersburgu i gdzie indziej: Tscharner, Heymann, Jacobi, Chodźko, Lieven, Murawjow, Strauss, Pallavicini, Driesten, Bem, Batthyány, Oppenheim, Klaus i Carolus. Nubius sterował Wysoką Wentą mniej więcej do tysiąc osiemset czterdziestego czwartego roku, kiedy ktoś podstępnie go otruł. Nie myśl tylko, że to byliśmy my, jezuici. Podejrzewa się, że zabójstwo należy przypisać Mazziniemu, który chciał i chce nadal stanąć przy pomocy Żydów na czele wszystkich karbonariuszy. Następcą Nubiusa jest teraz Żyd Tygrysik, który podobnie jak Nubius podróżuje niestrudzenie, werbując wrogów Chrystusa; ale skład Wysokiej Wenty i miejsce, gdzie się ona zbiera, okryte są obecnie tajemnicą. Nie mogą ich znać loże, którymi kieruje i które czerpią z niej siły. Nawet owych czterdziestu członków Wysokiej Wenty nie wie, skąd pochodzą rozkazy, które należy wykonać lub przekazać innym. A mówi się, że jezuici są niewolnikami swoich przełożonych. To karbonariusze są niewolnikami władcy, którego nigdy nie oglądają. Może to jakiś Wielki Starzec rozkazuje tej podziemnej Europie.
Simone zrobił z Nubiusa własnego bohatera, jakby męskiego odpowiednika Babette d'Interlaken. Nadając kształt poematu epickiego treściom, które ojciec Bergamaschi podawał mu w formie powieści gotyckiej, hipnotyzował nimi swoich towarzyszy. Ukrywał przy tym mało znaczący szczegół – to, że Nubiusa nie było już wśród żywych.
Pewnego dnia pokazał więc towarzyszom list – sporządził go z łatwością – w którym Nubius ogłaszał natychmiastowe powstanie w całym Piemoncie, miasto po mieście. Grupie Simone przypadało w udziale niebezpieczne i ekscytujące zadanie. Miała zebrać się w określonym dniu rankiem na podwórzu przed Złotym Rakiem, gdzie znajdzie szable i karabiny oraz cztery wozy wyładowane starymi meblami i materacami. Młodzi ludzie mieli się uzbroić, zaciągnąć wozy na ulicę Barbaroux i u jej wylotu zbudować barykadę, która zagrodzi dostęp na plac Zamkowy. Potem należało tam czekać na dalsze rozkazy.
Wystarczyło to w zupełności, aby wzbudzić entuzjazm około dwudziestu studentów, którzy owego fatalnego ranka zgromadzili się na podwórzu gospody i znaleźli w kilku porzuconych tam beczkach obiecaną broń. Kiedy nie zdążywszy nawet nabić karabinów, rozglądali się wokół,